Znaleziono 0 artykułów
25.10.2022

Wystawa o fotografii lat 90.: Dużo i szybko

25.10.2022
Fot. Edward Grochowicz, Restauracja McDonalds przy domu towarowym Sezam, z serii Noworoczne iluminacje, 1993-1996, Ośrodek KARTA

Na wystawie „Błysk, mat, kolor. Fotografia i Warszawa lat 90.” w Muzeum Warszawy fotografia i Warszawa – jak podkreśla kuratorka Karolina Puchała-Rojek – opowiadają o sobie nawzajem. Co ważne, nie kokietują, nie próbują pokazać się w lepszym świetle, nie retuszują przeszłości. Wydobywają na wierzch zapomniane dramaty.

Tysiąc. Tyle obiektów – głównie zdjęć, ale też obrazów i pocztówek – zgromadzono w kilku salach Muzeum Warszawy. Słyszałam głosy, że to za dużo, za gęsto, trudno się skupić. Jednak takie właśnie były polskie lata 90. – zbyt gęste, za szybkie, niemożliwe do zrozumienia i nawet po 30 latach niełatwe do opowiedzenia. Zainteresowani wiedzą, że tyle narracji, ilu narratorów i narratorek. Jedni opowiadają o szansach, inne o upadku, ktoś pisze o nostalgii, ktoś inny ma żal. Wszyscy mają rację.
Świetny jest więc pomysł kuratorek wystawy Karoliny Puchały-Rojek i Julii Staniszewskiej, by ułożyć zebrany materiał według słów-kluczy pochodzących z języka analogowej fotografii. Tytułowe błysk, mat i kolor to opisy odbitek, które zamawiało się w powstających w latach 90. ekspresowych laboratoriach. Wzięty z języka fotograficznego kontrast definiujący udaną odbitkę – hasło przewodnie jednej z sal – to słowo, którym najczęściej opisuje się czas transformacji. Narracje – dziś modne w każdym kontekście – w latach 90. służyły do tłumaczenia istoty fotoreportażu. Ten, swoją drogą, przeżywał wtedy renesans. 

Protest przeciwko zaostrzeniu prawa do aborcji na skwerze pod Sejmem, 29 wrzeėnia 1990, Agencja Wyborcza.pl

W latach 90. zmieniło się wszystko 

Wystawę w Muzeum Warszawy oglądałam dzień po otwarciu. Popołudnie w środku tygodnia dawało nadzieję na oddech, ale nic z tego, zwiedzających było mnóstwo. Wielu urodzonych w XXI wieku, starannie wystylizowanych na najntisy szukało, kto wie, może źródeł własnej fascynacji.
Bo z latami 90. stało się coś podobnego jak wcześniej z PRL – popkultura wymieszała Wschód z Zachodem, społeczne z komercyjnym, wolność z niedostatkiem i przerobiła na zestaw atrakcyjnych gadżetów. Kto nie pamięta albo nie czyta, gotów uwierzyć, że lata 90. to moda, muzyka, dziwne szyldy i wrocławski Solpol. 
Tymczasem w latach 90. zmieniło się wszystko. Ustrój społeczno-polityczny, zasady gospodarcze, wzorce i sposób życia. To był czas gigantycznych społecznych napięć. Pospieszna prywatyzacja podupadających państwowych fabryk generowała rzesze bezrobotnych. Zagraniczni inwestorzy obiecywali sukces młodym, znającym angielski, i nierzadko tę obietnicę spełniali. Wszyscy – przegrani i zwycięzcy – uczyli się żyć w nieznanym wcześniej kolorowym tle. Na ulicach i stadionach rozkwitł handel ciuchami, mięsem i kasetami z muzyką, w Warszawie powstawały sklepy wierzące, że są luksusowe, bo mają fontanny, w środku miasta funkcjonował lunapark. Upadała Huta Warszawa, otwierała się Giełda Papierów Wartościowych. Budowano dużo i gęsto, a ludzie, którym w życiu poszło gorzej, gnieździli się w byle jakich pokojach na osiedlu socjalnym. W dzień przez stolicę przechodziły demonstracje upokorzonych przez rynkowe reformy, w nocy beneficjenci zmian bawili się w klubach intensywnych jak nowojorskie. Gdy oni wciągali drogie narkotyki, ich rówieśnicy z blokowisk grzali polską heroinę (cykl przejmujących zdjęć Marii Zbąskiej).  
Niezależnie od pory dnia biedni próbowali jakkolwiek odnaleźć się w rzeczywistości, a politycy – to akurat zostało z nami do dziś – uprzykrzyć życie kobietom.

Fot. Krzysztof Miller, Wietnamczycy handlujący na Stadionie Dziesięciolecia, 23.04.1996, Agencja Wyborcza.pl
Fot. Edward Hartwig, Jarmark Europa na Stadionie Dziesięciolecia, lata 90. XX w., Muzeum Warszawy

Kuratorki wystawy wybierają to, co istotne

I to wszystko pokazuje wystawa w Muzeum Warszawy. Kuratorki nie ulegają gadżetyzacji epoki, z gigantycznej dokumentacji wybierają to, co dla Warszawy lat 90. istotne. 
W towarzyszącej wystawie książce krytyk fotografii Adam Mazur zauważa: „Na scenie spotykają się klasycy depresyjnego dokumentu debiutujący za późnego Gierka, jak Sławomir Biegański czy Anna Musiałówna. W nowej epoce starzy rywalizują z młodymi, którzy wyszli z podziemia i rosną w siłę w ilustrowanych dodatkach do gazet”. Wtedy młodym było łatwiej. Redaktorzy powstających tytułów prasowych też byli młodzi, niespecjalnie ciekawił ich punkt widzenia osób, które pracowały w czasopismach ukazujących się przed 1989 rokiem. Tadeusz Rolke i Edward Hartwig kręcili się po mieście z aparatami i robili zdjęcia do archiwum. Kuratorki, uciekając od gadżetyzacji, rezygnują też z ejdżyzmu. Nie dowiadujemy się z wystawy, kto był wówczas modny. Imponuje oczywiście zestaw nazwisk. Oprócz wymienionych to między innymi: Anna Beata Bohdziewicz, Chris Niedenthal, Anna Biała, Krzysztof Miller, Tomasz Sikora, Maria Zbąska, Wojciech Druszcz. Jednak nie w nazwiskach rzecz. Rzecz w fotografii. Jak bardzo – niech świadczy kolejny świetny pomysł kuratorek: zaproszenie do współtworzenia wystawy warszawiaków. Część ekspozycji stanowią zdjęcia z prywatnych archiwów. Niektóre to obrazki codzienności – ktoś na spacerze, przed sklepem, w śniegu albo na zabawie. Inne dokumentują wydarzenia ważne dla historii miasta, na przykład wyburzenie kina Moskwa w 1996 roku (Małgorzata Kuciewicz) albo symboliczne dla stolicy tamtego czasu lekko prześwietlone barwy (Marta Zielińska, Marta Nowosielska).
Włączenie do kolekcji amatorskich zdjęć wzmacnia przekaz wystawy – dzięki nim jeszcze lepiej widać, co działo się w Warszawie, a przy okazji w fotografii. Bo lata 90. to czas demokratyzacji w ogóle, ale również nieznanej wcześniej dostępności fotografii. Na rynku pojawiły się kompaktowe aparaty, niewysokiej jakości, ale o ogromnych możliwościach. Robienie zdjęć nie wymagało już technicznego zachodu.

Fot. Kacper M. Krajewski, Bez tytułu, 1990-1999 r.

Krajobraz po intensywnym rave party

Oprócz zdjęć pokazujących rzeczywistość jeden do jednego są na wystawie prace artystów przetwarzających fotografię. Ikoniczna praca Zofii Kulik „Strażnicy Iglicy” z 1990 roku „dekonstruuje – jak pisze Karolina Puchała-Rojek – nie tylko wizerunki i pojęcia władzy, lecz także jednego z jej najbardziej wyrazistych warszawskich symboli – Pałacu Kultury i Nauki”. 

Adam Mazur przypomina inną pracę Zofii Kulik. Pozuje do niej nagi Zbigniew Libera z pętlą na szyi, której koniec trzyma w ręce, jednocześnie układając palce w zwycięskie „V”. Podpis w górnej części fotografii brzmi: „Wiwat Nowy Rok! 1989”. „To zdjęcie warto zatrzymać w portfelu dla pamięci o upadłym Babilonie zamienionym w supermarket” – pisze Mazur. W tym samym tekście sygnalizuje zjawisko, siłą rzeczy, nieobecne na wystawie – wstyd. Wspomina o autorach i autorkach, którzy nie godzą się na wypożyczanie i publikację materiałów z lat 90. „Niczym po całonocnej orgii, intensywnym rave party, uczestnicy udają, że nic takiego się nie stało, że to wcale nie byli oni” – pisze. 

Ta ważna obserwacja dotyczy nie tylko osób dokumentujących epokę. Dotyczy, rzecz jasna z wyjątkami, całego pokolenia uczestniczącego w latach 90. Kiedy zbierałam materiały do książek o PRL, dziwiłam się, jak wiele prominentnych osób miało potrzebę zaznaczyć, że nie było w partii. Chwilami obawiałam się, że w PZPR był tylko Mieczysław F. Rakowski. Dziś mogłabym się zastanawiać, dlaczego owoce transformacji gniją, skoro wszyscy poza Leszkiem Balcerowiczem byli tak bardzo wrażliwi społecznie. Mogłabym, gdybym nie wstydziła się siebie wchodzącej w tamtej dekadzie w dorosłość.
Wielką siłą wystawy „Błysk, mat, kolor” jest zniuansowanie nośnego tematu. Lata 90. to samograj – są modne jak dekadę temu PRL, wizualnie bardzo atrakcyjnie, można do znudzenia wyciągać z archiwów przaśne reklamy, nieporadną modę i bałagan na ulicach. Tyle że to już było. Teraz, wydaje się, najwyższy czas na namysł, co nam zrobiły lata 90. i jak z tego wybrnąć. Kuratorki Karolina Puchała-Rojek i Julia Staniszewska nie męczą nas drugim pytaniem, ale na pierwsze podsuwają odpowiedzi. Jeśli nie rozprawiają się z popkulturowym mitem, to dlatego, że zdają się od niego wolne. Snują swoją opowieść, biorąc z niego tylko to, co konieczne. Na pytanie laboranta: „błysk czy mat” odpowiadają: „kontrast”. 

Fot. Adam Szcześniak, Piętnastometrowa nadmuchiwana małpa na elewacji PKiN, 10.1994

Wystawie towarzyszy program filmowy 

Jak zwykle podczas głośnych wystaw, tak i przy tej zaplanowano bogaty program wydarzeń towarzyszących. Warto zwrócić uwagę na pokazy filmów w kinie Syrena. Po nich odbędą się dyskusje, m.in. Olgi Drendy z Marią Zmarz-Koczanowicz, reżyserką dokumentów o disco polo i seksbiznesie „Kilka uwag o rozkoszy” i „Bara Bara” oraz Kai Klimek z Marią Pakulnis, która grała w słynnych „Pajęczarkach” Barbary Sass. 

Ta odsłona wystawy powstaje w partnerstwie z serwisem streamingowym 35mm.online, gdzie można znaleźć setki polskich filmów fabularnych i dokumentalnych. Kino zwłaszcza z samego początku lat 90. bywa kuriozalne, ale być może tym więcej mówi o ówczesnych aspiracjach, obawach i napięciach. 

Oglądajcie! 

Fot. Arkadiusz Astrachancew, Sceny podczas antyprezydenckiej i antyrządowej demonstracji Solidarności, plac Trzech Krzyży, 18 maja 1993

Wystawa „Błysk, mat, kolor. Fotografia i Warszawa lat 90.” potrwa do 19 lutego 2023 r. w Muzeum Warszawy na Rynku Starego Miasta 42. Ekspozycji towarzyszy publikacja „Błysk, mat, kolor” pod redakcją kuratorki Karoliny Puchały-Rojek.

Aleksandra Boćkowska
Proszę czekać..
Zamknij