Znaleziono 0 artykułów
23.11.2020

Jaki dom, taka miłość

23.11.2020
Kacper Sulowski (Fot. Materiały prasowe)

Jesteśmy przekarmieni cukierkową, sztuczną lub ckliwą wizją miłości. Dlatego postanowiłem poszukać miłości w prawdziwym życiu, często tam, gdzie z pozoru miejsca na nią nie ma – mówi reporter Kacper Sulowski, autor książki „Z miłości. Portrety polskich domów”. Opowiada nam o owocach swoich poszukiwań.

Miłość musi być romantyczna jak w filmach: przypadkowe spotkanie, uczucie od pierwszego wejrzenia, pokonanie przeciwności losu, a potem „żyli długo i szczęśliwie”. W twojej książce też tak jest?

Myślę, że jesteśmy przekarmieni tą cukierkową, sztuczną lub ckliwą miłością, a raczej jej obrazem. Dlatego moim celem było poszukanie miłości w prawdziwym życiu, często tam, gdzie z pozoru miejsca na nią nie ma. I dowiedziałem się, że prawdziwa miłość nie istnieje bez cierpienia, porażek, kryzysów, lęków i przeszkód, które musisz pokonać. W moich historiach nie ma popkulturowego schematu, o którym mówisz. Prawdziwą miłość znalazłem na przykład w kamienicy na Pradze, w której kobieta idzie na policję ze strachem w oczach i pierwszy raz opowiada o tym, co 20 lat wcześniej zrobił jej ojczym. Robi to po to, by ratować przyrodniego brata. Miłość znalazłem w domku na pomorskiej wsi, w rodzinie, w której wychowuje się dziewczynka z zespołem Downa, a jej matka trzy razy chorowała na raka. Widziałem miłość u dziewczyny, która 15 godzin leci samolotem do Meksyku, żeby przytulić się do słupa postawionego w miejscu, gdzie zamordowano jej brata. Bo tylko tak mogła się z nim pożegnać.

Z miłości portret polskich domów (Fot. Materiały prasowe)

A widziałeś ją u matki, która tak mocno kochała swoją córkę, że oskarżyła jej ojca o molestowanie seksualne?

No widzisz, piszę też o ludziach, którzy miłość pomylili z czymś innym.

Z czym?

Na przykład z pragnieniem macierzyństwa. Przywołałeś historię kobiety, która wmówiła sobie, że jej mąż molestował ich córkę. Bo miłość do dziecka, na które czekała całe życie, tak zakrzywiła jej percepcję, że nie pozwoliła jej dalej funkcjonować w roli mamy. W książce przywołuję też historię kobiety, której miłość do Boga i męża, którego traktowała jako jego wysłannika, przysłoniła cały świat. Na tyle, że nie dostrzegła głodujących i chodzących w brudnych ubraniach dzieci. W ciąży nie chodziła do ginekologa ani na USG. Dzieci nie były szczepione, a w domu nie było komputera ani internetu. Nie można było czytać książek, tylko święte księgi. Wszystko w imię religii.

Dlaczego o tym wszystkim piszesz?

Bo miłość jest naszym celem i pragnieniem. Determinuje nasze zachowanie i prowadzi nas przez życie. Jest wyznacznikiem człowieczeństwa i odróżnia nas od innych istot na świecie. Mogę się założyć, że gdybyśmy dziś zapytali na ulicy setkę ludzi, co jest dla nich najważniejsze, 90 procent odpowiedziałoby: „miłość”.

Czy przez to nie jest infantylna?

Może taka być, ale w książce uciekam od ideału z „Romea i Julii”. Wiem, że wszędzie jest dużo miłości. W poezji, książkach, teatrze, ale mam wrażenie, że często potraktowana jest dość powierzchownie. Opisuję więc ją z innej perspektywy, ale o tym już mówiłem.

Czytając twoją książkę, myślałem sporo o „Historii małżeńskiej”. Niby romantyczna opowieść, ale bliska życiowemu doświadczeniu.

Miłość była tam poddana racjonalizacji. Jej miejsce zajął pragmatyzm, tak jak miejsce głównych bohaterów w filmie zastąpili ich prawnicy.

Twoi bohaterowie są też pragmatyczni?

Niektórych zmusiła do tego sytuacja. Nie możesz sobie pozwolić na szaleństwa, będąc samotnym ojcem z dwójką dzieci, które musisz utrzymać z jednej pensji. Ale niektórzy bohaterowie przejawiają wręcz Mickiewiczowskie cechy, dalekie od pragmatyzmu. Jak Kris Chmielewski, który w poszukiwaniu wolności objechał cały świat. Mieszkał w Afryce, odwiedził wszystkie stany w USA i chciał pojechać do Ameryki Południowej. Zawsze wierzył, że dobra na świecie jest więcej, ale jednak zło wygrało. Kris został brutalnie zamordowany na południu Meksyku.

Kacper Sulowski (Fot. Materiały prasowe)

Zostańmy jeszcze przy związkach. Uderzyły mnie opowieści o parach, w których po okresie spokojnego i szczęśliwego życia jeden z partnerów nagle zaczynał ujawniać ciemniejszą stronę. Pojawiały się przemoc, alkohol, zazdrość. Można się przed tym ustrzec?

To zależy od doświadczenia każdego z osobna. Historie, o których mówisz, opisałem w rozdziale „Dzień kobiet”. 8 marca spędziłem w domu samotnej matki, z kobietami, które prawdziwy dom znalazły dopiero po ucieczce z tego, w którym mieszkały od lat. Ich historie mają wspólny mianownik: kobiety, które nie miały miłości w domu rodzinnym, w dorosłym życiu myliły ją na przykład z poświęceniem dla drugiej osoby. Tacy ludzie mają problem z sięganiem po realną pomoc. Jedna z kobiet przez 40 lat mieszkała z ojcem, nie potrafiła się od niego wyprowadzić. Znosiła jego wyzwiska, słyszała, że jest głupia i jebana w dupę. Do dziś nie poznała porządnego faceta, nie umie się umalować, bo codziennie słyszała, że jest brzydka. Osoby wychowane w takich domach mają ogromny problem z wchodzeniem w relacje, nawiązywaniem znajomości i z samooceną. Ktoś może powiedzieć, że wszyscy byli tak wychowywani, bo nasi rodzice nie potrafili spełnić wymogów rodzicielstwa, ale żyjemy w innych czasach, a rzeczywistość wymaga dziś od nas zupełnie innej wrażliwości.

Od takiego stereotypu odchodzą twoi ulubieni bohaterowie.

Czyli którzy?

Samotni ojcowie.

Skąd wiesz? Pisałem tę książkę w czasie, kiedy zostałem tatą, więc mam do nich szczególny sentyment. Każdy ojciec mógłby wiele się od nich nauczyć. Jestem pełen podziwu dla facetów, których życie nagle tak się zmieniło.

Poruszyła mnie szczególnie historia o chłopaku, którego żona zginęła w wypadku.

I wychowuje syna Maciusia.

A wokół niego zorganizowała się duża grupa ludzi.

Robercik, piekarz z małej wsi, chciał zostać anonimowy, bo ma dosyć rozgłosu. Jest o nim głośno w gminie, traktuje się go priorytetowo, w sklepach przepuszcza się go w kolejce, ma miejsce w pierwszym rzędzie w kościele, a wszystkie sąsiadki i nauczycielki chcą mu pomagać. Pewnie też dlatego, że jest przystojny i dobrze ustawiony, bo za chwilę odziedziczy piekarnię po ojcu. To są didaskalia, ponieważ tragedia, która go spotkała, była niewyobrażalna. Zakochał się w Marysi, jak mówi, latał za nią jeszcze w krótkich majtach. Miłość od dziecka, która zakończyła się tragicznie: kiedy ich syn miał dwa lata, Marysię potrącił kierowca samochodu, zginęła na miejscu. A Robert musiał nauczyć się, jak być tatą i mamą jednocześnie. Wzruszające są jego szczerość i prostota. Opowiadał mi, jak uczył Maciusia sikać, jeść mięso, co robił, kiedy bolał go brzuch. Zleciały się wtedy wszystkie sąsiadki, które debatowały nad chorym dzieckiem, a ojciec po prostu wlał pięć kropel żołądkowych na cukier, włożył łyżeczkę do buzi i przeszło. To z pozoru banalna historia o tym, jak człowiek radzi sobie w ekstremalnej sytuacji, jak musi zaufać intuicji, ale może liczyć na dobrych ludzi wokół siebie.

(Fot. Getty Images)

Co z miłością nieheteroseksualną?

Pracując nad książką, chciałem poruszyć też wątek miłości zakazanej czy jak powiedzieliby niektórzy politycy w randzie ministra: „nienormalnej”. Napisałem więc reportaż o wolontariuszach prowadzących telefon zaufania dla osób LGBT+. Spędziłem z nimi kilkanaście godzin na dyżurach. Ludzie, którzy odbierają telefony od młodych ludzi z całej Polski, sami doświadczyli piekła z powodu orientacji seksualnej, doświadczali szykan w szkole, niezrozumienia w rodzinie, przemocy fizycznej, ale teraz są gotowi pomagać innym. To są prawdziwi bohaterowie.

Twoja książka opowiada też o domu. Jaki on jest?

Ostatnio coraz częściej słyszymy o tym, jak powinien wyglądać polski dom czy jak ma funkcjonować „normalna rodzina”. Ale o co dokładnie chodzi w tej normalności?

Widzę to tak: heteroseksualni rodzice wychowujący dzieci w katolickim obrządku, wszystkie problemy załatwiają w domowym zaciszu, za firankami, broń Boże przy pomocy terapeutów. Masz takich bohaterów?

Mam. Ten model, wyciągany na sztandary prawicy i Kościoła, nie do końca odpowiada wartościom chrześcijańskim i humanitarnym. Polskie domy są tylko z pozoru porządne i prawowite, a tak naprawdę kryje się w nich wiele cierpienia i krzywd. Jedna z bohaterek opowiada mi, jak mąż bił ją zaraz po powrocie z niedzielnej mszy, bo spóźnili się do kościoła. Pokazała mi też zdjęcie, które zrobiła sobie po jednej awanturze. Siedziała pod ścianą z przeciętą wargą, a nad nią wisiał krzyż.

Czego szukałeś podczas tych rozmów?

Miłości, nawet w najbardziej tragicznych historiach. No i prawdy. Dlatego niemal wszystkich bohaterów występujących w książce odwiedziłem w domach. Bo ich narracja to jedno, ale te historie dopełniam obserwacją. A najlepsze do obserwacji jest naturalne środowisko obserwowanego. Przyglądałem się więc, jak zachowują się moi rozmówcy, jak mieszkają, w czym chodzą, co jedzą. Mam wrażenie, że dzięki temu te historie są pełniejsze i bardziej wiarygodne. Z niektórymi wypiliśmy butelkę bimbru, z innymi zjedliśmy obiad, a jeszcze z innymi zarwaliśmy noc na rozmowę.

A u ciebie w domu jaka jest miłość?

Szczęśliwa, wreszcie.

Wreszcie?

Bo znalazłem ją dość późno. Byłem po trzydziestce i po kilku mniej lub bardziej poważnych związkach. Zacząłem nawet myśleć, że może miłość nie jest dla mnie. Że skoro mam dobrą pracę, pasję, przyjaciół i trochę pieniędzy, to wcale nie muszę mieć miłości. I że żona, dzieci, rodzina to jednak nie dla mnie. Ale z tyłu głowy zawsze tego pragnąłem, jak te 90 procent ankietowanych.

I jak ją znalazłeś?

W internecie! Spotkaliśmy się na wino. Wypiliśmy butelkę, a zaraz po pierwszej randce napisałem do przyjaciela: „Ej, znalazłem żonę na Tinderze”. W ubiegłym roku wzięliśmy ślub, a w tym urodził nam się Konstanty. I znowu się zakochałem.

 

* Kacper Sulowski jest dziennikarzem „Gazety Wyborczej”, pisze o sprawach kryminalnych, prawach człowieka i nadużyciach władzy. Był dwukrotnie nominowany do nagrody Grand Press.

* Kacper Sulowski „Z miłości. Portrety polskich domów”, wydawnictwo Harde

Arkadiusz Gruszczyński
Proszę czekać..
Zamknij