Znaleziono 0 artykułów
11.02.2021

Pracująca mama w czasie lockdownu

11.02.2021
Fot. Andreas Ortner / TrunkArchive

188 krajów zamknęło szkoły z powodu pandemii, co dotyka ponad 1,6 mld dzieci i młodzieży. Jak przetrwać lockdown, a nawet czerpać przyjemność z godzenia obowiązków rodzicielskich z zawodowymi, radzi samodzielna mama dwójki małych dzieci.

Trzecia rozmowa na Zoomie, drugi dzień lockdownu 3.0. Mojej córce udało się włączyć mikrofon w komputerze w takim tempie, że nie miałam szans zareagować. Oświadczyła wszystkim moim współpracownikom: – To, o czym rozmawiacie, jest strasznie nudne (o dziwo, przyjęli to dużo lepiej niż prezentację w PowerPoincie, którą przed chwilą im pokazałam). Tego poranka wszyscy wiele się nauczyliśmy.

COVID-19 dramatycznie zmienił sposób, w jaki pracujemy. Łączenie świata zawodowego i prywatnego przypomina balansowanie na linie, ale dajemy radę. Nikt nie jest jeszcze w stanie powiedzieć, jak bardzo dotknięte tą sytuacją są dzieci.

Badacze pracujący na Uniwersytecie w Oksfordzie piszą, że po miesiącu lockdownu rodzice i opiekunowie dzieci w wieku od czterech do dziesięciu lat zauważyli wśród pociech większą częstotliwość występowania negatywnych uczuć oraz zachowań, takich jak niepokój, nerwowość i potrzeba częstego przytulania. Wnikliwemu dorosłemu nietrudno to wyjaśnić: szkoły zostały zamknięte, zastąpiły je arkusze z zadaniem domowym, a maluchy chodzą krok w krok za rodzicami, którzy trzymają się swoich MacBooków niczym kół ratunkowych. Kuchenny stół, który kiedyś używało się do jedzenia wspólnych posiłków, robienia bałaganu i grania w planszówki, jest teraz nieustannie oświetlony blaskiem z ekranu laptopa mamy i taty.

Jako samotny rodzic muszę radzić sobie z dwukrotnie większą liczbą obowiązków. Zmagam się z ciągłą presją i poczuciem osamotnienia – wiem, że jeśli czegoś nie zrobię sama, to po prostu nie zostanie to zrobione. Upór pozwala znaleźć w sobie dodatkowe pokłady energii i sprawić, że czas trochę się rozciąga. Owszem, zdarza mi się płakać, myjąc podłogę o 21, bo jest mi ciężko.

Mam jednak wrażenie, że lockdown dał mi coś pięknego: niespodziewany bonus w postaci dodatkowego czasu, który spędzam z dziećmi, które przecież tak szybko dorastają. Pomiędzy ciężkimi momentami, w których nie radziłam sobie ze zmęczeniem i niepokojem, były też takie, kiedy tańczyłam z dwójką moich maluchów w kuchni, by na chwilę zapomnieć o napływających do nas tragicznych informacjach. Pomalowałyśmy kamienie znajdujące się przed naszym małym mieszkaniem, by kolorami wyrazić nadzieję na lepsze jutro, a kiedy farba została zmyta przez deszcz, zrobiłyśmy to raz jeszcze – tym razem wybierając jeszcze radośniejsze barwy. Próbowałyśmy coś upiec, a gdy nam się nie udało, śmiałyśmy się z tego. Każdego wieczoru czytałyśmy, chowając się pod kołdrami z latarkami. Dzieci uczą mnie matematyki – widocznie muszę odrobić zaległe zadania domowe.

Przypomniałam sobie, jak to jest godzinami bawić się lalkami Barbie, robić latawce, budować kryjówki, kopać piłkę, robić ciasta z błota, malować palcami i jak wyczarować wannę pełną piany. Dzieci uczą mnie, jak zwolnić. To prawdziwa edukacja domowa – nie przypuszczałam tylko, że to ja będę uczennicą.

Brytyjska psychoterapeutka Philippa Perry na swoim Twitterze udzieliła nowym edukatorom błyskotliwej rady: „Pozwólcie im, by was czegoś nauczyły – czegokolwiek. Pokażecie im, jak się uczyć i jak słuchać. Gdy uczą kogoś innego, uczą też same siebie. To świetne rozwiązanie dla dzieci w każdym wieku”. 

Przyjęłam: zamknąć laptopa, chwycić ołówek i wrócić do szkoły. Świetnie, ale nie mogę się sklonować lub zatrzymać czasu, by w tym samym czasie ćwiczyć alfabet z jednym dzieckiem, uczyć się matematyki z drugim oraz przedstawiać szefowi raport. I może jeszcze przygotowywać lunch pyszny niczym u Nigelli i zaliczyć trening godny Jane Fondy z lat 80.?

Według UNICEF-u „188 krajów zamknęło szkoły z powodu pandemii, co dotyka ponad 1,6 mld dzieci i młodzieży”. Sytuację pogarsza fakt, że 463 mln uczniów nie ma dostępu do zdalnego nauczania – więc z wdzięcznością podejdź do tego, że nie słyszysz, co mówi twój rozmówca na Zoomie przez to, że twój syn uczy się obok na Microsoft Teams. Jesteśmy uprzywilejowaną częścią świata.

Inna ważna statystyka mówi o tym, ilu z nas może pracować z domu: „Przez pandemię do końca tego roku kolejne 142 mln dzieci z krajów rozwijających się mogą żyć w ubóstwie”. Dla wielu z nas rezygnacja z pracy nie wchodzi w grę, szczególnie gdy, tak jak ja, jesteśmy samotnie wychowującymi dzieci rodzicami. Zdarzały mi się już dni, w których radziłam sobie po mistrzowsku, oraz takie, kiedy rozpadałam się na tysiąc kawałków. Jakkolwiek tobie udaje się przechodzić przez pandemiczne życie – czy masz już wgniecione w dywan kredki, czy nie – jeżeli priorytetem są dla ciebie potrzeby maluchów potrzebujących przytulania, możesz być z siebie dumna. Zbudujesz ważną więź z dziećmi, a twój dywan pewnie wygląda lepiej z wzorami niczym z obrazów Pollocka.

„Czy koledzy z pracy zauważą małe kolorowe odciski palców na moim kołnierzyku? Pewnie tak, ale będę je nosić jak odznakę honoru”.

Jeśli podczas rozmowy wideo nieświadomie wstałam, pokazując spodnie dresowe kontrastujące z oficjalną koszulą – ups! Martwienie się o takie rzeczy to luksus, na który nie mogę sobie pozwolić, gdy dzień jest intensywny. Być może te momenty, kiedy wpółpracownicy widzą moją ludzką stronę, stanowią pole do nawiązania głębszej relacji (dzięki nim mogą też ocenić moje genialne stylizacyjne rozwiązania). Ja też widzę ich ludzką twarz, co może wcale nie jest złe?

Fascynujące jest poznawanie zdania moich dzieci o tym, gdzie pracuję i czym się zajmuję. Miło jest usłyszeć: „Mamo, lubisz to, co robisz, prawda?”, i wiedzieć, że robię to dla nas. Moje dzieci wiedzą teraz, kim jest „Mo z pracy” i że on też w sekrecie ceni sobie Świnkę Peppę. To, co mama robi, gdy dzieci są w szkole, przestało być dla nich tajemnicą, a dla kolegów z pracy również – oglądanie tego, co dzieje się u mnie w domu, przypomina chaotyczny reality show.

W pierwszym tygodniu pierwszego lockdownu głupio przepraszałam za swoje dzieci, jeśli robiły hałas w tle spotkań. Obawiałam się, jak uda mi się połączyć pracę, dzięki której mamy co jeść, z domowymi obowiązkami i najważniejszą dla mnie rolą mamy. Czułam, że przepraszanie za hałas nie jest właściwe, więc zastąpiłam je słowem „dziękuję”, które kieruję do dzieci za to, że są cierpliwe, a do współpracowników za to, że rozumieją, jakie są moje priorytety. Jeśli twoje dzieci chcą się przywitać z uczestnikami zdalnej narady, pozwól im na to – tak wygląda prawdziwe życie. Może to być moment, w którym budują swoją pewność siebie. W ten sposób mówią zdominowanemu przez koronawirusa światu: „Też tu jestem, też jestem ważna/ważny”.

W takim razie, Maya… W sprawie tamtego arkusza kalkulacyjnego odezwę się do ciebie trochę później.

Z pozdrowieniami, Mama

Philippa Morgan
Proszę czekać..
Zamknij