Znaleziono 0 artykułów
11.03.2022

„Zaczynam się od miłości”: Natalia Przybysz śpiewa Korę

11.03.2022
Fot. Sylvia Pogoda

Wiedziałam, że mierzę się z potężną postacią. Dlatego w każdej chwili byłam gotowa przerwać pracę – mówi Natalia Przybysz, która wraz z zespołem zinterpretowała osiem niezaśpiewanych nigdy wcześniej utworów Kory. Nam opowiedziała o kulisach projektu, dziedzictwie legendarnej artystki i potędze słów.

Gdy Kora stawała na scenie, nie można było oderwać od niej wzroku. Ale artystka zasłynęła nie tylko niezwykłym talentem, lecz także zaangażowaniem w sprawy społeczne i polityczne. Ta wrażliwość – na muzykę i drugiego człowieka – jest szczególnie bliska Natalii Przybysz. Choć nie udało im się spotkać razem w studiu, ich muzyczne drogi skrzyżowały się po latach, a owocem tego spotkania jest album „Zaczynam się od miłości”.

 

Dla artystki było to niezwykłe zetknięcie dwóch światów. – Dorastając, częściej niż Maanamu czy Republiki słuchałam Czesława Niemena, Stanisława Sojki i Ewy Bem. W szarej rzeczywistości mojego dzieciństwa potrzebowałam więcej gorących, południowych kolorów – przyznaje Przybysz. Zawsze jednak podziwiała Korę i do dziś pamięta, jakie wrażenie zrobił na niej „Wyjątkowo zimny maj”, pierwszy utwór Jackowskiej, który usłyszała. Choć wkrótce ona sama miała stać się jedną z najważniejszych postaci polskiej muzyki, ich drogi przecięły się tylko raz: – Poznałyśmy się przelotnie pod sceną jednego z jej koncertów, ale czasu wystarczyło jedynie na szybki uścisk dłoni – wspomina Przybysz. Ten artystyczny dystans miał jej pomóc w przyszłości podczas pracy nad albumem.

Wspólna podróż Przybysz i Kory zaczęła się przy okazji pewnego koncertu solidarnościowego, na którym Przybysz została poproszona o zaśpiewanie „Krakowskiego spleenu”: – Ponowne spotkanie z jej muzyką coś we mnie otworzyło, splotło nasze historie – wspomina. I choć ostatecznie zaproszenie wycofano ze względu na społeczne zaangażowanie Przybysz, „Krakowskim spleen” został z nią i ukazał się na płycie „Jak malować ogień”. Po nagraniu piosenki wysłała ją do Kamila Sipowicza, któremu tak spodobała się wersja Przybysz, że zaproponował jej nagranie albumu z niezaśpiewanymi utworami Kory. Artystka jednak odmówiła: – Wydało mi się to za duże i za poważne. Album wrócił do szuflady.

Fot. Sylvia Pogoda

Przełom nastąpił kilka miesięcy później, gdy ukazała się książka „Miłość zaczyna się od miłości”, w której znalazły się niepublikowane teksty Kory. – Dopiero w kontakcie z tymi słowami na papierze poczułam, że to coś, co chcę zrobić. W kolejnych wersach znalazłam poczucie bezpieczeństwa, siłę i miłość, tak potrzebną w czasie pandemii i kolejnych protestów – wspomina. – Pierwszym utworem, który nagraliśmy, była „Mama”. Wysłałam go do Kamila, a on oddzwonił chwilę później. Był wzruszony. Okazało się, że był właśnie w Bliżowie, miejscu, w którym spędzili z Korą najpiękniejsze chwile. Powiedział, żebym robiła to, co czuję. Następnego dnia zabraliśmy się do pracy.

Na płycie znalazło się osiem starannie wybranych utworów. Wszystkie, oprócz „Mamy”, którą Przybysz nazwała „przetworem”, składają się z nigdy niezaśpiewanych tekstów piosenek, choć część z nich może brzmieć znajomo. – Najwięcej czasu zajęło mi znalezienie właściwych wersów. Szukałam ich w sobie i zostawiałam tylko te, które tam znalazłam. I tak na przykład „Niedziela” powstała na bazie utworu „Leniwa niedziela”, z których artystka wybrała tylko wersy, które zostały wykreślone z oryginału.

 

Medytacje nad treścią pomogła jej odwrócić uwagę od skali wyzwania, którego się podjęła. – Wiedziałam, że mierzę się z potężną postacią. Dlatego starałam się działać spoza umysłu, podążać za intuicją. W każdej chwili byłam gotowa przerwać pracę – wspomina. – Celowo też powstrzymywałam wszystkich, którzy chcieli opowiadać mi o Korze. Chciałam wyjść jej na spotkanie z czystym umysłem. Zmierzyć się z tymi tekstami i ich siłą uzbrojona tylko w moją wrażliwość. Nie musiałyśmy się dotykać, żeby czuć, że jesteśmy razem.

To podejście sprawiło, że „Zaczynam się od miłości” jest albumem dwóch stojących ramię w ramię artystek. Przybysz udało się oddać hołd wielkiej twórczyni, jednocześnie nie rezygnując z siebie – na płycie znalazły się dwa autorskie utwory, „Zew” i „Jest miłość”. Albumowi towarzyszą również piękne klipy inspirowane wybranymi piosenkami. Za reżyserię odpowiadała Silvia Pogoda, a pomysłodawczynią ostatniego z nich była sama Przybysz. Z typową dla siebie uwagą i wrażliwością artystka sięgnęła po teksty, które pozostawiła po sobie Kora, i dała im nowe życie, a nam – jeden z najpiękniejszych albumów nowego roku.

Fot. materiały prasowe

Premiera już 11 marca.

Julia Właszczuk
Proszę czekać..
Zamknij