Znaleziono 0 artykułów
29.09.2022

Wystawa rzeźb Anisha Kapoora w Orońsku

29.09.2022
Sophia, 2013 rok

Urodzony w Mumbaju artysta konceptualny specjalizuje się w wielkoformatowych rzeźbach. Na wystawę do Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku przyjechało 12 prac wykonanych z granitu, marmuru viagaryjskiego, wapienia z Kilkenny oraz irańskiego onyksu. – Wszystkie są bardzo cielesne – mówi kuratorka Dorota Monkiewicz.

Anish Kapoor lubi wspominać pewną historię. Gdy jako nastolatek przeprowadził się razem z rodzicami do Izraela, skąd pochodziła część jego rodziny, zaczęły nawiedzać go koszmary. Zaniepokojona matka poprosiła o radę swoją siostrę. Ta powiedziała: – Wróć do Indii, przywieź woreczek ziemi z rodzinnego miasta i usyp z niej kopczyk pod łóżkiem chłopaka. Matka posłuchała, a ów kopczyk dał artyście nie tylko spokój w snach. Ziemia stała się początkiem rzeźby, zaś rzeźba wyniosła go do panteonu najważniejszych artystów współczesności.

Ziemia to rzeźba, krew to malarstwo, oto dwa najważniejsze dla artysty pierwiastki. Zasłynął spektakularnymi pracami w kamieniu, wosku czy widowiskowymi rzeźbami, takimi jak „nadmuchana” z połyskliwej stali, wysoka jak trzypiętrowa kamienica i odbijająca okoliczny pejzaż Cloud Gate w Chicago (2018). 

Fot. George Darrell

Urodzony w 1954 roku w Mumbaju, Kapoor zyskał rozgłos w latach 90. minionego wieku. Wcześniej, jeszcze w Izraelu, próbował swoich sił jako inżynier, ale karierę porzucił na rzecz sztuki. To dla niej w latach 70. przeniósł się do Londynu. W 1990 roku reprezentuje Wielką Brytanię na Biennale Sztuki w Wenecji. Rok później odbiera Nagrodę Turnera, najważniejsze wyróżnienie przyznawane młodym brytyjskim twórcom. W 1992 roku na Documenta w Kassel pokazuje rzeźbę „Descent into Limbo” (Zejście do otchłani), którą do dziś uznaje za swoje najważniejsze dzieło. W pustej sali wyglądała jak plama czarnej, pochłaniającej światło farby. Widzowie byli dopuszczani do dzieła pojedynczo, a przed salą szybko tworzyła się kolejka. Jakiś mężczyzna, zirytowany czekaniem, cisnął okularami w czarną plamę. Okulary zniknęły. Okazało się, że czerń nie jest płaska, że to wielki wyryty w podłodze lej. Przerażony mężczyzna, trzymając się ręką ściany, uciekł czym prędzej. 

Iluzja tak namacalna, że wprowadza widza w fizyczny dyskomfort, jest efektem kunsztu artysty, który sam o sobie mówi, że jest twórcą starej daty. Rzeźby wykonuje własnoręcznie, choć w londyńskim studio towarzyszy mu zwykle zespół trzynastu asystentów. Dzieła nie mogą opuścić pracowni przez kolejnych kilka miesięcy. To wtedy artysta nabiera do nich dystansu. W sztuce pomaga mu też zmysł biznesowy. Od 2014 roku pracował nad uzyskaniem idealnej czerni. Po nieudanych eksperymentach zdecydował się wykupić prawa do farby zwanej Vantablack. Dzięki temu jest jedynym artystą na świecie, który może posługiwać się farbą pochłaniającą aż 99 procent światła, używaną przez wojsko do malowania samolotów Stealth. Jakie wrażenie robi to na widzach? Można stanąć przed rzeźbą Anisha Kapoora i w ogóle jej nie zobaczyć. Zmysły płatają figla. Nie ma kształtów, zanikają odbicia, jest tylko czerń, jakbyśmy wkraczali w pustkę. Dopiero okrążając pracę, widzimy wyrzeźbione kształty. Cykl tak wykonanych rzeźb można jeszcze zobaczyć na wystawie w Palazzo Manfrin i Gallerii dell’Accademia w Wenecji.

Eight Eight

Druga tegoroczna wystawa Kapoora odbywa się w Polsce, gdzie artysta prezentuje rzeźby, którym bliżej do krwistego, malarskiego pierwiastka. Do Centrum Rzeźby Polskiej w Orońsku przyjechało 12 rzeźb wykonanych z granitu, marmuru viagaryjskiego, wapienia z Kilkenny oraz irańskiego onyksu. – Wszystkie te prace są bardzo cielesne – mówi kuratorka wystawy Dorota Monkiewicz. Ciało, jego wnętrze i wydzieliny są dla Kapoora nieustającym źródłem inspiracji. W Wenecji ustawił armatę, która ostrzeliwała ścianę pociskami z lepkiej, gęstej jak miód farby. Ta praca przywodzi na myśl powiedzenie polskich myśliwych: „farba znaczy krew”, choć podczas jednego z wykładów artysta tłumaczył, że krew w jego sztuce nie jest ani romantyczna, ani uwikłana w dialog z patriotyzmem, jest po prostu krwią. Kiedy indziej dodał, że przez krew wędrujemy do wnętrza kobiety, miejsca, z którego wszyscy pochodzimy. 

Jedną z prezentowanych w Orońsku rzeźb, uformowaną w kształt krwistego batona, kuratorka porównuje do warg sromowych. Kolejna, to olbrzymi skalny głaz, w którym wyrzeźbiono otwór. Patrząc weń, ma się wrażenie, jakbyśmy kamerą endoskopową zaglądali do wnętrza ciała. To wrażenie precyzyjnie oddaje zamiary artysty. 

Abstrakcyjne, czarne rzeźby z Wenecji i cieliste kształty rzeźb pokazanych w Orońsku to dopełniające się światy mikro- i makrokosmosu; to otchłań, która otacza nas i otchłań w nas samych.

Aleksander Hudzik
Proszę czekać..
Zamknij