Znaleziono 0 artykułów
01.04.2023

„Akuszerki” Sabiny Jakubowskiej: Samo sedno życia

01.04.2023
Sabina Jakubowska /(Fot. materiały prasowe)

Gdyby Reymont nie był mężczyzną, napisałby może „Baby”, a nie „Chłopów”. Zamiast tego mamy „Akuszerki” Sabiny Jakubowskiej, porywającą powieść o kobietach przyjmujących porody, zanurzoną w codzienności dziewiętnastowiecznej i późniejszej wsi, przedstawiającą bohaterki z czułością, bez lukru, książkę dowcipną, czasem drastyczną, frapującą. Wierną historycznej i egzystencjalnej prawdzie.

Prawnuczka wiejskich akuszerek, ze strony ojca i matki, będąca zarazem certyfikowaną doulą, jak też badaczką mikrohistorii swoich rodzinnych stron, stworzyła opowieść o kobiecym losie, uplecionym z życia i śmierci, brudu i piękna, przemocy i miłości. A także o szukaniu swego powołania, o emancypacji, siostrzeństwie i potrzebie wspólnoty. To coś dla was – córki swoich matek, matki swoich córek, potomkinie wiedźm (czyli tych, które wiedzą).

Wszystko zaczyna się w 1885 roku, w podkrakowskich Jadownikach, gdzie mieszka dziś autorka „Akuszerek”, tak jak niegdyś jej babka i prababka. Poznajemy bohaterkę powieści, Franciszkę Diabelec, młodziutką, zahukaną, wiejską dziewczynę, której dramatyczny poród przyjmuje (nie „odbiera”) jej przybrana matka Regina Perkowa. To kobieta silna, buńczuczna, prawnuczka swojej imienniczki, którą za czary pławiono w pobliskim Czarcieńcu i w smole (zarówno nazwisko skazanej, jak i wydarzenie są autentyczne, odnalezione w archiwach przez autorkę). Doświadczona przez trudne życie, pamiętająca jeszcze ciężar pańszczyzny oraz samosądy na nazbyt śmiało prowadzących się wieśniaczkach. Jako wdowa i samotna matka wywalczyła sobie szacunek wsi, zajmując się w okolicy „babieniem”, czyli towarzyszeniem okolicznym niewiastom w ciążach, porodach, połogach i wszelkich przygodach kobiecego ciała. Tę misję przyjmuje na siebie potem także jej córka Franciszka, która zacznie pomagać Reginie, a następnie pójdzie „do szkół” i zostanie pierwszą we wsi położną z dyplomem.

Kiedy wiele lat temu zaczęłam myśleć o napisaniu tej powieści, to jakbym włączyła film, który się toczył przed moimi oczami – opowiada Sabina Jakubowska. – Ale zanim zasiadłam do tworzenia „Akuszerek”, najpierw musiałam skończyć doktorat. W tym czasie postacie w mojej głowie robiły, co chciały. Rozmawiały, kłóciły się, miłowały, rozwijały, rodziły i umierały. Jaką to było ulgą oddać pracę do rąk promotora, a samej wziąć laptop, usiąść pod drzewkiem u mnie na wsi i wypuścić wreszcie moich bohaterów na wolność!

Fot. materiały prasowe

Może dlatego już od pierwszych słów narracja tej książki zagarnia czytelników bez reszty. Płyniemy przez kolejne dekady wraz z dojrzewającą, a potem starzejącą się Diabelcową, poznając rodzące kobiety z różnych środowisk – od zniszczonej życiem i wódką Japowej po białolicą panienkę Albinę ze dworu, która w sekrecie rodzi nieślubne dziecko. Poznajemy także ich mężczyzn, dzieci, przyjaciół, krewnych, wrogów. Meandrujemy z bohaterką pomiędzy wsią, pałacem, miastem, chrześcijańską i żydowską społecznością, archaicznymi rytuałami a współczesnością (są nawet przekonujące wątki queerowe). Zmienia się świat, wokół przewalają się wojny, pogromy, kryzysy, a Franciszka chodzi do porodów, bez względu na okoliczności, własne ciąże i życiowe komplikacje, bo dzieci rodzą się zawsze. Jest siostrzanym wsparciem innych kobiet, współczującą odbiorczynią rejestrującą ich wielkie dramaty i małe szczęścia, świadkinią potężnej mocy, którą wyzwala w kobiecie poród, kapłanką Bogini Natury składającą hołd intuicji, ale modlącą się do świętej Anny.

Doula: Prawnuczka wiejskiej akuszerki

Książkowa położna to postać fikcyjna, ale autorka inkrustowała jej historię okruchami prawdziwych biografii. Chciała, żeby wymyślona bohaterka była symbolem autentycznych losów kobiet w tym okresie, kimś, kto poprzez „babienie” dokona osobistej emancypacji i zdecyduje się kształcić na położną.

 

Jakubowska wie, o czym pisze. Ze strony matki jest prawnuczką akuszerki z Jadownik, Anny Czerneckiej, która mogła pochwalić się jednym z pierwszych w zaborze austriackim dyplomów szkoły położniczej w Krakowie. Instrumentami z jej akuszerskiego kuferka bawiła się Sabina jako dziewczynka, odziedziczyła też po krewnej zeszyt z jej zawodowymi notatkami (ich fragmenty cytuje w powieści jako zapiski Franciszki). A podczas robienia researchu do książki autorka odkryła ze zdumieniem, że prababka ze strony ojca, Rozalia Jakubowska, także parała się akuszerstwem. Rodzinna scheda to jedno ze źródeł „Akuszerek”, innym są własne doświadczenia pisarki (jest mamą dwójki dzieci) oraz wykonywana od dziesięciu lat praca douli, czyli specjalistki zajmującej się niemedycznym wspieraniem kobiet w różnych aspektach macierzyństwa.

Fot. materiały prasowe

Kocham tę pracę, a moim żywiołem jest poród wyznaje. – Będąc z kobietami, widzę różne rzeczy, które mają wpływ na poród. Sprawiają, że może on płynąć ku happy endowi albo nagle się zablokować. Wiem też, jak wielką siłę rodzącej daje wsparcie, bo sama tego doświadczam. Swoje przemyślenia zawarłam w książce.

Dzięki temu potrafiła wczuć się w sytuację młodej dziewczyny, zaproszonej do pomocy przy porodzie. Ta nie posiada jeszcze instrumentów medycznych i pogłębionej wiedzy, musi więc korzystać z intuicji, empatii, domowej psychologii, ale też praktycznych rozwiązań, żeby konkretnej osobie w konkretnym momencie pomóc. – Łatwo było mi podążać tropami mojej Franciszki – mówi autorka. – Natomiast żeby pokazać działania położnych w czasach, kiedy dzieje się akcja książki, sięgałam po inspiracje historyczne, studiowałam księgi metrykalne, analizowałam, które położne, prawdziwe, żyjące w Jadownikach, przyjmowały porody i kiedy. Wyobrażenie sobie, ile je kosztowała wyprawa do rodzącej, gdy na przykład w mojej wsi była wichura, burza, śnieżyca. Jak czuła się moja prababka, wychodząc z domu, idąc po ciemku do porodu, także w czasie kataklizmów dziejowych.

Podróż w czasie: „Akuszerki” to opowieść o dawnej codzienności

Sabina Jakubowska jest z wykształcenia archeolożką, oprócz bycia doulą pracuje też jako nauczycielka historii, co wyjaśniałoby jej zamiłowanie do grzebania w starych dokumentach i rozmaitych skarbach przeszłości. Pisząc doktorat o imionach nadawanych dzieciom w jej miejscowości, kopała w księgach metrykalnych i wydobyła z nich o wiele więcej, niż tylko imiona 20 663 osób, ochrzczonych od 1784 do 2005 roku, czyli solidną bazę statystyczną do interpretowania motywacji stojących za nadawaniem imion.

Dostałam też informacje, w jaki sposób ta populacja się zmieniała, kiedy ludzie się rodzili, a kiedy nie. Jak wpływały na to wojna, głód, ekonomia z kryzysem lat 20. na czele, kto mógł przeżyć dzieciństwo, a kto nie. Jak te kobiety żyły, jak umierały, ile było w danej chwili aktywnych położnych. Zdałam sobie sprawę, że być może mam unikatowe zasoby do zajmowania się tymi danymi, bo z jednej strony jestem praktykującą doulą, a z drugiej pracuję naukowo i badam to niejako od zewnątrz, widzę natychmiast rozmaite uwarunkowania. Kiedy przeanalizowałam te informacje, miałam już gotowe dekoracje do mojej powieści, wystarczyło zapełnić ten mikrokosmos postaciami, które się wykluły z mojej głowy.

„Akuszerki” to nie tylko „przypowieść o dobrym porodzie”, lecz także historia pełna konkretów i codzienności minionych epok. Fikcję autorka nasączała prawdą. – Konstruując każdy rozdział, wchodziłam w lokalną specyfikę, szczególny rodzaj religijności, barwność języka, lokalne powiedzonka i piosenki, które pamiętałam jeszcze z dzieciństwa. To świat, który w moich wspomnieniach był wciąż na tyle wyraźny, by użyć go jako punktu, z którego startuje Franciszka Diabelec. W kolejnych rozdziałach, kiedy pojawiają się okoliczności historyczne, chciałam zrekonstruować ten świat tak wiernie, jak się da, i moim fikcyjnym bohaterom zapewnić to, przez co przeszli prawdziwi ludzie, których jestem potomkinią. Pokazuję, że historia XIX wieku nie jest czarno-biała, ale pełna niuansów, międzykulturowych interakcji. Nie da się jej zrozumieć tylko z perspektywy podręcznika. Jako nauczycielka historii mam takie przemyślenia, że za dużo uczymy o wojnach i powstaniach, a za mało o zwykłym życiu zwykłych ludzi, żeby młode osoby mogły poczuć i zrozumieć, jak się czuli ich dziadkowie, pradziadkowie. Dlatego właśnie starałam się zrekonstruować w tej powieści codzienność.

Żeby było autentycznie, zaczynając każdy rozdział, autorka sprawdzała nawet fazy księżyca z przeszłości, bo jak wiadomo, mają one związek nie tylko z naszym samopoczuciem, lecz także z akcją porodową. Jak mówi, „Akuszerki” to powieść zakorzeniona co prawda lokalnie, ale może być symbolem uniwersalnej sytuacji, w każdym momencie historycznym, w dowolnym miejscu na ziemi. – Chciałam pokazać położne, będące jednocześnie czyimiś córkami, matkami, żonami mężów, którzy być może idą na front. Przywołać je jako osoby, jakie dostały niewiarygodną szansę w tamtych czasach: możliwość niezależnego bytu, wypracowanego własnym umysłem, rękoma, profesjonalizmem. To były swego rodzaju protofeministki, które otwarły drogę późniejszym kobietom, szukającym dla siebie wolności finansowej i społecznej.

Akuszerka: Jak matka chrzestna całej wsi

Tworząc książkę, Jakubowska rekonstruowała jednocześnie życie swojej prababki Anny Czerneckiej, przewijającej się na kartach powieści jako bohaterka dalszego planu.

Zmarła, kiedy moja mama była noworodkiem, po mojej prababce została tylko legenda i ja ją pozbierałam od kobiet, które udzielały mi wywiadów w Jadownikach – wyjaśnia. – Nazywam je czule „babuleńki”, bo są to mocno starsze panie, w trakcie pisania książki część z nich odeszła już z tego świata. Opowiadały mi o okolicznych położnych, o tym, jakie czynności one wykonywały, co pomagało w porodzie, a co nie. Niezwykłe, że przez 70 lat wszystko to pozostało tak świeże w ich pamięci. Te opowieści nie trafiły wprost do książki, ale pozwoliły mi otworzyć przestrzeń prawdopodobieństwa (niektóre z nich znajdziecie na blogu Sabiny Jakubowskiej – przyp. A.S.). Tym bardziej że we wspomnieniach babuleniek często pojawiała się moja prababka. Nie tylko jako osoba przyjmująca porody do 80. roku życia, co samo w sobie jest niesamowite. Także jako stara kobieta, która jak szła przez wieś, to wszystkie dzieci wołały za nią „chrzesno matko, chrzesno matko!”.

Anna Czernecka /(Fot. materiały prasowe)

Prababka Sabiny stała się symbolicznie matką chrzestną całej wsi, ważną postacią. A rozmówczynie pozwoliły pisarce tę postać zobaczyć: – Pokazywały mi całą sobą: jak Anna chodziła, jaka była prościutka, jakie miała loczki (kto wtedy na wsi miał loczki?), jaka była ironiczna. Nawet kilkadziesiąt lat później ktoś pamiętał zgryźliwe poczucie humoru Czerneckiej. Skoro więc miałam już taką postać, chciałam pokazać, że rzeczywistość tej kobiety nie była biało-czarna. Mogła być profesjonalistką, ale bywała też złośliwą jędzą, trochę konkretną, a trochę nieszczęśliwą. Bo jeżeli z ośmiorga dzieci zostało jej dwoje, to jak sobie z tym radziła?

Z ksiąg metrykalnych, w których ksiądz wpisywał nazwisko akuszerki przyjmującej poród, Sabina wie, że do rodzących Anna chodziła również w zaawansowanej ciąży, a także krótko po śmierci swojego dziecka, kiedy sama była jeszcze w połogu. – Zaczęłam o niej myśleć jako o niesamowicie inspirującej i dzielnej kobiecie, która nie bała się żadnych okoliczności przyrody, wojen, przemarszów wojsk, nieszczęść wewnętrznych; one mimo wszystko jej nie złamały.

Z notatek położnej: Sabina Jakubowska korzystała z zeszytu prababki

Bezpośrednim połączeniem z życiem Anny był jej zeszyt z 1886 roku z Cesarsko-Królewskiej Szkoły Położnych w Krakowie, zachowany w nienaruszonym stanie. Prawnuczka korzystała z niego, tworząc postać Franciszki, łączącej różne światy: tradycyjnego „babienia”, którego uczyła się od matki i współczesnego położnictwa, wspartego nauką medyczną. – Próbowałam sobie wyobrazić, jak mogła się poczuć moja prababka albo inna wiejska dziewczyna pokroju Franciszki, która mając jakieś zasoby – skończoną podstawówkę, być może pierwsze doświadczenia akuszerskie – idzie do takiej szkoły. Czym to dla niej było.

Emocje można wyczytać nawet z kaligrafii. Pojawia się na przykład sformułowanie „Pani Uczennica”, bo tak nazywała się dziewczyna, która przyszła uczyć się do miasta. – Być może pierwszy raz ktoś nazwał ja „panią” i ona to pisze z dużej litery, bo tak bardzo czuje się wyróżniona – mówi Jakubowska. – Podobnie z dużej litery pisze: Pani Nadpołożna, Pan Profesor, co oddaje jej szacunek dla autorytetu. Z kolei, kiedy pisze (znowu wielką literą): Środki Antiseptyczne, czuć, że to dla niej jakaś kompletna egzotyka. Połowa zeszytu zawiera sposoby postępowania higienicznego względem położnicy, co pokazuje ówczesny przełom w higienie. Wtedy po raz pierwszy adeptki sztuki akuszerskiej dowiadywały się, że istnieją mikroby, czyli maleńkie zwierzątka, bujające w powietrzu, które mogą zaszkodzić. I potem położne wędrowały z tym do swoich środowisk.

Jako naukowczynię o zainteresowaniach antropologiczo-kulturowych pisarkę zafrapowało, jak etnografowie z tamtego okresu piszą o działaniach położnych. Odpowiedź boli: w najlepszym razie pobłażliwe, a w najgorszym deprecjonująco. Coś z tego patriarchalnego podejścia przetrwało do dziś także w szpitalnej praktyce położniczej, która, ratując wiele istnień, jednocześnie nierzadko odbiera rodzącym sprawczość, a położnym niezależność, co sprawia, że działania Fundacji Rodzić po Ludzku nadal są potrzebne.

Tymczasem, im więcej sama praktykowałam jako doula, tym wyraźniej rozumiałam, że to, co proponowały dawne babki-akuszerki, nie było żadnym zabobonem, ale w większości intuicyjną i mądrą propozycją pomocy – mówi Jakubowska. – Dziś wiele z ich praktyk da się wyjaśnić na poziomie medycznym, psychologicznym czy hormonalnym. Chciałam pokazać zderzenie tych światów i głęboką mądrość, która każe doświadczonym położnym nie tyle wpatrywać się w zeszyt, jaki ze sobą miały, ale przede wszystkim w rodzącą. Patrzeć w jej oczy, w jej oddech, w jej głos, jej potrzeby, jej ciało, i tam szukać odpowiedzi, co może pomóc w danej chwili. To sprawdza się do dziś.

Fot. materiały prasowe

„Akuszerki”, Sabina Jakubowska, Grupa Wydawnicza Relacja

Powieść jest jedną z nominowanych w 2023 roku do European Union Prize for Literature (Nagrody Literackiej Unii Europejskiej).

Anna Sańczuk
Proszę czekać..
Zamknij