Znaleziono 0 artykułów
09.11.2018

Zapomniana połowa ludzkości

09.11.2018
Anna Kowalczyk (Fot. Edyta Gonet)

Nie chcę historii krótkiej, ale historię, bo kończąc lekturę „Brakującej połowy dziejów”, chce się krzyczeć: „Dawaj dziewczyno, jeszcze, jeszcze!”. Anna Kowalczyk swoim pisaniem stawia jeden z pierwszych kroków na szlaku, którym trzeba będzie wędrować jeszcze przez lata.

Ma w naszych miastach ulice swojego imienia Emilia Plater, rozsławiona już przez Adama Mickiewicza „bohaterka dziewica”, niczym francuska Joanna d’Arc. I słusznie, choć przyglądając się biografii poety łatwiej przyjąć, iż Platerówna ujęła go, bo biła się o Polskę, lecz już niekoniecznie, dlatego że była kobietą, gdyż stosunek Mickiewicza do kobiet był wielce patriarchalny. Od najmłodszych lat wileńska hrabianka, wychowywana razem z chłopcami, umiała polować, fechtować, strzelać i zaczytywała się w życiorysach Tadeusza Kościuszki. Świadomie przystąpiła do powstania listopadowego. I tu zaczyna się kłopot. Czy była, jak ją portretowano, szczupłą, wysoką brunetką, a może grubiutką, niską blondynką, jak ją zapamiętano? Czy zasłynęła wielką odwagą i walką z Moskalem do ostatniej kropli krwi, a może – to znów relacje z epoki – trzeba było znosić ją z pola bitwy, bo mdlała od gwałtownych przeżyć. Jak by nie było, Platerówna weszła na stałe do panteonu polskich bohaterów, wypychając inne kobiety, których w naszej historii nie przywoływano i nie przywołuje się zbyt często. Bo może po prostu ich nie było.

Edukacja, ilustacja Marta Frej 

Wypchnęła? Nie było? Anna Kowalczyk w „Brakującej połowie dziejów. Krótkiej historii kobiet na ziemiach polskich” udowadnia, że takie myślenie jest czystą brednią. Niemniej mam zarzut do jej książki, bodaj fundamentalny. Nie chcę historii krótkiej, ale historię, bo kończąc lekturę „Brakującej połowy dziejów”, chce się krzyczeć: „Dawaj dziewczyno, jeszcze, jeszcze!”. Słowem, zarzut jest nie do autorki, ale do wykluczania kobiet z dziejów czyli niewiedzy, również mojej. Anna Kowalczyk swoim pisaniem stawia jeden z pierwszych kroków na szlaku, którym trzeba będzie wędrować jeszcze przez lata.

Bo przecież nie tylko Emilia Plater. Jeśli trzymać się pola wojskowości, trzeba wspomnieć kobiety za czasów Księstwa Warszawskiego – damy Virtuti Militari (nie chciano im przyznawać orderów, lecz w końcu nie było wyjścia) – Joannę Żubrową, Józefę Kulczycką i Bronisławę Czarnowską. Można sięgnąć wieki wstecz, gdy Jadwiga Andegawenka, święta Kościoła katolickiego i żona Władysława Jagiełły, wyprawiła się na Ruś, będąc też królem (a nie tylko królową) Polski. Albo należy przypomnieć Aleksandrę Szczerbińską, obecną w naszych dziejach jako kochankę i drugą żonę marszałka Józefa Piłsudskiego, ale już nie jako konspiratorkę, organizatorkę zamachów na carskich oficjeli oraz uczestniczkę wielu akcji zbrojnych Organizacji Bojowej Polskiej Partii Socjalistycznej. Akcja pod Bezdanami, słynna również dlatego, że brało w niej udział, prócz Naczelnika, trzech przyszłych polskich premierów, zrodziła powiedzenie, że – gdy do niej doszło – panna Aleksandra częściej trzymała w dłoniach pistolet niż jej przyszły mąż. Taka to była kobieta!

Anna Kowalczyk (Fot. Edyta Gonet)
Okładka książki Brakująca połowa dziejów (Fot. Materiały prasowe wydawnictwa WAB)

Mamy w historii wspaniałe malarki, chociażby Olgę Boznańską i Tamarę Łempicką. Mamy sufrażystki, łączące tzw. sprawę polską z prawami kobiet jak Narcyza Żmichowska. Działaczki społeczne jak Klementyna z Tańskich Hoffmanowa. Pisarki i publicystki: Elizę Orzeszkową czy Marię Konopnicką. Święte Kościoła – wspomnianą już Jadwigę, Jadwigę Śląską czy Kingę. Władczynie, jak Dobrawa lub Bona. Agentki specjalne – Krystynę Skarbek - którym James Bond może podawać płaszcz. 
Bez kobiet, np. Anny Walentynowicz czy Aliny Pieńkowskiej, nie byłoby pierwszej Solidarności. Ani dzisiejszej wolności. Redakcja najważniejszego pisma podziemnej opozycji w znakomitej większości składała się z kobiet. Fakt, iż tylko Maria Curie-Skłodowska doczekała się dwóch nagród Nobla (pracowała we Francji, bo w ówczesnej Polsce było to nie do pomyślenia), przynosi co najmniej dwie sugestie. Pierwszą, o stanie polskiej nauki, bo nagród zadziwiająco mało. Drugą, o sile kobiet, które – jak Skłodowska - wbrew wszystkiemu umiały wspinać się na szczyty.

Sztuka, ilustracja Marta Frej

A dołóżmy jeszcze armię kobiet, o których nie zachowało się ani słowo. Bo, jak kopistki przepisujące i ilustrujące księgi przed wynalezieniem druku, nie zostawiały nawet swoich inicjałów pod powielanym tekstem, choć tworzyły prawdziwe dzieło sztuki. Albo anonimowe markietanki, którym przypięto łatkę kobiet łatwych, ciągnących za wojskiem, lecz bez nich żołnierze nie mieliby co jeść, pić, nosiliby brudne gacie i dziurawe mundury. Panie dobrze urodzone i z towarzystwa, ale też mieszczki trudzące się w szpitalach – a te nie zmieniały się przez całe epoki - bardziej przypominających rzeźnie, gdzie tylko smród, krew i odcięte kończyny wynoszone w wiklinowych koszach. Takie były samarytanki z powstania listopadowego („Najzimniejszy lekarz ma twarz skurczoną […], a kobieta nawet oczu nie odwróci […] spokojnie czeka chwili, w której będzie mogła przystąpić, pokrzepić, pocieszyć, lub gdy wszystko za późno, anioła spojrzeniem odlatującej duszy wskaże drogę do nieba”). Łódzkie włókniarki, które za rządów Edwarda Gierka wywojowały zniesienie podwyżki cen, mają swoje miejsce w polskiej historii. A niewielu o nich pamięta.

Prawa kobiet, ilustracja Marta Frej

Słówko „niewielu” niech będzie tutaj przewodnikiem. Gdy opowiadamy o jakiejkolwiek akcji, czynie, przedsięwzięciu, sytuacji, mamy do dyspozycji polszczyznę. Polszczyzna (w końcu kobieta) jest bezwzględna. Niech w przedsięwzięciu weźmie udział sto kobiet i jeden mężczyzna, powiemy: „wzięli udział”, a nie „wzięły udział”. I tak język promuje chłopaka, choćby stał w ostatnim szeregu.

Dołóżmy przysłowia: „Baba z wozu, koniom lżej”. Niemądre to, bo chłop zazwyczaj większy i cięższy, więc gdyby zszedł, szkapom byłoby łatwiej. 

A na sam koniec dodajmy pokutujące wszem i wobec przekonanie, że kobieta zawsze z tyłu, kroczek za mężczyzną, przez stulecia pozbawiona praw, a nawet możliwości dysponowania sobą. Przecież ta bzdura ma się dobrze nawet dzisiaj.

Tymczasem Anna Kowalczyk pisze po prostu: „Polska jest kobietą”. Co najmniej tak samo, jak mężczyzną. Ma rację.

Anna Kowalczyk, „Brakująca połowa dziejów. Krótka historia kobiet na ziemiach polskich”, ilustracje Marta Frej. Wydawnictwo WAB.

Maria Fredro-Boniecka
Proszę czekać..
Zamknij