Gdy była małą dziewczynką, kochała tylko Pana Jezusa, jako dwudziestolatka całowała się z dziewczynami, po trzydziestce odnalazła szczęście u boku Orlanda Blooma. Gwiazda wystąpi na koncercie z okazji koronacji Karola III.
„Yeah, I’m thankful, scratch that, baby, I'm grateful, gotta say it's really been a while, but now I got back that smile” („Jestem wdzięczna, trochę czasu minęło, ale znów się uśmiecham”) – śpiewa Katy Perry w tytułowej piosence z albumu „Smile” z 2020 roku. Wydawanie hurraoptymistycznej płyty w czasie pandemii wydaje się ryzykownym posunięciem. Tyle że uśmiech Katy to nie głupawka, nerwowy chichot ani ironiczny grymas. Szczerym uśmiechem żegnała depresję, a witała na świecie pierworodną córkę – Daisy Dove. Mówila, że ten uśmiech ma też dawać nadzieję innym.
W depresję wpadła po premierze poprzedniej płyty – „Witness” z 2017 roku. Śpiewała wtedy o kompleksach, zagubieniu, złamanym sercu. Jej szczerość nie została doceniona. Album uznano za najgorszy w karierze, żaden z singli nie został numerem jeden, chociaż wcześniej Katy biła rekordy (jako jedynej kobiecie w historii muzyki udało jej się umieścić pięć piosenek z jednej płyty – „Teenage Dream” z 2010 roku – na szczycie amerykańskiej listy przebojów). W tym samym czasie Perry rozstała się z Orlandem Bloomem, dziś swoim narzeczonym i ojcem Dove. Nic jej nie cieszyło. Nie potrafiła wstać z łóżka. Popadła w letarg. Trafiła na terapię do Hoffman Institute, specjalizującego się w przepracowywaniu dzieciństwa, które Perry nazywa „nie-dzieciństwem”.
W rodzinie nawróconych chrześcijan z Santa Barbara o depresji się nie mówiło. Właściwie była zakazana. Bo przecież „Jezus leczy wszystkie rany”, jak słyszała często od rodziców. Nie motywowali jej do nauki, wiara była ważniejsza. Perry rzuciła więc szkołę. Na karb braków w wykształceniu składa błędy z przeszłości, zwłaszcza przywłaszczenie kulturowe. W 2008 roku śpiewała radośnie „I Kissed a Girl”, jednocześnie afirmując i trywializując związki jednopłciowe. Przebrała się za Kleopatrę w teledysku „Dark Horse” z 2014 roku, a za gejszę na rozdaniu American Music Awards w 2013 roku. Nie ona jedna myliła kostium sceniczny z tradycyjnym strojem. Takie wpadki zdarzały się też Madonnie. Ale rodziców Katy zdecydowanie bardziej rozsierdziło to, że Madonna obwieszała się krzyżami. Dorastającej córce kazali pikietować koncerty królowej popu i obrazoburcy Marilyna Mansona. Zaciekawiona, stanęła wśród publiczności rockmana. Uznała jego występ za „ciekawy”. Potem sama miała słynąć z metamorfoz, przebieranek, przesady. Jeśli jest żywa definicja kampu, to jest nią Katy, która przypomina komiksową Betty Boop, nosi sukienki zrobione z muffinek, z wizerunkiem smerfetki albo obwiesza się żyrandolami.
Ale zanim z jej biustonosza wytrysnęła biała bita śmietana (teledysk „California Gurls” z 2010 roku), zadebiutowała płytą utrzymaną w klimacie chrześcijańskiego rocka „Katy Hudson” (tak brzmi jej prawdziwe nazwisko, zmieniła je, żeby odróżnić się od aktorki Kate Hudson). Sukcesu nie osiągnęła. Zaczęła odchodzić od Boga. Dzisiaj wierzy w „siłę wyższą”, która „nadaje jej kierunek”, ale nie identyfikuje się z wiarą rodziców.
Do muzyki powróciła dopiero w 2008 roku, wydając „One of the Boys”. „I Kissed a Girl” sprzedało się w 5 milionach egzemplarzy. Wtedy trochę odbiła jej trochę palma. Wspomina, że kupowała wszystko, co miało logo Louis Vuitton. W kolejnych latach biła kolejne rekordy. Jej koncert podczas przerwy finału Super Bowl w 2015 roku zgromadził prawie 120 milionów widzów.
Przekonywała samą siebie, że zasłużyła na sukces, ale nie potrafiła pogodzić się z przeszłością. Czuła się niekochana. Jej pierwsze małżeństwo z Russellem Brandem przetrwało tylko rok (2010-2011). Rozpad związku pokazała w filmie dokumentalnym „Part of Me” z 2012 roku. W jednej ze scen płacze z głową w dół, żeby nie odkleiły jej się sztuczne rzęsy. Otrzepuje się, uśmiecha, wchodzi na scenę. – Nauczyłam się dzielić życie na dwie części – prywatne i performerskie – mówi Perry w wywiadzie dla „Guardiana”. Podkreśla też, że dzieciństwo zmusiło ją do wypracowania strategii obronnych – dowcipu, ironii, sarkazmu. Na nich zbudowała karierę, ale nie potrafiła być szczęśliwa. To się zmieniło na początku 2016 roku – na rozdaniu Złotych Globów poznała Orlanda Blooma, który był niedługo po rozstaniu z Mirandą Kerr i miał już syna Flynna. Katy nie była gotowa na związek. Rozstali się. Wrócili do siebie w połowie 2018 roku, w walentynki 2019 roku byli już zaręczeni, a w teledysku „Never Worn White” z marca 2020 roku Katy ogłosiła, że jest w ciąży.
„Kicky Perry”, jak na początku nazywali młodzi rodzice swoją pociechę, bo strasznie kopała, przyszła na świat 27 sierpnia, niemal równo z premierą „Smile”. Na płycie Katy w prostych słowach opowiada o drodze do ozdrowienia – sile kobiety w „What Makes A Woman” (w dziewiątym miesiącu ciąży w audycji radiowej mówiła: – To oczywiste, że kobiety rodzą dzieci. Jesteśmy silniejsze niż mężczyźni), prawdziwej miłości w „Only Love”, daniu sobie czasu na łzy w „Teary Eyes”. – Ta płyta nie jest naiwnie eskapistyczna – podkreśla Katy, która nie ma już zamiaru uciekać od niczego – wspomnień z dzieciństwa, dojrzałości ani odpowiedzialności. – Mamy dzieci m.in. po to, żeby naprawić błędy swoich rodziców – mówiła „Guardianowi”. Poprawia też własne niedociągnięcia. Do ostatniego dnia ciąży pozowała na Instagramie w pełnych przepychu kostiumach, w teledysku do „Smile” pokazała się w roli klauna, a w „Champagne Problems” wygląda jak gwiazda disco. Ale już „Daisies”, hymn dla córki, pokazuje ją bez makijażu, w zaawansowanej ciąży, w czystej bieli. Zaraz po porodzie wrzuciła też na Instastories zdjęcie w brutalnie szczery sposób pokazujące połóg. Wydęty brzuch, jednorazowe majtki, laktator przypięty do piersi. Tę prawdziwą Perry zaczęto opiewać jako nową ikonę ciałopozytywności. Katy na scenie pewnie znów włoży sukienkę z muffinek. Ale na co dzień już nie musi udawać.
W ostatnich miesiącach o Perry znów zrobiło się głośno. Od 2018 roku zasiada w panelu jurorskim programu „American Idol”. W kilku programach wyśmiała uczestników, za co spotkała się z ostrą krytyką. Producenci póki co jej nie zwolnili, ale dali urlop. A przyda jej się, bo poleciała do Londynu na koronację Karola III, by u boku Take That, Andrei Boccellego i Lionela Richiego wystąpić na uroczystym koncercie. Poprosił ją o to sam Karol, z którym Katy od kilku lat współpracuje przy jednej z organizacji charytatywnych. Udziału w imprezie odmówili czołowi brytyjscy artyści: Ed Sheeran, Adele, Harry Styles i Elton John. Jeszcze przed koncertem Katy stała się bohaterką memów. Jej zdjęcia z Opactwa Westminsterskiego obiegły świat – wyglądała, jakby nie potrafiła się tam odnaleźć, dosłownie i w przenośni. Za to wyglądała świetnie w lawendowym komplecie Vivienne Westwood. Ciekawe, jak zaprezentuje się na scenie.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.