Znaleziono 0 artykułów
10.03.2018

Z kolekcji Mody Polskiej. Szept tafty

10.03.2018
Pokaz mody na zime przedsiebiorstwa panstwowego Moda Polska, Warszawa, 05.02.1989. (Fot. Andrzej Marzec / EAST NEWS)

Tafta to tkanina, która daje możliwość rozmachu. Gniecie się i połyskuje. A Jerzy Antkowiak ceni bal. W życiu i projektowaniu.

To piękna scena. Jerzy Antkowiak bierze z wieszaka zielony szal z tafty i wiąże sobie z niego pod szyją kokardę. – To tkanina, która mówi. Szept tafty jest czymś niesłychanie ekscytującym – tłumaczy dziennikarce TVP Wrocław Grażynie Pieczuro.

Do tafty miał słabość od zawsze. Bo to tkanina, która daje możliwość rozmachu. Gniecie się, połyskuje i jest z naturalnego jedwabiu. Jest w niej, jak mówi, coś bliskiego erotyzmowi. Lubił ją Yves Saint Laurent, a Antkowiak lubił YSL. Przede wszystkim zaś cenił bal. Dlatego dopóki projektował kochał ją w sukienkach.

Pamięta na przykład kreację, którą na jednym z pokazów w latach 70. miała na sobie Marta Przybora. Góra z czarnego weluru i od połowy bioder – wspaniała żółta spódnica z tafty. Pod spodem fizelina, by tafta się unosiła, u dołu czarna koronka, żeby dobrze grał detal. – Szurała taftą po wybiegu, a księgowy siedział i zrzędził: „po co tyle tych metrów, mała spódniczka też by ładnie wyglądała” – opowiada Antkowiak.

Moda Polska. Tafta (Fot. Hasenien Dousery)
Moda Polska. Tafta (Fot. Hasenien Dousery)

Bo taftę sprowadzano z Włoch i Szwajcarii, była droga i nawet w uprzywilejowanym przedsiębiorstwie, jakim była Moda Polska księgowi i dyrektorzy od ekonomii uważali ją za zbytek. – Podsuwali nam krempliny, boucle w kolorze zdechłym jak wypłowiała pierzyna i coś z tego robiliśmy. I zawsze zostawało na przeceny – wspomina. Tafta przysługiwała na kolekcje karnawałowe – nie te wiodące, które Moda Polska prezentowała na słynnych pokazach, a tzw. handlowe, czyli dostępne w sklepach. Tyle, że było tej tafty – Antkowiak nie jest pewien liczb – ale mniej więcej sto metrów. Na efektowną suknię trzeba co najmniej pięciu. Zatem sukni powstawało mniej więcej 20.

A od połowy lat 70., kiedy w wyniku reformy samorządowej, powstało 49 województw i każdy wojewódzki sekretarz PZPR miał ambicję mieć na przeciwko komitetu partii salon Mody Polskiej, sklepów w Polsce było kilkadziesiąt. Suknie z tafty trafiały do Warszawy, Katowic, Gdyni, Krakowa, Wrocławia. – Po dwie albo półtorej – śmieje się Antkowiak. – Nic dziwnego, że z kolekcji karnawałowych nie zostawała ani kokardka.

Walczył oczywiście, żeby tkaniny było więcej, ale negocjacje wyglądały mniej więcej tak:

– Kto to kupuje?! Chyba badylarzowe! – sekretarz partii w Modzie Polskiej wrzeszczał.

– Panie sekretarzu, działa pan na niekorzyść – Jerzy Antkowiak tonował. – Grunt przecież, że kupują. Pan kupiłby żonie?

A idź pan – sekretarz prychał i przydział pozostawał niewzruszony.

Pokaz mody na zime przedsiebiorstwa panstwowego Moda Polska, Warszawa, 05.02.1989. (Fot. Andrzej Marzec / EAST NEWS)

Projektanci na ile mogli, starali się uszczknąć coś dla kolekcji wiodących, bo tafta najpiękniej szeleści na wybiegu. Na wybieg przecież, bo nie do sklepów, można zrobić zamaszystą pelerynę, białą bluzkę z asymetrycznymi rękawami, z których jeden jest krótki, a drugi wypuszony.

– Takie rękawy były najlepsze. Miało się gdzie marszczyć. W wąskich nie ma tego efektu – mówi Antkowiak.

Moda Polska. Tafta (Fot. Hasenien Dousery)
Moda Polska. Tafta (Fot. Hasenien Dousery)

Gniótł więc z tafty sukienki bombki, wielkie spódnice i unikał małych czarnych – na nie tafty szkoda. Szczególnie dużo gniótł w latach 80., gdy pojawił się serial „Dynastia”. Na polskie ekrany trafił dopiero w 1990 roku, ale w Stanach Carringtonowie bawili publiczność dekadę wcześniej. W opisach paryskich kolekcji znalazły się wtedy kusząco brzmiące zwroty: „Dynasty”, „Carringtons”. – Nie wiedzieliśmy, co to jest, ale wiedzieliśmy, że jest – opowiada Jerzy Antkowiak. – Czerpaliśmy więc, jak to z taftą, obficie. Dopiero potem okazało się, że to wielki kicz.

Kiedy stało się to już jasne, Modą Polską zarządzali syndycy. Wysyłali projektantów Mody, by – w ramach jakichś umów – robili kolekcje innych firm. W ten sposób Antkowiak trafił do Zakładów Przemysłu Odzieżowego Delia w Zamościu. Też podupadających, ale mniej niż Moda Polska. W 1993 roku zaprojektował dla nich kolekcję pokazaną we wciąż jeszcze snobistycznych wnętrzach hotelu Victoria. – Kupowałem materiały w detalu. Gdzieś znalazłem 15 metrów weluru, gdzieś 10 metrów tafty. Pamiętam tę taftę, bo była w kolorze stalowym. Pomyślałem: „Takie dziwadło, to trzeba zrobić męskie rzeczy”.

I zrobił: ogromny trencz, marynarę i bluzę z bufami. Tafta, była jak przyznaje, „uszlachetniona” czymś sztucznym, ale gniotła się jak trzeba. Nie gadała już, ale ciągle coś podszeptywała. Ścinki z tej kolekcji gdzieś jeszcze przechowuje. Ubrania zostały w Zamościu.

W filmie Grażyny Pieczuro kręconym prawie dziesięć lat później, w 2002 roku Jerzy Antkowiak wiąże kokardę i z uwagą przegląda się w lustrze. – Trzeba popróbować przed lustrem, żeby zobaczyć, czy coś ma sens. Czasem ma, czasem nie ma – i rozwiązuje kokardę.

Moda Polska. Tafta (Fot. Hasenien Dousery)

Przeczytaj więcej o historii Mody Polskiej: "Wyjątkowe archiwum odnalezione po latach".

Przeczytaj więcej o historii Mody Polskiej: "Sukienka od podszewki".

Aleksandra Boćkowska - dziennikarka, autorka książek "To nie są moje wielbłądy. O modzie w PRL” i „Księżyc z peweksu. O luksusie w PRL”. Współpracuje m.in. z „Gazetą Wyborczą” i „Wysokimi Obcasami Extra”. Wcześniej redaktorka w magazynach „Elle” i „Viva! Moda”.

Aleksandra Boćkowska
Proszę czekać..
Zamknij