Znaleziono 0 artykułów
29.06.2022

Wypalenie zawodowe: Pandemia wzmocniła ten syndrom

29.06.2022
(Fot. Getty Images)

Wyczerpanie, negatywne myśli, cynizm, zmniejszona skuteczność w pracy, brak satysfakcji – te wszystkie emocje, doznania, zależności mogą oznaczać wypalenie zawodowe. Szczególnie jeśli występują jednocześnie. Pandemia spotęgowała występowanie tego syndromu, dodając poczucie straty, niepewności, traumy. Jak reagują na to zjawisko pracodawcy? W jaki sposób możemy walczyć z wypaleniem?

Miałam 28 lat, kiedy w trakcie pandemii zostawiłam ukochaną pracę. Odeszłam, bo wypaliłam się zawodowo. Nie ja jedyna. Coraz więcej młodych ludzi ignoruje momenty alarmowe, kiedy zdrowie wysiada, związki się rozsypują, a rodzina zauważa, że wciąż jesteśmy zajęci.

Nie musisz pracować w korporacji, żeby w pewnym momencie poczuć wypalenie. Wiek czy miejsce urodzenia także nie mają znaczenia. I choć każde wypalenie jest inne – jak pisze Anne Helen Petersen w swojej książce „Can't Even: How Millenials Became the Burnout Generation” – jest też częścią większego problemu, jaki dotknął milenialsów.

Najbardziej wypalone pokolenie

W większości zostaliśmy wychowani w przekonaniu, że świat stoi przed nami otworem, ale sukces osiągną tylko ci, którzy pracują wystarczająco ciężko. W przeciwieństwie do pokolenia naszych rodziców, często podróżujemy, uczymy się języków, możemy i chcemy mieszkać w różnych miejscach świata, korzystać z życia, a dzięki dobrej edukacji zdobyć takie stanowiska, o których oni nie mogli nawet pomarzyć. Okazało się jednak, że staliśmy się ofiarami systemu, który miał nam służyć.

Hasła „Bez pracy nie ma kołaczy”, „Wyśpisz się po śmierci” czy „Go Big or Go Home” powtarzane przez nauczycieli, rodziców, popkulturę i różnorakich ekspertów wpoiły nam, że bez ciężkiej pracy czy nauki niczego nie osiągniemy. Zatem od dzieciństwa żyjemy w kulturze fanatyzmu pracy, zajęć dodatkowych i ludzi sukcesu oraz idei, że sukces przed trzydziestką jest najbardziej wartościowy.

Nie potrafimy odpoczywać, bo odpoczynek bywa uznawany za oznakę lenistwa. Pracujemy bez przerwy, by nie mieć poczucia winy, a media społecznościowe pokazują, kto więcej jest w stanie zrobić w ciągu dnia – nie tylko pracować, lecz także więcej czytać, doświadczać większej liczby wrażeń. Każdego dnia przygotowujemy więc listę zadań do wykonania – jako dzieci, rodzice czy pracownicy.

Petersen zaznacza, że to wina całego systemu. Dorastaliśmy wpatrzeni w rodziców pracoholików, wsłuchani w głoszone przez nich przekonanie, że skoro mamy więcej szans niż oni, powinniśmy je wykorzystywać. Autorka „Can't Even (...)” pisze, że w tym przekazie dziś kryje się fałsz, bo amerykańscy milenialsi to pierwsze pokolenie w historii, które będzie biedniejsze od starszego od nich pokolenia. Więcej niż oszczędności mamy zaburzeń lękowych i stanów depresyjnych.
Raport Blue Cross Blue Shield z 2019 r. podaje, że od 2013 r. depresję zdiagnozowano u 47 proc. więcej młodych ludzi niż w pokoleniach wcześniejszych. Mimo to, staramy się nie tylko utrzymać podobny status ekonomiczny, jaki mają nasi rodzice (czyli mieć własne samochody, mieszkania), ale nawet go polepszyć.

A kiedy system nas nie wspiera, próbujemy pracować jeszcze lepiej, jeszcze więcej. Dowodem był szczyt pandemii. Anne Helen Petersen dodaje, że ten czas w naszej sferze zawodowej nie zmienił niczego na lepsze.

Pandemia pracoholizmu

Za wypalenie zawodowe odpowiedzialne jest środowisko pracy oraz kultura, w jakiej żyjemy. Nie jest to problem osobisty, a społeczny. Zatem, jak pisze Petersen, nie rozwiążą go aplikacje pomagające w zwiększeniu produktywności, dzienniki myśli czy domowe SPA. Przekonali się o tym wszyscy, którzy w czasie pandemii nie zostali otoczeni opieką przez swoich pracodawców, za to byli jeszcze bardziej przez nich dociskani i kontrolowani. W dodatku na Instagramie zapanował wyścig produktywności – wydawało się, że wszyscy radzą sobie lepiej od nas. Pracowaliśmy więcej niż kiedykolwiek. Równowaga pomiędzy pracą i odpoczynkiem dla większości przestała istnieć.

Nie tylko pandemia przyspieszyła zjawisko wypalenia. Po tym, jak z pasma lockdownów wyszliśmy emocjonalnie wyczerpani, przyszły nowe tragedie i problemy – wybuch wojny w Ukrainie i narastający kryzys ekonomiczny.

Wypalenie zawodowe to syndrom zawodowy

W tym roku wypalenie pojawiło się w Międzynarodowej Klasyfikacji Chorób WHO, jednak uznane zostało nie za chorobę, a syndrom zawodowy. Nie powinno być więc stosowane do opisania jakichkolwiek innych doświadczeń z pozostałych obszarów życia. Wypalenie zawsze połączone będzie z pracą. Objawia się ono uczuciem wyczerpania, cynizmem, negatywnymi myślami, zmniejszoną skutecznością i brakiem satysfakcji. Pandemia spotęgowała te odczucia, dorzucając poczucie straty, żałoby, niepewności i traumy.

Po raz pierwszy termin „wypalenie zawodowe” został użyty w medycznym ujęciu w latach 70., kiedy amerykański psycholog Herbert Freudenberger zastosował go do opisania skutków długotrwałego stresu oraz prób sprostania ideałom w zawodach takich, jak lekarz czy pracownik socjalny.

Wypalenie zawodowe nie jest więc zwykłym zmęczeniem i poczuciem, że nie chce nam się chodzić do pracy, ale przewlekłym stanem napięcia, który może doprowadzić do tego, że pewnego dnia nie będziemy mieć siły wstać z łóżka. Mogą męczyć nas koszmary, bezsenność, zaburzenia odżywiania, bóle głowy, problemy żołądkowe. Ten syndrom zabija kreatywność, pasje, entuzjazm. Ten syndrom może także prowadzić do stanów lękowych i depresji, a nawet śmierci – która w Japonii ma swoją nazwę – karoshi.

Z najnowszych badań Deloitte, przeprowadzonych wśród pracowników w Stanach Zjednoczonych, wynika, że ponad 77 proc. z nich doświadczyło wypalenia zawodowego w swojej obecnej pracy. Alarmują o tym także raporty z Wielkiej Brytanii, gdzie pod koniec 2021 r. aż 79 proc. pracowników borykało się z tym problemem.

Tymczasem społeczeństwa będące w rankingach najszczęśliwszych to te, które pracują najmniej. Krótsze godziny pracy wiążą się z większym zadowoleniem, lepszym stanem zdrowia (mniejszym ryzykiem chorób serca czy udarów). Dlatego coraz więcej firm decyduje się na przetestowanie czterodniowego tygodnia pracy. Polacy za to pracują ponad 40 godzin w tygodniu – najwięcej spośród wszystkich narodów w Europie.

(Fot. Getty Images)

Obsesja zajętości: Jak poczuć się kimś ważnym

O wypaleniu zawodowym coraz głośniej i częściej mówi się w mediach – na ten temat wypowiadały się Simone Biles, Naomi Osaka, Sandra Bullock. Syndrom przestaje być oznaką słabości, lenistwa, tego, że nie staramy się wystarczająco mocno.

Mówi się, że żeby wypalić się, trzeba się zapalić – wypalenie zawodowe często dotyka osoby mocno zaangażowane, lubiące swoją pracę, które mają wysokie wymagania wobec siebie oraz wykonywanych obowiązków. Po jakimś czasie mogą tracić entuzjazm, zacząć odczuwać frustrację, poczucie, że nie da się niczego więcej zrobić lub zmienić. Powiązane jest to z ambicjami oraz perfekcjonizmem, często współistnieje z pracoholizmem, a także potrzebą zewnętrznej akceptacji.

Milenialsi są pokoleniem, które poczucie własnej wartości opiera właśnie na pracy. Widzimy w niej szansę na spełnienie, a do tego bycie zajętym wielu z nas uznaje za oznakę ważności. Z tego powodu jesteśmy skłonni pracować zbyt dużo. Wierzymy, że praca jest wyznacznikiem statusu, a sukces i pieniądze muszą wiązać się z zapracowaniem. Podkreślają to głosy, takie jak wypowiedź prof. Marcina Matczaka, o tym, że żeby coś osiągnąć, trzeba pracować 16 godzin dziennie, a młodzi nie chcą, bo są zbyt leniwi.

Jednak dziś mówi się, że młodsze pokolenia chcą pracować mniej, bardziej elastycznie. Powodzenia zawodowe to dla nich nie wszystko, zależy im na inwestowaniu w jakość wolnego czasu i w budowanie relacji.

Wielka Rezygnacja: Kiedy tracimy sens działania

W ubiegłym roku w Stanach Zjednoczonych zanotowano najwyższy wskaźnik odejść z pracy w historii. Ponad 47 mln Amerykanów zwolniło się z powodu toksycznego środowiska pracy, zmęczenia i wypalenia, braku poczucia sensu wykonywanej pracy i czasu dla bliskich. Zjawisko to nazwano Wielką Rezygnacją, choć nieprawdą jest, że osoby te nigdy już nie wróciły albo nie wrócą na rynek – większość z nich założyła własne firmy, zmieniła zawód lub znalazła zatrudnienie na lepszych warunkach.

Największą grupą, która odeszła z miejsc pracy, okazały się kobiety. Badania pokazują, że ponad połowa z nich jest dziś wypalona. Przyczyniło się do tego między innymi łączenie pracy zdalnej z opieką nad dziećmi i ich zdalną nauką, a także z obowiązkami domowymi, które nadal w większości spoczywają na nich. Zresztą, pandemiczna rzeczywistość tylko wzmocniła istniejące od dawna zjawiska, przelała czarę goryczy, także wśród bezdzietnych. To właśnie one w czasie pandemii odczuły, jakie skutki niesie za sobą presja zewnętrzna – szefom w wielu firmach wydawało się, że skoro kobiety nie mają dzieci, oznacza to, że mogą pracować więcej i dłużej niż matki. Działała też presja wewnętrzna – przekonanie, że aby utrzymać pracę, zostać docenionym i zauważonym, trzeba dawać z siebie wszystko, nawet rezygnując z wolnego czasu dla siebie i bliskich.

Wraz z wygasaniem pandemii pojawiły się lęki przed ponowną pracą w biurze, pocovidowe nadrabianie zaległości, ale także nowe, niepłatne dodatkowo obowiązki, związane z odejściem innych pracowników. Nic dziwnego, że według Monitora Rynku Pracy ponad 47 proc. Polaków gotowych jest pójść na zwolnienie z powodu wypalenia. Praca z domu zostawiła nas zmęczonych, często tak bardzo, że z trudem dajemy radę funkcjonować.

Jednak nie każdy wypalony pracownik odejdzie, bo po prostu nie każdy może sobie na to pozwolić. Dlatego tak ważne jest, by to szefowie i całe organizacje podjęli działania eliminujące czynniki, które prowadzą do wypalenia, by zadbali o higienę pracy. Niektórzy decydują się dawać dodatkowe wolne swoim pracownikom, inni zaczynają podchodzić do czasu pracy i miejsca bardziej elastycznie, zapewniają odpowiednie warunki pracy stacjonarnej tym, którym zależy na przywróceniu w życiu balansu.

LinkedIn większości swoich pracowników zaoferował dodatkowy tydzień płatnego urlopu, a Twitter – dodatkowy jeden dzień w miesiącu. Zdarzają się także finansowe bonusy, które pracownicy mogą przeznaczyć na dowolne aktywności w czasie wolnym albo wakacje, których koszt pokrywa pracodawca.

Jednak wzięcie tygodnia lub dwóch wolnego nie załatwi sprawy, kiedy organizm traci zdrowie. Wyleczenie z wypalenia przede wszystkim wymaga przedefiniowania naszego stosunku do pracy. Pomoże w tym nie tylko wsparcie najbliższych, lecz także terapia. Rozwiązaniem może okazać się również zmiana branży, zawodu albo po prostu warunków zatrudnienia, dotyczących na przykład regularnych godzin pracy lub trzymania się ustalonych dni urlopowych. Przydać może się również detoks od spotkań, mediów społecznościowych lub znalezienie czegoś, co poza pracą daje nam relaks i szczęście.

Ja potrzebowałam ośmiu miesięcy wolnego, by odpocząć i po prostu zebrać myśli, zastanowić się, co dalej. Bo często osoby odchodzące z pracy, nie mają żadnego awaryjnego planu, po prostu czują, że zmiana jest niezbędna. Nigdy nie sądziłam, że będę rozważać opcję takiego odejścia. Dopóki nie okazało się, że to jedyna, jaką mam.

Korzystałam z książki Anne Helen Petersen Can't Even: How Millenials Became the Burnout Generation”, artykułów z „The Cut”, „The New York Times”, „The Atlantic”, „The Wired”.

Ismena Dąbrowska
Proszę czekać..
Zamknij