Znaleziono 0 artykułów
11.02.2023

Glenn Martens: Gaszenie pragnień

11.02.2023
(Fot. Spotlight. Launchmetrics / Agencja FREE)

Pierwsze oszczędności wydał na dżinsy Diesla. Pierwszą wypłatę na wodę kolońską Le Male Jean Paul Gautier, którą wiernie oblewał się przez lata. Jakby wiedział, że w przyszłości stanie za sterami obu marek. Kto nie wierzy w siłę przyciągania, niech zapozna się z historią Glenna Martensa.

Przenosimy się do pięknej, ale nudnawej Brugii – zabytkowej mieścinki w północno-zachodniej Belgii. Nie zostaniemy na długo, bo atmosfera tego miasta wszystkim fanom Glenna Martensa wyda się równie duszna co jemu kiedyś. To miła, historyczna miejscowość, w której dzieciaki snuły się po starych kościołach i wystawach sztuki dawnej, marząc o karierach archeologów. To, co najpierw było dla nich bajką, w okresie dojrzewania stawało się rodzajem złotej klatki, która choć przyjemna, zachęca do ucieczki.

(Fot. Spotlight. Launchmetrics / Agencja FREE)
(Fot. Alessandro Oliva)

Nim przyszła mu na nią ochota, Glenn Martens pilnie uczył się łaciny i historii. Nawet kiedy rysował, to wyłącznie ważne figury z dziejów. Wtedy jeszcze nie miał świadomości istnienia zjawiska, jakim jest moda, ale dzisiaj dostrzega, jak ważną rolę w tych portretach odgrywał ubiór. Martens planował iść na prawo, ale w ostatniej chwili zrozumiał, że chce spróbować czegoś odrobinę bardziej twórczego. Złożył papiery na architekturę wnętrz do Sint-Lucas School of Architecture. To miało być takie rozwiązanie w pół drogi – porządny zawód, ale z odrobiną fantazji. Dostał się i jakoś sobie radził. Pilny, ale niezbyt odkrywczy był z niego architekt. Ta edukacyjna przygoda uwrażliwiła go na przestrzeń i zbudowała w nim świadomość wpływu wnętrz na ich mieszkańców. Gdy zobaczył piękny budynek wydziału mody na Królewskiej Akademii Sztuk Pięknych w Antwerpii, stwierdził, że przyjemnie byłoby „pożyć” w takich murach. Miał 21 lat i wciąż czuł się dzieckiem, nie był gotów ani na pracę, ani na konfrontację ze światem dorosłych. Ojciec, z zawodu sędzia, pozwolił mu studiować tak długo, dopóki nie zawali roku. Martens chętnie skorzystał.

(Fot. Spotlight. Launchmetrics / Agencja FREE)
(Fot. Alessandro Oliva)

Nie miał świadomości rangi antwerpskiej katedry i nie wiedział, że w czasie gdy on, jak gdyby nigdy nic, jedzie pociągiem na egzaminy wstępne z teczką pełną szkiców krzeseł i łazienek, do Antwerpii ściągają ludzie z całego świata od dawna marzący, by stać się kolejnym Driesem van Notenem czy Ann Demeulemeester. Nieco nieoczekiwanie Glenn trafił na listę osiemdziesiątki przyjętych. Rodzina była pogodnie sceptyczna. Dawała wsparcie, a jego decyzjom przyglądała się z ciekawością. Wieczorami Glenn tłumaczył dziadkowi, byłemu wojskowemu, o co z tą modą chodzi – że po studiach przeprowadzi się do Paryża i będzie pracować dla domów mody, a potem założy własny dom. Dom Glenna Martensa. Dziadek niewiele z dziwnego świata rozumiał. Antenaci od strony ojca byli zasadniczy i zdyscyplinowani, ale ci od strony matki mieli artystowsko-hipisowski sznyt. Ten detal trzeba wspomnieć, bo ta dualistyczna natura buduje postać Glenna Martensa do dzisiaj. Znacznie więcej odziedziczył po dziadkach i babciach niż po skłóconych rodzicach.

Glenn Martens (Fot. Olivier Hadlee Pearch)

Na początku magisterki zrobiło się trochę groźnie. Na pierwszych zajęciach Glenn zdał sobie sprawę, że jako jedyny w grupie nie potrafi szyć. Śmiał się z siebie, że nie wziął po uwagę, że to może być przydatna studentowi projektowania kompetencja. Pożyczył starego Singera i próbował nadrobić. Pierwsze dwa lata nauki szły mu jak po grudzie, ledwo zdawał z roku na rok i ciągle ścierał się z dyrektorem katedry Walterem van Beirendonckiem, który uważał jego propozycje za zbyt wymuskane, mało awangardowe i niezbyt odkrywcze. Na trzecim roku wewnętrzne napięcie zaczęło puszczać. Jego estetyka, wcześniej mocno osadzona w klasycznym pięknie, które znał ze swojego barokowego miasta, zaczęła powoli tracić na jednoznaczności. Doceniany przez pozostałych nauczycieli Martens zyskał pewność siebie. Wszystko, co robił, było dokładne, wyważone, precyzyjne. – Podchodziłem do mody jak do architektury. Sylwetki w szkole konstruowałem jak budynki. Nie umiałem odłączyć elementów konstrukcji ubioru od kształtu ciała. To na studiach architektonicznych zbudowałem podstawy swojego twórczego ja. Do dziś w mojej metodzie projektowej kluczowa pozostaje dla mnie konstrukcja. Wciąż czerpię także z historii. Nie chodzi mi jednak o to, by tworzyć współczesne interpretacje strojów historycznych, ale o to, by przy użyciu nowych form oddawać pewne nastroje i emocje – wyjaśnia Glenn.

(Fot. Spotlight. Launchmetrics / Agencja FREE)
(Fot. Alessandro Oliva)

Cały tekst znajdziecie w styczniowo-lutowym wydaniu magazynu „Vogue Polska”, którego hasłem przewodnim są „Debiuty”. Do kupienia w salonach prasowych, online z wygodną dostawą do domu oraz w formie e-wydania.

(Fot. Ina Lekiewicz Levy)
Kamila Wagner
  1. Ludzie
  2. Portrety
  3. Glenn Martens: Gaszenie pragnień
Proszę czekać..
Zamknij