Znaleziono 0 artykułów
10.10.2019

„Wysoka dziewczyna”: Rany posypane solą

10.10.2019
„Wysoka dziewczyna” (Fot. materiały prasowe)

Zainspirowany reportażem „Wojna nie ma w sobie nic z kobiety” Swietłany Aleksijewicz film 28-letniego Kantemira Bałagowa zdobył nagrodę FIPRESCI na festiwalu filmowym w Cannes i został rosyjskim kandydatem do Oscara.

Filmów Kantemira Bałagowa nie ogląda się łatwo. Rosyjski reżyser wytrąca widza ze strefy komfortu, tworząc duszne obrazy, które zostają pod powiekami na długo po seansie. W debiutanckiej „Bliskości”, wyróżnionej nagrodą FIPRESCI w konkursie Un Certain Regard na festiwalu w Cannes, odmalował klaustrofobiczny portret rodzinnego uwikłania młodej Żydówki z północnego Kaukazu. W „Wysokiej dziewczynie” cień na życie bohaterki rzuca wojna, a raczej to, co się dzieje bezpośrednio po niej – chaos, dezorientacja, zezwierzęcenie. To wizja II wojny światowej zupełnie inna od tej, do której przyzwyczaiło nas rosyjskie kino.

„Wysoka dziewczyna” (Fot. materiały prasowe)

„Wysoką dziewczynę” otwiera seria niepokojących dźwięków wydawanych przez Iję, graną przez Wiktorię Miroszniczenko. Tytułowa wysoka dziewczyna, zwana Tyczką, cierpi na dziwną przypadłość. Raz na jakiś czas popada w stany osobliwego otępienia – zastyga w jednej pozycji, patrzy tępym spojrzeniem przed siebie, ciężko dysząc. Jakby jej umysł, przeciążony wojenną traumą, decydował się od czasu do czasu zrobić sobie przerwę. Wkrótce do Iji, mieszkającej w komunałce z kilkuletnim synkiem Paszką, przyjeżdża jej przyjaciółka z frontu Masza (Vasilisa Perelygina). Ona wypracowała zgoła odmienny mechanizm obronny – przebojowa, chowa się za tajemniczym uśmiechem. Wkrótce kobiety połączy nowa tragedia, a ich relacja, zawieszona między czułością a okrucieństwem, stanie się dla Bałagowa punktem wyjścia do rozważań na temat powojennej rzeczywistości.

Wojenne dziewczyny

Popularne twierdzenie brzmi, że wojna to sprawa mężczyzn. Ale z jej konsekwencjami mierzą się przede wszystkim kobiety i dzieci. To właśnie one są protagonistami „Wysokiej dziewczyny”. Ija i Masza próbują na nowo ułożyć sobie życie w Leningradzie, mieście naznaczonym piętnem ponad dwuletniego oblężenia, uznanego za jedno z najdłuższych i najbardziej dramatycznych w historii. Bałagowa interesuje emocjonalne pokłosie wojny, zmęczenie i przeżyte traumy odkładające się w spojrzeniach i ciałach bohaterów. Niespieszna narracja i oszczędne dialogi potęgują wrażenie alienacji i wszechobecnej pustki. Wszyscy są tu pogrążeni w marazmie. Połamani, wycieńczeni, okaleczeni. Mimo że wojna się skończyła, nikt nie wie, jak wrócić do codzienności, przypomnieć sobie, że kiedyś istniało jakieś życie poza desperacką walką o przetrwanie.

„Wysoka dziewczyna” (Fot. materiały prasowe)

Reżyser otwiera kolejne rany swoich bohaterów i posypuje je solą. Jak ognia unika przy tym dosłowności – o tym, jak musiało wyglądać życie podczas blokady miasta, dowiadujemy się niejako mimochodem, nigdy wprost. Ze spojrzenia sparaliżowanego żołnierza, który nie chce żyć, mimo że w domu czekają na niego żona i dzieci; z reakcji Maszy, oglądającej w szpitalu zdjęcia dzieci lekarza. Zamiast spodziewanego: „Ile mają lat?” pada tylko krótkie: „Żyją?”. „Skądże”, usłyszy w odpowiedzi dziewczyna. Podobnie w scenie, w której kilkuletni Paszka, jedyne dziecko w okolicy, podczas zabawy z weteranami w szpitalu nie potrafi rozpoznać naśladowanych przez mężczyzn odgłosów zwierząt. Gdy jeden z żołnierzy dziwi się, że chłopiec nigdy nie widział psa, ktoś z drugiego końca sali się śmieje, że przecież tutaj wszystkie zjedli. Albo we fragmencie, w którym Masza pozwala sobie na pierwszą od lat chwilę beztroski – przymierza nową sukienkę i obraca się w niej, obserwując, jak tkanina tańczy w powietrzu.

Sepia bez nostalgii

Powojenny Leningrad jest w obiektywie operatorki Kseni Seredy skąpany w sepii, ale nie ma w tym obrazie żadnej nostalgii. Kolory są brudne, rdzawe, niezdrowe. Bałagow przyznaje w wywiadach, że pierwotnie planował nakręcić „Wysoką dziewczynę” w czerni i bieli. Do zmiany zdania przekonała go lektura dzienników mieszkańców Leningradu, którzy po wojnie otaczali się żywymi kolorami, nosili jaskrawe ubrania, żeby odwrócić uwagę od szarej rzeczywistości. Tak samo tutaj poszczególne barwy niosą ze sobą dodatkowe znaczenia – czerwień noszona przez Maszę przywołuje skojarzenia z okaleczeniem, a delikatna zieleń strojów Iji daje nadzieję na nowy początek.

„Wysoka dziewczyna” (Fot. materiały prasowe)
Kantemir Bałagow (Fot. materiały prasowe)

Debiutujące przed kamerą Wiktoria Miroszniczenko i Vasilisa Perelygina to zresztą prawdziwe odkrycia tego filmu. Bałagow udowodnił już przy „Bliskości”, że ma niesamowity talent do prowadzenia aktorek. Bohaterki „Wysokiej dziewczyny”, z którymi miałam okazję porozmawiać we Wrocławiu podczas tegorocznej edycji festiwalu Nowe Horyzonty, możliwość współpracy z reżyserem „Bliskości” traktują jak zrządzenie losu. Żadna z nich nie grała wcześniej w filmie, reżyser zobaczył ich występ w szkolnym spektaklu i zaprosił na casting.

 

Dla obu z nich „Wysoka dziewczyna” była pierwszym zetknięciem z tematyką wojenną w takiej skali. W ramach przygotowań do roli spotkały się z kobietą, która przeżyła oblężenie Leningradu, otaczały się książkami i filmami nawiązującymi do tematyki wojennej. – Zanim poznałam Kantemira, całkowicie zamykałam się na tematykę wojenną. Długo nie mogłam zrozumieć, skąd bierze się moja niechęć. Bałam się tych emocji, bałam się, że zostanę nimi przytłoczona. Mimo że od tamtych wydarzeń minęło już wiele lat, tej traumy nie sposób przepracować – mówi Vasilisa Perelygina. – Na planie żartowałyśmy, że po tym wszystkim będziemy musiały pójść na terapię. Ten film otworzył w nas coś bardzo ważnego, nie tylko pod kątem zawodowym – dodaje Wiktoria Miroszniczenko.

Zobacz zwiastun:

 

Małgorzata Steciak
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. „Wysoka dziewczyna”: Rany posypane solą
Proszę czekać..
Zamknij