Znaleziono 0 artykułów
06.03.2023

„Vogue Polska” x BMW Art Academy: Wyrzeźbione ciało

06.03.2023
„Lovehummer” w Krupa Gallery (Fot. Alicja Kielan)

Między ekspresją a dekoracją – w jaki sposób współcześni rzeźbiarze i rzeźbiarki wykuwają na nowo ludzkie oblicze? Jak zachować twórczą wolność, unikając pułapki „seksownej ceramiki”? W kolejnym felietonie z cyklu „Vogue Polska” x BMW Art Academy przyglądamy się artystom, którzy ponownie zwracają się ku ciału.

W 1974 roku Lynda Benglis – 33-letnia wówczas artystka z Nowego Jorku – postanowiła część zarobionych na sztuce pieniędzy wydać z polotem w stylu Kardashianów. Do poczytnego czasopisma o sztuce „Artforum” wysłała zapytanie o reklamę, po czym wykupiła w miesięczniku całą stronę, a na niej pokazała siebie, nagą ze sztucznym penisem trzymanym w okolicach krocza. Prowokacja? Być może, ale artystka na co dzień wykonywała rzeźby z lateksu, materiału podobnego do tego, z którego odlano gigantyczne dildo. Chciała tym zamanifestować coś więcej – choćby to, że ciała kobiet należą do nich samych. Rzeźbione przez mężczyzn były z reguły obiektem sprowadzonym do przedmiotu seksualnego, ale z tym koniec. I chociaż sztuka Benglis nigdy nie zyskała należytego rozgłosu, to dziś warto o niej przypomnieć. Choćby po to, by lepiej zrozumieć rzeźbiarki, które próbują wyrzeźbić ciało raz jeszcze.

Prahistoryczna bogini

Żadna inna twórcza działalność człowieka nie skupiała się na naszej cielesności bardziej niż rzeźba – od paleolitycznych idoli przez renesansowe torsy po współczesne formy. Chociaż w drugiej połowie XX wieku wydawało się, że rzeźbę i malarstwo kompletnie zdominuje abstrakcja, to w ostatnich latach coraz częściej tematem rzeźby jest właśnie człowiek, którego tożsamości nie da się określić w sposób oczywisty.

Po raz pierwszy dostrzegłem to w listopadzie 2019 roku na wystawie Agnieszki Brzeżańskiej zatytułowanej „Cała Ziemia Parkiem Narodowym”. W sztuce Brzeżańskiej rzeźba nie jest jedynym medium – panuje tu synergia między obrazem, tkaniną i rzeźbą. Gdy już rzeźbi, to równie skutecznie zaciera granice między nobliwymi obiektami zdjętymi z postumentu a przedmiotami, którym bliżej do artystycznie wykonanych garnków. Niezależnie od rodzaju łączą je antropomorficzne kształty.

Najbardziej spektakularną rzeźbą na wystawie w warszawskiej Królikarni była kobieta-fontanna, której z waginy tryskały strumienie wody. Ceramiczna rzeźba przypominała nieco prahistoryczny totem, idolkę wykopaną przez archeologów. Brzeżańska bierze na warsztat ceramiczną rzeźbę, którą w kulturze Zachodu wyparły bardziej „szlachetne” lub po prostu trwalsze formy – kamień, odlew z metalu czy nawet drewno. Ceramiczna bogini-fontanna cofa nas do przeszłości i każe myśleć o tym, co by się stało, gdyby… zamiast patriarchatu światem zawładnęła religia wychwalająca boginie. Gdyby kruchość ceramiki była doceniana bardziej niż twardość kamienia.

„Cała Ziemia Parkiem Narodowym” w Królikarni (Fot. Marzena Hmielewicz)
„Cała Ziemia Parkiem Narodowym” w Królikarni (Fot. Marzena Hmielewicz)

Sebastian Sebulec: Poza normą

Te światy, możliwe do wyobrażania jedynie w sztuce, odkrywa przed nami także Sebastian Sebulec. Jego praktyka rzeźbiarska opiera się na kształtowaniu postaci, które odnalazłyby się gdzieś na pograniczu świata gier komputerowych i literatury fantasy. Sebulec opiera się na druku 3D, choć część jego prac nie wychodzi poza świat wirtualny. Modelki i modele jego prac można zobaczyć chociażby na Instagramie artysty. Gdyby zamiast pokazywać, spróbować je opisać, to najłatwiej chyba byłoby się odwołać do postaci mitologicznej – Minotaura, ni to człowieka, ni to byka, ni to potwora. Z drugiej zaś strony to postać pluszaka, gigantycznego, nadludzkich rozmiarów futrzaka, któremu chyba najbliżej do bohaterów „Ulicy Sezamkowej”. Ja widzę w tych pracach ucieczkę od ciała, którego granicę wyznaczyliśmy sobie sami, niezgodę na to, jaką płeć czy cechy fizyczne wyznacza nam kultura. Sebulec, jak przed laty Benglis, tworzy tak, jakby nie obowiązywały go normy.

„Lovehummer” w Krupa Gallery (Fot. Alicja Kielan)

Liput i Brzeżańska: Ciało z przeszłości

Jeśli w poszukiwaniu nowego ciała Sebulec wybiega w przyszłość, bo i kształty, i metody jego pracy są niezwykle futurystyczne, to jedna z najciekawszych rzeźbiarek młodego pokolenia, Aleksandra Liput, szuka go w ceramikach. Podobnie jak Brzeżańska, odnajduje to ciało w odległej przeszłości. Na przekrojowej wystawie „Niepokój przychodzi o zmierzchu”, ukazującej sztukę nowego pokolenia, zaprezentowano kilka małych rzeźb artystki. Jej prace przypominają ludzkie szczątki, fragmenty zdeformowanego ciała lub znaleziska z wykopalisk archeologicznych. Sztuka Liput jest obudowana niezwykłymi opowieściami, czego dała przykład na wystawie „Czysty Kryształ”, zorganizowanej w Staromiejskim Domu Kultury w Warszawie. W zdominowanym przez malarstwo – głównie za sprawą kolekcjonerów – świecie sztuki jej prace są tak ciekawą odmianą, że chciałbym, by to właśnie jej prace zaczęto kolekcjonować. Ale tu kryje się pułapka.

„Niepokój przychodzi o zmierzchu” w Narodowej Galerii Sztuki Zachęta (Fot. Tytus Szabelski, archiwum Zachęty)

Ucieczka od dekoracji

Gdy rozmawiałem o współczesnej rzeźbie z Katie Zazenski, redaktorką czasopisma „Blok” przedstawiającego sztukę w Europie Środkowo-Wschodniej, usłyszałem: – Aha, piszesz o „sexy ceramikach”. Seksowne ceramiki to, jak opisuje redaktorka, niewielkie obiekty, które ze spokojem zmieszczą się na głośniku, szafce nocnej czy froncie regału z książkami. Dzieła pasujące i do domu, i na Instagrama. Ich zalew dostrzegają ostatnio specjaliści obserwujący najnowsze działania artystek i artystów. Taka rzeźba, której nie sposób odróżnić od bibelotu, może stać się gadżetem. Jako taki stanie się tylko dekoracją. A to właśnie od dekoracji uciekają i Benglis, i Liput, i Brzeżańska.

Aleksander Hudzik
Proszę czekać..
Zamknij