Znaleziono 0 artykułów
25.04.2019

Warszawa. Kunsztowna proteza

25.04.2019
Zodiak Warszawski Pawilon Architektury (Fot. Juliusz Sokołowski / materiały promocyjne Urzędu m.st. Warszawy)

Trudno się oprzeć urokowi wielkich witryn, gładkiego lastryka i kolorowej mozaiki. Zodiak Warszawski Pawilon Architektury  to, wbrew pozorom, całkowicie nowy budynek, będący bardzo udaną wariacją na temat utraconego powojennego modernizmu.

„Wielka radość w Warszawie, bo Starówka znów stoi” – śpiewał kiedyś Mieczysław Fogg. W tekście tej piosenki Konstanty Ildefons Gałczyński mimochodem wyłożył cel, który przyświecał architektom i konserwatorom odbudowującym stolicę. „Wszystko takie jak dawniej – dachy, rynek i księżyc, tylko jeszcze barwniejsze, tylko jeszcze piękniejsze”. Nie chodziło o to, by dokładnie odtworzyć przedwojenne budynki, ale by wykreować ich poprawioną wersję, dopasowaną jednocześnie do wyidealizowanego obrazu dawnej Warszawy i do potrzeb współczesnego miasta. Canaletto na ruchomych schodach.

ZodiakWarszawski Pawilon Architektury  (Fot. Juliusz Sokołowski / materiały promocyjne Urzędu m.st. Warszawy)

Do tych, którzy potrafili projektować „jak dawniej, tylko jeszcze piękniej”, należał Jan Bogusławski, szef zespołu odpowiedzialnego za rekonstrukcję Zamku Królewskiego. Ale odbudowy to w jego dorobku wyjątki. Zasłynął bowiem przede wszystkim modernistycznymi blokami i osiedlami, kinami i barami szybkiej obsługi. Bar Zodiak stworzył wraz z Bohdanem Gniewiewskim pod koniec lat 60. w nowej części Śródmieścia zwanej Ścianą Wschodnią. Domy towarowe, wielkie sklepy, kina, wysokie bloki oraz biegnący między nimi pasaż handlowy, zwłaszcza wieczorem, w blasku neonów, składały się na pocztówkowy kawałek Polski rodem z magazynu „Polska” – młodej, nowoczesnej, pozbawionej kompleksów, zaludnionej przez modelki Barbary Hoff i stylowych chłopaków na skuterach. Wystarczyło jednak kilkanaście lat, by Ściana Wschodnia podzieliła los całego Bloku Wschodniego. Neony ślepły, sklepy pustoszały, a coraz bardziej wykrzywione i wyszczerbione pergole zamiast wielkomiejską scenografię przypominały pochylone płoty na zapadłej wsi. Po upadku komunizmu pasaż zarosły stragany i budki. Warszawskie dzieci straszono legendami o czających się po kątach narkomanach z brudnymi strzykawkami.

Kawiarnia Zodiak w Pasażu Śródmiejskim, 1969 rok (Fot. Grażyna Rutowska)
Zodiak Warszawski Pawilon Architektury (Fot. Juliusz Sokołowski / materiały promocyjne Urzędu m.st. Warszawy)

Pawilon Zodiak składał się pierwotnie z dwóch części. W głównej, jednopiętrowej bryle działał – mówiąc ówczesnym językiem – kombinat gastronomiczny na 300 osób, a w bocznym, parterowym skrzydle, wychodzącym na placyk z fontanną – kwiaciarnia, na której dachu rozkładano kawiarniane stoliki. Po 1989 roku w głównej bryle przetrwała gastronomia, tyle że społemowski kombinat zastąpiła amerykańska trójca KFC, Pizza Hut i Taco Bell. Tymczasem w bocznym skrzydle na miejsce uwiędłej kwiaciarni wchodzili kolejni, coraz mniej szykowni najemcy. Ostatni, których pamiętam, to sklep charytatywny Fundacji Sue Ryder. Od około 10 lat parterowy pawilon stał pusty. Schody, które prowadziły z pasażu do ogródka na dachu, najpierw zamknięto, potem rozebrano, a na nieużywanym tarasie zakorzeniły się małe drzewka.

Zodiak Warszawski Pawilon Architektury  (Fot. Juliusz Sokołowski / materiały promocyjne Urzędu m.st. Warszawy)

Los przypomniał sobie o Zodiaku w 2013 roku, gdy Oddział Warszawski SARP namówił władze Warszawy do tego, by wspólnie stworzyć tu pawilon wystawowy służący popularyzacji architektury i dyskusjom o rozwoju miasta, a przy okazji uratować kawałek dziedzictwa powojennego modernizmu. Ale los bywa przewrotny. Po pierwsze, nieużywany od lat pawilon był w jeszcze gorszym stanie technicznym, niż się początkowo wydawało. Po drugie, zmieniona funkcja wymagała zupełnie nowych rozwiązań. By martwa kończyna Zodiaku mogła znów działać, trzeba ją amputować i zastąpić kunsztowną protezą. Jej projekt stworzyła pracownia Kalata Architekci (główni projektanci: Szymon Kalata, Eliza Kalata i Mateusz Świętorzecki).

Zodiak Warszawski Pawilon Architektury  (Fot. Juliusz Sokołowski / materiały promocyjne Urzędu m.st. Warszawy)
Kawiarnia Zodiak w Pasażu Śródmiejskim, 1969 rok / (Fot. Grażyna Rutowska)

Starą substancję wydłubano do fundamentów, ratując dosłownie okruchy oryginału. Nowa jest konstrukcja, ale jej podziały, tak jak i podziały elewacji, są „jak dawniej”. Nowe są posadzki z lastryka, ale ich barwa i wzór też są „jak dawniej”. Nowa jest klatka schodowa prowadząca na górę, ale jej lekka forma jest inspirowana schodami, które przed rozbiórką łączyły pasaż z tarasem na dachu. Nie odtworzono mozaiki autorstwa Marii Leszczyńskiej, która zdobiła taras, ale Magdalena Łapińska-Rozenbaum stworzyła na klatce schodowej zupełnie nową kompozycję w dawnej konwencji, z wykorzystaniem resztek starej dekoracji i współczesnej stłuczki szklanej. Neon wrócił, ale mniejszy i w trochę innym miejscu.

Zodiak Warszawski Pawilon Architektury  (Fot. Juliusz Sokołowski / materiały promocyjne Urzędu m.st. Warszawy)

Zasadnicza różnica w wyglądzie polega na tym, że pawilon jest wyższy o jedno piętro. Dodatkowa kondygnacja stanęła na miejscu dawnego ogródka kawiarnianego na dachu. To, co było kiedyś niskim, bocznym skrzydłem Zodiaku, jest więc teraz nie tylko oddzielnym budynkiem, ale też dominantą kameralnego placu. Sam plac został zaprojektowany od nowa przez krakowską pracownię Gowin & Siuta. Przestrzeń, niemal pozbawiona zieleni, w zamyśle ma służyć organizacji różnych wydarzeń, ale w sezonie zimowym świeciła głównie eleganckimi pustkami i przypominała bardzo gustowny, minimalistyczny nagrobek. Otwarty w listopadzie 2018 roku Zodiak Warszawski Pawilon Architektury (jak brzmi oficjalna nazwa budynku) tętni natomiast życiem. Niemal codziennie można tu trafić na jakąś dyskusję, warsztaty albo wykłady, a nawet jeśli nic się nie dzieje, to można obejrzeć wystawę czy przejrzeć książki o architekturze.

Odkąd Zodiak przestał przypominać sam siebie, minęło już tyle lat, że nikt dobrze nie pamięta, jak wyglądał. Może dlatego wielu wydaje się teraz, że mają do czynienia ze zmodernizowanym zabytkiem. Traktowany w tych kategoriach pawilon nie różniłby się jednak wiele od podrabianych antyków. Lepiej więc dostrzegać w nim bardzo przyjemny współczesny budynek, który jest wariacją na temat dawnej epoki. Sam nie potrafię się oprzeć urokowi tych wielkich witryn z długimi, szarymi zasłonami, mam ochotę głaskać to piękne lastryko i zrobić jeszcze jedno zdjęcie szklanej mozaice. Czuję się tu czasami, jak gdzieś w Szwajcarii, czyli w kraju, w którym tradycja modernizmu nie została zerwana tak gwałtownie, jak w Polsce, gdzie czasem się zastanawiam, czy patrzę na współczesną stylizację, czy na nienagannie zadbany oryginał.

Zodiak Warszawski Pawilon Architektury (Fot. Juliusz Sokołowski / materiały promocyjne Urzędu m.st. Warszawy)

Nowy Zodiak zbudowało pokolenie, które nie zna powojennego modernizmu z pierwszej ręki, ale ma na jego temat silnie zakodowane, pochlebne wyobrażenie, ukształtowane przez pocztówki i zdjęcia z magazynów. Przypomina w tym generację, która niegdyś odbudowywała warszawską starówkę, łącząc obiektywną wiedzę z subiektywną potrzebą odtworzenia atmosfery utraconej, na poły legendarnej epoki. Istotna różnica jest taka, że Stare Miasto padło ofiarą wojny, a ikony powojennego modernizmu beztrosko zaniedbaliśmy sami. Z dorobku samego Bogusławskiego ubyły już takie ikony jak kino Praha i pawilon Chemii (na jego miejscu stoi dumnie Vitkac). Teraz zostały już tylko okruchy, a resztę trzeba sobie wyobrazić od nowa. Kiedy Zodiak przeżywał swoją świetność, w Ameryce Joni Mitchell śpiewała: „Don’t it always seem to go that you don’t know what you’ve got til it’s gone”. Czy rzeczywiście musi być tak, że nie docenisz, póki nie stracisz?

Grzegorz Piątek
Proszę czekać..
Zamknij