Znaleziono 0 artykułów
24.03.2019

„Złodziejaszki”: Studium rodziny

24.03.2019
Kadr z filmu "Złodziejaszki"(Fot. Wiese/face to face , East News)

Skromne, łagodne i kontemplacyjne kino. Głaszczące widza po policzku, zamiast walić go na odlew. Błahe? Co to to nie. Mdłe? Ależ skąd! Nominowany do Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego i nagrodzony Złotą Palmą w Cannes obraz Hirokazu Koreedy opowiada o tym, co spaja rodzinę.

Z jednej strony skrajnie zaniedbana przez patologicznych rodziców dziewczynka, spłoszona niczym dzikie zwierzątko. Z drugiej – patchworkowa rodzina. Zżyta, ciepła, kochająca, ale funkcjonująca trochę obok społeczeństwa, na bakier z prawem. Któregoś dnia wracający ze „złodziejaszkowej” wyprawy do sklepu tata Osamu (świetny Lily Franky) i syn Shota (Kairi Jyo) natrafiają na marznące na balkonie dziecko. W zaadaptowanej na własne potrzeby altance na przedmieściach Tokio jest ciasno, oprócz Osamu i Shoty rezydują tam jeszcze żona Nobuyo (Sakura Ando), dwudziestokilkuletnia córka (kuzynka?) Aki (Mayu Matsuoka) i starsza pani, zwana przez wszystkich babcią (Kirin Kiki). Choć rodzice wykonują proste prace, a nestorka otrzymuje emeryturę, Shibatowie ledwo wiążą koniec z końcem. Nie potrafią jednak pozostawić małej samej sobie. Przez jakiś czas rodzina sprawnie funkcjonuje w nowym układzie. Ale przecież rodzice małej Yuri (Miyu Sasaki) – przemianowanej na Lin – kiedyś przypomną sobie o córce. Spotkanie z wymiarem sprawiedliwości wydaje się nieuniknione.

Plakat filmu Złodziejaszki (Fot. Wiese/face to face , East News)

Czy więzy krwi są ważniejsze niż zasobność portfela i umiejętność stworzenia dziecku domu? Kto nadaje się do tego, by sprawować funkcję opiekuna według odgórnie ustalonych wytycznych? Ciekawe, jak na opisaną w „Złodziejaszkach” sytuację zareagowałby polski sąd. Pomijając fakt, że na początku wywołałaby oburzenie, bo u Shibatów króluje afirmacyjne podejście do seksualności, co wspaniale rozegrane jest w scenie, gdy Osamu mądrze odpowiada na pytania syna o masturbację. Biorąc pod uwagę rozliczne medialne doniesienia, przypuszczam, że czynnikiem decydującym byłoby pewnie to, który rodzic odprowadza dziecko na rekolekcje. W świecie nagrodzonego Złotą Palmą w Cannes filmu religia nie odgrywa większej roli. Ale duchowość już tak.

Kadr z filmu "Złodziejaszki" (Fot. Wiese/face to face , East News)

Koreeda, przez wielu nazywany duchowym spadkobiercą legendarnego Yasujirō Ozu, od dawna robi filmy o znaczeniu relacji rodzinnych. Filmy mądre, czułe i wnikliwe, które uważnie analizują nie tylko psychologiczną dyspozycję bohaterów, ale też kulturowe niuanse świata, w którym są zanurzeni. Do tej pory nie czułam jednak z jego kinem duchowego pokrewieństwa. Wydawało się zbyt idealne. Jak dobrze wypieczona bułka, która jakimś cudem nigdy nie zostawia okruszków. „Złodziejaszki” są ulepione z takich okruchów. Uwadze Koreedy nie umykają japońskie uwarunkowania społeczne i ekonomiczne dysproporcje, które doprowadziły bohaterów na skraj nędzy. To pierwszy film Koreedy, który tak konsekwentnie równoważy słodycz goryczą, a tradycyjne poszukiwania sensu życia doprawia nutą ironicznego humoru. Odświeżający humor wybrzmiewają nawet w fenomenalnie zrealizowanej scenie miłosnej między Osamu a ironicznie usposobioną Nobuyo. Okazuje się, że Koreeda – wytrawny badacz dusz – potrafi odnaleźć prawdę także w czymś tak instynktownym jak spotkanie ciał.

Hirokazu Kore-Eda odbiera Złotą Palmę z rąk Cate Blanchett (Fot. Alberto Pizzoli, East News)
Kadr z filmu "Złodziejaszki" (Fot. Wiese/face to face , East News)

Cieszę się, że mogłam obejrzeć „Złodziejaszki” po raz kolejny. Pierwszemu seansowi towarzyszyło festiwalowe przejęcie, zmęczenie, pośpiech. Wrażenia były mocne i pozytywne, ale wiele drobnych, ale ważnych elementów mi uciekło. Przy drugim podejściu odkryłam, jak fenomenalnie wykorzystana jest tu muzyka. Już w otwierającej sekwencji, gdy Osamu i Shota ćwiczą w sklepie swój złodziejski dryl, Haruomi Hosono buduje za pomocą dźwięków suspens, wyznacza rytm i tworzy figlarny klimat. Przypomniałam sobie też, że choć u postaci najbardziej interesuje reżysera wnętrze, to w jego filmach powierzchnia jest równie dopieszczona co scenariusz. W „Złodziejaszkach” nie ma przypadkowo nakręconej sceny. Kamera Ryûto Kondô porusza się w sposób przemyślany i świadomy. Osobnym bohaterem jest światło. Koreeda prowadzi narrację tak, że nawet w najsmutniejszych chwilach widz ma wrażenie, jakby zza rogu zaraz miało wyjrzeć nieśmiałe słońce.

Kadr z filmu "Złodziejaszki" (Fot. Wiese/face to face , East News)

Skromne, łagodne i kontemplacyjne kino. Głaszczące widza po policzku, zamiast walić go na odlew. Błahe? Co to to nie. Mdłe? Ależ skąd! Japończyk daje master class na temat tego, jak opowiedzieć o samej esencji człowieczeństwa bez patosu, frazesów i emocjonalnej manipulacji. To rozbudowane studium pojęcia rodziny przedstawione ciekawiej niż w niejednym doktoracie. Porcja mądrości, której nie dałoby się niepostrzeżenie wynieść ze sklepu w kieszeni. Nieuchwytne, niedefiniowalne, filmowe czary-mary. Niby nic, niby donikąd, a jednak cały świat zaklęty w kadrze. I strzał prosto w serce.

Anna Tatarska
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. „Złodziejaszki”: Studium rodziny
Proszę czekać..
Zamknij