Znaleziono 0 artykułów
02.08.2018

Wzięłyśmy ślub, bo nasza miłość jest na całe życie

02.08.2018
Marta Bartosiak i Mirka Makuchowska (Fot. Luka Łukasiak)

Wiem, że ona jest tą jedyną – mówi Mirka Makuchowska o swojej żonie Marcie Bartosiak. Chociaż w kopenhaskim ratuszu powiedziały sobie „tak”, w Polsce ich małżeństwo nie jest uznawane przez prawo. Papierka z naszego Urzędu Stanu Cywilnego nie potrzebują, bo są pewne swojej miłości. Walkę o równość małżeńską traktują jednak jako misję. 

Jak się poznałyście?

Mirka: Poznałyśmy się ponad dziewięć lat temu, gdy pojechałam do Zielonej Góry, żeby namawiać lokalną społeczność LGBTQ do zakładania oddziału KPH. 

Marta: Razem z moją ówczesną partnerką Kasią zgłosiłyśmy się do rozdawania ulotek.

Mirka: We dwie rozkręciły cały oddział. 

Marta: Potem, gdy Kasia zginęła w wypadku, Mirka przyjechała na jej pogrzeb. W tych najtrudniejszych dla mnie chwilach w życiu bardzo mi pomogła. Poczułyśmy silną więź. Wyjechałam do Warszawy, bo wiedziałam, że nie będę tu sama. Potrzebowałam zacząć nowe życie. 

Mirka: Zaczęłyśmy się spotykać. Na początku nasz związek wywoływał kontrowersje. Gdy Marta napisała na Facebooku, że jesteśmy razem, dostałam anonima od kogoś, kto znał Kasię. „Jak śmiesz? Kasia i Marta były idealnym związkiem” – napisał. Zabolało. Ale rozumiałam, skąd się ta nieufność bierze. Marta i Kasia tworzyły świetny związek. Taki, który mógł być wzorem dla innych, także dla mnie.

Marta: Razem przetrwałyśmy ten najtrudniejszy czas.

Niedawno powiedziałyście sobie „tak”. Jak wyglądała ceremonia?

Marta: Wzięłyśmy ślub w ratuszu w Kopenhadze. Piękny budynek, wysokie sufity, malowidła na ścianach. Ślubu udzielały nam trzy urzędniczki. 

Mirka: Wzruszyły się. Ta, która prowadziła ceremonię, nawet się popłakała. 

Marta Bartosiak i Mirka Makuchowska (Fot. Luka Łukasiak)

Stresowałyście się? 

Marta: Jak przed ustną maturą z historii (śmiech). Najmocniejsze nerwy poczułam dopiero na dziesięć minut przed ceremonią, gdy zaczęli zjeżdżać się znajomi. 

Mirka: Wszystkie spojrzenia były skierowane na nas. To mnie kosztowało sporo nerwów. Zobowiązania na całe życie się nie bałam. Tego byłam pewna już wcześniej. 

Marta: Decyzję o ślubie podjęłyśmy rok temu. Oświadczyłam się w naszą rocznicę.

Marta Bartosiak (Fot. Luka Łukasiak)

Jakie życzenia usłyszałyście na ślubie?  

Mirka: Mama Marty podeszła do mnie, przytuliła i powiedziała: „Witaj w rodzinie!”. Płakałyśmy obie. Twoi rodzice są niesamowici, wiesz? 

Marta: Twoi też! Prawdopodobieństwo, że cztery osoby stworzą system wsparcia, nie jest wcale takie za duże. Mamy szczęście. 

Mirka: Nie tylko z rodzicami. 90-letni dziadkowie Marty dzień przed ślubem wysłali smsa z życzeniami, dostosowując wierszyk okolicznościowy do żeńskich form... 

Dlaczego zależało wam na ślubie?  

Marta: Kilka lat temu obiecałam sobie, że nie wezmę ślubu, dopóki nie będę tego mogła zrobić w zgodzie z polskim prawem. Ale to się jeszcze długo nie wydarzy.  A z Mirką rozmawiałyśmy o ślubie już po czterech miesiącach związku...

Mirka: Wtedy chciałyśmy dać sobie trochę czasu. Ale właściwie od razu poczułam, że Marta jest tą jedyną. Moją drugą połówką, chociaż nie znoszę tego określenia... Nie mam żadnych wątpliwości, że spotkałam właściwą osobę. 

To po co wam papier, skoro macie pewność?

Mirka: Sam papier nie ma znaczenia. Leży gdzieś zakurzony. Chodziło nam o ceremonię, o przysięgę, o to, żeby być tego dnia z rodziną. 

Marta: I żeby ludzie zobaczyli, że dzieje się coś ważnego. Równie ważnego, jak związki moich sióstr z mężczyznami. 

Mirka: Chciałam powiedzieć „tak”. To zabawne, bo myślałam, że wypowiemy to filmowe „I do”, a tak naprawdę formułka brzmiała: „I will”. 

Mirka Makuchowska (Fot. Luka Łukasiak)

Wesele było już w Polsce?

Mirka: Tak, w Warszawie. Drag queens były wodzirejkami. 

Marta: Wszyscy nam mówili, że to była świetna impreza.

Mirka: Za krótka! Bawiliśmy się tylko do trzeciej. 

Marta: Było tak niesamowicie, że mogło trwać do rana.

Marta Bartosiak i Mirka Makuchowska (Fot. Luka Łukasiak)

Co zmieniło się między wami po ślubie? 

Marta: Wciąż się nad tym zastanawiamy...  

Mirka: W codziennym życiu niewiele. Podział ról wypracowałyśmy już dawno. Ślub nie jest nam potrzebny do tego, żeby zdecydować, która co lubi sprzątać. Nie wiem, jak jest w związkach heteroseksualnych, ale wiem, że u nas nie ma problemu z równouprawnieniem. Jesteśmy na równi odpowiedzialne za dom, finanse, związek. 

Marta: Myśl o ślubie jest dla mnie wciąż słodko-gorzka. Jestem szczęśliwa, że mam żonę, ale smutno mi, że musiałyśmy wyjechać z Polski, żeby zostać małżeństwem. 

Mirka: Mnie było smutno, że nie wszyscy, którzy chcieliby być z nami, mogli przyjechać. 

Wasze małżeństwo nie ma w Polsce mocy prawnej? 

Marta: W Polsce możemy się hajtać z facetami.

Mirka: W Danii byłybyśmy bigamistkami, w Polsce jesteśmy kobietami stanu wolnego. 

Marta: Nasz ślub jest ważny wszędzie tam, gdzie uznawane są związki partnerskie.

Mirka: Poza tym nie korzystamy z żadnych przywilejów. 

Marta Bartosiak (Fot. Luka Łukasiak)

Chciałybyście odnowić śluby w Polsce, gdy będzie to możliwe?

Marta: Na ślubie w Polsce zależy mi mniej niż kiedyś. 

Mirka: Dla mnie to się już dokonało. Jesteśmy małżeństwem. Chciałabym natomiast móc pójść do USC, żeby zrobić transkrypcję aktu ślubu. 

Marta: Taki papier ułatwia życie.

Mirka: Choćby po to, żeby odebrać za drugą osobę pocztę. Gdy do mnie i do mojej byłej partnerki przychodził listonosz, mówił, że mogę przejąć przesyłkę jako jej „kuzynka”. Takie zakłamywanie rzeczywistości zdarza się na każdym kroku.

Marta: Nie czuję się na siłach, żeby konfrontować się z takimi codziennymi sytuacjami. 

Mirka: Ale problem ujawnia się najbardziej w sytuacjach kryzysowych. 

Marta: Gdy zginęła moja partnerka, nie mogłam nawet decydować o jej pochówku, mimo że byłyśmy razem jedenaście lat. To bardzo bolało.

Mirko, jako szefowa pionu politycznego KPH działasz na rzecz związków partnerskich?

Mirka: To jeden z moich ważniejszych celów, ale ja po prostu lubię to, co robię. KPH mnie napędza. Gdybym jednak myślała o mojej pracy w kategoriach konkretnych osiągnięć, czyli zmian prawnych w Polsce, chyba bym się wypaliła. Tu ewolucja będzie trwała jeszcze kilkanaście, a może kilkadziesiąt lat. W tej pracy trzeba o siebie bardzo dbać, bo można wysiłek przypłacić zdrowiem. A ja mam zamiar być zdrowa jeszcze długo, więc musiałam postawić sobie granicę. Nauczyłam się rozdzielać Mirkę aktywistkę od Mirki prywatnej. Walka będzie trwała jeszcze długo. A gdy Mirka się zepsuje, nie będzie mogła jej kontynuować. 

Marta Bartosiak i Mirka Makuchowska (Fot. Luka Łukasiak)
Mirka Makuchowska (Fot. Luka Łukasiak)

Macie nadzieję na zmianę?

Marta: Powiedziałabym, że nie, ale jak myślę sobie o tym, jak było dziesięć lat temu, widzę postęp. Podejście ludzi się zmieniło, a przecież od tego zaczyna się ewolucja. Ale wiesz, to, że czuję się lepiej, może mieć związek z tym, że mieszkam teraz w Warszawie, a nie w Zielonej Górze...

Mirka: Ja przyjechałam z Wrocławia sześć lat temu. Ale moja sytuacja jest inna, bo całe dorosłe życie żyłam w bańce, pracując dla KPH. Nie musiałam zastanawiać się nad tym, czy w biurze powiedzieć, że mam dziewczynę. A przyjaciół dobieram sobie według klucza tolerancji. Z drugiej strony, wcale nie chcę żyć w tej bańce. W Skandynawii nie zastanawiałbym się, jak zareaguje na to, że jesteśmy parą, właściciel mieszkania, które wynajmujemy...

Mirka: Ja w przeciwieństwie do Mirki nie żyję w bańce. Pracuję w amerykańskiej korporacji. Niespodzianką było dla mnie to, że na szczęście w regulaminie firmy jest zapis o tolerancji dla osób LGBTQ. Nigdy nie spotkała mnie wrogość. Ale często współpracownicy mówią, że jestem pierwszą lesbijką, którą znają.

Czułaś, że musisz się w pracy oficjalnie wyoutować?

Marta: Nie, choć ten temat pojawił się przy okazji ślubu, bo chciałam dostać urlop okolicznościowy. Obyło się bez niezręczności. Wręcz przeciwnie. Usłyszałam same gratulacje. W ogóle nas, lesbijki, spotyka mniej przykrości niż znajomych gejów. 

Mirka: Nasz kolega, wcale nie homowizualny, często słyszy w autobusie agresywne zaczepki: „Co się gapisz, pedale?”. 

Marta: My tylko raz usłyszałyśmy na ulicy: „Chłopak, dziewczyna, normalna rodzina”. Przyspieszyłyśmy kroku. 

Mirka: Ale to nie była prowokacja, tylko głupi komentarz.

Marta: Kiedyś było inaczej. Gdy jako osiemnastolatka trzymałam się z dziewczyną za ręce na randce, mali chłopcy rzucali w nas kamieniami.

Kiedy zrozumiałyście, że jesteście lesbijkami?

Marta: Miałam szesnaście lat. Wcześniej podobały mi się dziewczyny, ale myślałam, że zakochuję się po prostu w konkretnych osobach. W zyskaniu świadomości pomógł mi zespół Tatu. I oczywiście czaty w internecie. 

Marta Bartosiak i Mirka Makuchowska (Fot. Luka Łukasiak)

A bliżej miałaś jakieś wzorce?

Marta: W Zielonej Górze nie. W podstawówce powiedziałam przyjaciółkom, że zakochałam się w dziewczynie, ale chyba potraktowały to jako młodzieńczy kaprys, a nie coming out. Do przyjaznego LGBTQ liceum chodziłam potem w Niemczech. Tam mogłam być sobą. Lesbijskie pary dawały sobie całusy na korytarzu i nie było z tym żadnego problemu. 

A w domu?

Marta: Gdy byłam nastolatką, moja mama pracowała w teatrze. Jej najlepszymi przyjaciółmi byli geje. Było jej łatwiej zaakceptować moją orientację, chociaż i tak potrzebowała trochę czasu. Tata ani przez chwilę nie miał ze mną problemu.

Jak było u ciebie, Mirko? 

Mirka: Pierwszy raz umówiłam się na randkę z dziewczyną dopiero, gdy miałam 19 lat. Wcześniej miewałam chłopaków. Trochę o sobie wiedziałam, a trochę wypierałam. Nie miałam osób, z którymi mogłabym pogadać. 

Marta Bartosiak i Mirka Makuchowska (Fot. Luka Łukasiak)

Ani w domu, ani w szkole?

Mirka: Ani tu, ani tu. Gdy ja odkrywałam moją tożsamość, moi rodzice zaczęli się rozwodzić, więc w domu był inny dominujący temat. Ale pewnie i tak bym z nimi nie porozmawiała, bo wstydziłam się, że chcę tworzyć związek z kobietą. Bałam się swoich uczuć. Niby się nie ukrywałam, ale nie uważałam, że moje prywatne życie może mieć wymiar polityczny. Powtarzałam komunały w stylu: „Po co się z tym obnosić?”, bo nie znałam osób, które myślałyby inaczej. Moja ówczesna dziewczyna nie była wyoutowana. Wszyscy jej przyjaciele wiedzieli, że jesteśmy razem, ale ona nie chciała tego przyznać. Wiem, że teraz jest inaczej. Żyje w Irlandii, ma żonę i dzieci. A moja świadomość zmieniła się dopiero od 2005 roku. Gdy Roman Giertych był ministrem edukacji, współlokator, który działał w KPH, zaciągnął mnie na demonstrację. Szybko mnie to wciągnęło.

Marta, wkurza cię, że Mirka jest tak zaangażowana w pracę?

Marta: Nie, bo Mirka naprawdę bardzo się stara, żeby rozgraniczyć nasze życie od jej pracy. Denerwują mnie w niej tylko małe rzeczy. To, że nie zakłada nowej rolki, gdy skończy się papier toaletowy (śmiech). 

Mirka: Mnie wkurza to, że Marta w niedzielę o 17.00, gdziekolwiek jesteśmy, każe wracać do domu, bo chce malować paznokcie...

A co wam imponuje?

Marta: Siła. Stanowczość. Zdecydowanie. Gdy Mirka czegoś mocno pragnie, na pewno postawi na swoim. I wrażliwość, ogromna wrażliwość. Co jeszcze? Jest jedyną osobą, jaką poznałam w życiu, która nikogo nie ocenia. 

Mirka: Ja kocham w Marcie wszystko. To, że mamy bardzo podobne przyzwyczajenia.

Marta: Dobrze czujemy się na wsi.

Mirka: A z drugiej strony – jesteśmy domatorkami. Uwielbiamy słuchać muzyki na naszym gramofonie. Lubimy też spędzać czas z naszym mopsem. Gdy dorobimy się większego mieszkania, stado się powiększy.

A planujecie dzieci?

Marta: Nie, i w tym też jesteśmy zgodne. 

Mirka: Gdybyśmy się w tej kwestii różniły, może nie zdecydowałybyśmy się na ślub.

Marta: Nie widzę się w roli matki. To zbyt duża odpowiedzialność. Wystarczy mi odpowiedzialność za nasze małżeństwo. Wciąż mi ktoś mówi, że jeszcze zmienię zdanie. Ale nie, ja wiem, czego chcę i czego nie chcę.  

Obecnie w 28 krajach Europy pary osób tej samej płci mogą się pobrać lub zawrzeć związek partnerski. Polska należy do grupy sześciu krajów Unii Europejskiej, gdzie nie jest to możliwe. Nic jednak nie stoi na przeszkodzie, aby para gejów lub lesbijek wstąpiła w taki związek w innym kraju. Pomimo tego, że związek ten nie będzie uznawany przez polskie prawo wiele zakochanych par decyduje się na ten krok. Najłatwiejszą procedurę udzielania ślubów parom osób tej samej płci przewiduje obecnie Dania. Z myślą o osobach LGBT, które planują wejść w związek małżeński lub partnerski za granicą, Kampania Przeciw Homofobii przygotowała specjalny przewodnik. Tłumaczymy, jak sformalizować związek w wybranym kraju Unii Europejskiej. Nosi on tytuł „Związki tej samej płci w Europie. Przewodnik” i możesz go pobrać bezpłatnie stąd: www.kph.org.pl/publikacje/KPH_Przewodnik.pdf

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij