Znaleziono 0 artykułów
06.08.2019

Xawery Żuławski: Ten film uwolnił mnie od ojca

06.08.2019
Kadr z filmu "Mowa ptaków" ( Fot. materiały prasowe)

„Mowa ptaków” jest pożegnaniem, ale też wywoływaniem ducha ojca. Ducha wolności, ducha twórczości, ducha indywidualnego wewnętrznego rozwoju. Jest ostatnim tańcem zmarłego – mówi reżyser Xawery Żuławski.

„Mowa ptaków” stała się najgłośniejszym tytułem festiwalu w Gdyni. Jak przyjąłeś informację, że twój film najpierw został odrzucony do konkursu, a potem, że jednak znalazło się tam dla niego miejsce?

Xawery Żuławski: Przeczuwałem, że „Mowa ptaków” może spotkać się z odrzuceniem w Gdyni. Nie byłem zaskoczony, że nie znalazł się w konkursie, ale oczywiście nie była to przyjemna informacja. Gdy dowiedziałem się, że został wybrany przez komisję selekcyjną, z którą nie zgodził się komitet organizacyjny, zacząłem się zastanawiać, gdzie był problem, skoro popierało mnie środowisko filmowe. Bo ono stanęło za mną murem. Jak rozumiem, organizatorzy postanowili nie poszerzać konfliktu i przyjęli go z powrotem. Na aferze zyskał film. Nie marzyliśmy o takim PR w najśmielszych snach.

Kadr z filmu "Mowa ptaków" ( Fot. materiały prasowe)

Jak myślisz, dlaczego komisja organizacyjna odrzuciła „Mowę ptaków”?

Wolę nie spekulować. Ten film porusza sprawy dla nas niewygodne. Może wkurzać widzów przywiązanych do pewnych schematów narracyjnych lub określonego światopoglądu. Bo on w pewnym sensie taki skostniały światopogląd atakuje. Dobrze będą się na nim bawić ci, którzy wyczują jego kulturowe osadzenie. Ale jeśli ktoś potraktuje go zbyt serio, będzie raczej rozdrażniony.

Wyreżyserowałeś „Mowę ptaków” na podstawie scenariusza swojego ojca. Rozmawiałeś z nim wcześniej o tekście?

Scenariusz dostałem w schedzie po ojcu. Nie rozmawialiśmy o nim, ponieważ dostałem go, gdy był już ciężko chory. Ale zwróciłem wtedy uwagę na ten gest, że chciał mi coś dać. Tyle że wtedy w ogóle nie myślałem o tym, żeby kręcić film. Dopiero po śmierci ojca odezwał się do mnie producent Marcin Wierzchosławski z pytaniem, czy nie chciałbym go zrobić. Gdyby ojciec żył, pewnie sam by go nakręcił. Ja pomyślałem, że mógłbym w ten sposób złożyć hołd jego twórczości. Zgodziłem się. Na pewno nie udałoby mi się bez pomocy Piotra Kielara, Jacka Borcucha i Janka Komasy. Dzięki wspólnym rozmowom, jakie przeprowadziliśmy, „Mowa ptaków” jest jaka jest. Mam dług wdzięczności szczególnie wobec Piotra Kielara, który dał mi wiarę i siłę, że ten film w ogóle można zrealizować.

Xawery Żuławski ( Fot. Piotr Fotek, East News)

Myślisz, że twój ojciec nakręciłby go inaczej?

Scenariusz był w stu procentach ojcowski. Nie ruszałem dialogów, potraktowałem je kanonicznie. Odbija się w nich sto lat historii polskiej kultury. Film mojego ojca byłby zupełnie czym innym niż mój film. Reżyseria jest sztuką decyzji. Scenariusz wymagał ode mnie wsłuchania się we własną intuicję. Zdarzały mi się oczywiście momenty, kiedy myślałem sobie: ta scena wyglądałaby u ojca tak samo. Ale nigdy moją intencją nie było zrobienie filmu składającego się z samych cytatów. Niewątpliwie wpływ na „Mowę ptaków” mieli dwaj bliscy współpracownicy ojca: operator Andrzej Jaroszewicz i kompozytor Andrzej Korzyński. Gdybym zaprosił na plan zdjęciowy innych ludzi, film wyglądałaby zupełnie inaczej. Ale były też w scenariuszu sceny dla mnie niejasne. Wprowadziłem kilka zmian i w pewnym momencie skręciłem z nim w moje własne rewiry. Ważny w „Mowie ptaków” jest wątek rozgrywki między ojcem i synem, czyli coś, czego w scenariuszu w ogóle nie było. Zakończenie to moja absolutna samowolka interpretacyjna. Ono uwolniło mnie od ojca.

Kadr z filmu "Mowa ptaków" (/ Fot. materiały prasowe)

Jedną z najbardziej pamiętnych scen jest ta z płonącym samochodem. Ona też znalazła się w scenariuszu?

Tak. Ojciec był wielkim fanem motoryzacji, uwielbiał nowości. Wszystkie marki samochodów w scenariuszu staraliśmy się odtworzyć jeden do jednego. Czerwono-różowa płonąca Warszawa też w nim była zapisana. Dla mnie jest ona obrazem alegorycznym, przedstawiającym pędzącą w nieznanym kierunku Warszawę-miasto.

Na ciebie przeszła ta samochodowa pasja?

Nie bardzo.

Ja tę scenę interpretowałem jako „ostatnią jazdę”, pożegnanie z ojcem.

Ten film jest pożegnaniem, ale też wywoływaniem ducha ojca. Ducha wolności, ducha twórczości, ducha indywidualnego wewnętrznego rozwoju. Jest ostatnim tańcem zmarłego.

Kadr z filmu" Mowa ptaków" ( Fot. materiały prasowe)

Czy to, że ojciec był uznanym reżyserem, pomogło ci w karierze, czy przeszkadzało?

To, że ojciec on był uznanym reżyserem, pomogło mi w podjęciu decyzji, że chciałbym być filmowcem. Nie widziałem dla siebie innej drogi. W pewnym momencie życia wydawało mi się, że właściwie nic innego w życiu nie można robić, tylko filmy, bo nie znałem innego świata. Moją sytuację można porównać do syna szewca, który ma wielki zakład z tradycją. Kiedyś ten syn przejmie zakład, ale wcześniej musi uszyć swoje buty, pokazać światu, że nie zepsuje dobrego imienia ojca. W tym kontekście ojciec podał mi rozmiar buta i ja go uszyłem. Wydaje mi się, że jest OK. Przy czym niech będzie jasne, że nigdy moim celem nie było odcinanie kuponów od sukcesu ojca. Mam własną drogę. „Mowa ptaków” oddaje hołd ojcu, ale zarazem zamyka kilka spraw i sprawia, że rozpoczynam kolejny etap w mojej własnej twórczości.

Kadr z filmu "Mowa ptaków" ( Fot. materiały prasowe)

Poczułeś ulgę po zdjęciach?

Już nawet na etapie zdjęć, realizując ostatnie sceny, poczułem uwolnienie i wdzięczność, że miałem okazję przeżyć taką przygodę dzięki ojcu. Że dał mi coś, co jest w moim życiu kamieniem milowym. I cały stres gdzieś odszedł. Została radość z tego, że się udało coś stworzyć. Moim zdaniem jest to coś wartościowego. Trudnym etapem pracy nad filmem był montaż. Spędziliśmy z Wojtkiem Włodarskim wiele miesięcy, aby obraz wyglądał tak, jak wygląda dzisiaj.

Kadr z filmu "Mowa ptaków" ( Fot. materiały prasowe)

Dlaczego większa część akcji rozgrywa się na Grochowie? To chyba najbardziej wiejsko-miejska dzielnica Warszawy.

Bo właśnie taka jest Polska: wiejsko-miejska. Intuicja podpowiadała mi, że film powinien wyglądać, jakby był wyciągnięty z lamusa. Chciałem, żeby odbijała się w nim historia i współczesność. Nie wiadomo, czy akcja rozgrywa się dziś czy w osiemdziesiątym którymś roku. Rondo Wiatraczna na Grochowie to jest pełna psychoza: budki chińskie, nowoczesne tramwaje, bloki z wielkiej płyty. W filmie jest pokazany tak, że większość widzów nie będzie wiedziała, co to za miejsce, co to za czas.

Co przed pójściem do kina na „Mowę ptaków” powiedziałbyś komuś, kto nigdy nie widział żadnego filmu Andrzeja Żuławskiego ani Xawerego Żuławskiego?

Powiedziałbym: „To na pewno nie jest film dla ciebie. Bo jeśli nie widziałeś żadnego filmu Andrzeja Żuławskiego, to ten film będzie dla ciebie trudny”. Zachęcałbym do pójścia do kina wszystkich widzów, którzy będą w stanie go rozczytać. Otwierająca film scena nie powie nic zagranicznemu widzowi. Nie zrozumie on też, co oznacza spotkanie na planie aktorów trzech pokoleń, grających jedną rodzinę: Daniela Olbrychskiego, Andrzeja Chyrę i Sebastiana Fabijańskiego. Ja w tym widzę pewien żart. Bo czy nie jest zabawny pomysł, że Chyra i Fabijański są synami Olbrychskiego?

Kadr z filmu "Mowa ptaków" ( Fot. materiały prasowe)

„Mowa ptaków” w reżyserii Xawerego Żuławskiego była pokazywana na festiwalu Nowe Horyzonty. Do kin trafi 27 września.

Łukasz Knap
Proszę czekać..
Zamknij