Znaleziono 0 artykułów
23.11.2022

„Wednesday”: Nastoletnia czarownica

23.11.2022
(Fot. materiały prasowe)

„Wednesday” Tima Burtona to idealne połączenie innych przebojów Netfliksa: „Chilling Adventures of Sabrina”, „Riverdale” i „Sandmana”. Choć patent w pewien sposób zadziałał, po seansie ma się nieodparte wrażenie, że serial napisał bot. Najjaśniejszy punkt produkcji to Jenna Ortega w tytułowej roli nastoletniej córki Morticii i Gomeza Addamsów. 

„Wednesday” warzono jak eliksir. Trzy uncje „Chilling Adventures of Sabrina”, pięć kropli „Riverdale”, szczypta „Sandmana”. W nowej wersji przygód „Sabriny, nastoletniej czarownicy” podpatrzono, jak powinna wyglądać szkoła magii w sławniejszym serialu Roberta Aguirre-Sacasy, w jakich proporcjach mieszać humor i mrok, by powstał idealny odcień noir, a w ekranizacji komiksu Neila Gaimana, jak napędzać akcję zagadką. 

(Fot. materiały prasowe)
(Fot. materiały prasowe)

Bazą „Wednesday” są oczywiście postaci wymyślone przez rysownika Charlesa Addamsa pod koniec lat 30. minionego wieku. Artysta miłujący makabrę, publikował wówczas na łamach „New Yorkera” komiksy utrzymane w klimacie czarnej komedii. Jego upiorna rodzinka trafiła na mały ekran 30 lat później, a na duży w latach 90. za sprawą Barry’ego Sonnenfelda. Anjelica Huston i Raul Julia zagrali wtedy zakochanych w sobie do szaleństwa Morticię i Gomeza, a Christina Ricci – przerażającą córeczkę Wednesday.

W nowym serialu Netfliksa świętująca filmowy comeback Ricci (za sprawą produkcji „Yellowjackets”, która na pewno by się Charlesowi Addamsowi spodobała) gra nauczycielkę w Nevermore, szkole dla odmieńców, gdzie Wednesday trafia po „drobnym incydencie” w „normalnym” ogólniaku. Gdy banda jocków, czyli równie bezmózgich, co sadystycznych sportowców męczy jej młodszego brata, Wednesday w akcie zemsty wpuszcza do basenu piranie. Żałuje. Nie tego, co zrobiła, tylko tego, że wszyscy uszli z życiem. 

(Fot. materiały prasowe)

Jednak to ona sama ledwo ujdzie z życiem w Nevermore, gdzie oprócz pierwszych miłości, niechętnie przez nią zawiązywanych przyjaźni i szkolnych rywalizacji czyha na nią o wiele poważniejsze niebezpieczeństwo. Rodzice – absolwenci Nevermore – są pewni, że w najbardziej ponurej szkole Ameryki na pewno jej się spodoba. Szkoda, że Addamsowie – Catherine Zeta-Jones i Luis Guzmán – pojawiają się na ekranie tak rzadko, bo sprawiają, że Wednesday musi zajrzeć w głąb siebie (niewielką liczbę dorosłych rekompensuje z nawiązką Gwendoline Christie jako dyrektorka Nevermore i dawna rywalka Morticii). Tytułowa bohaterka zamiast introspekcji skupia się na pracy Sherlocka Holmesa albo Agathy Christie. Prowadząc prywatne śledztwo związane z tajemniczymi morderstwami w pobliskim miasteczku Jericho, jednocześnie pisze swój pierwszy kryminał. 

(Fot. materiały prasowe)

Jeśli „Wednesday”, jak większość produkcji fantasy, jest tylko (i aż!) metaforą, wszystkie przepoczwarzania się w potwory, halucynacje i wizje, próby okiełznania supermocy należy traktować jako uniwersalną opowieść o dojrzewaniu. Wednesday i dzieciaki z jej otoczenia – zawieszone między dzieciństwem a dorosłością – odkrywają siebie. A jak wiadomo, poszukiwanie tożsamości może powodować traumy. W rzeczywistości niekoniecznie leje się krew, ale z pewnością łzy. 

Gdy powstanie drugi sezon „Wednesday”, jego twórcy z Timem Burtonem na czele będą musieli poważnie się zastanowić, co właściwie chcą osiągnąć. Czy bliżej im do „Veroniki Mars” o młodocianej detektywce, czy do „Przeznaczenia: Sagi Winx” o umiejętnościach zdobywanych w szkole dla wróżek. Czy produkcja o nastolatce, która nigdy się nie uśmiecha, przeznaczona jest dla pokolenia, które wyrasta powoli z „Harry’ego Pottera”, czy dla dorosłych, którzy wspominają swoją młodość jako równie bolesną, choć pozbawioną prawdziwych potworów? 

Jedno jest pewne – bez Jenny Ortegi „Wednesday” nie mogłaby się odrodzić. Zimne spojrzenie wielkich oczu, lekki grymas, charakterystyczna postura. Młoda czarownica, tak jak Sabrina, staje się figurą nastolatki – dziewczyny, która wie więcej, dorastającej feministki, która stanowi zagrożenie dla statusu quo. W końcu tej innej, trochę potwornej, dzięki której reszta dostrzeże potworność także w sobie. – Od dziecka słyszałam, że jestem sarkastyczna jak córka Addamsów. A gdy zażartowałam z czegoś na planie, sam Tim Burton powiedział z mieszaniną podziwu i przerażenia: „To było mroczne” – mówiła Ortega na łamach „Teen Vogue”. 

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij