Znaleziono 0 artykułów
18.07.2023

Front Row: W cyberpunkowej utopii Jeana Paula Gaultiera

18.07.2023
Pokaz kolekcji Jean Paul Gaultier jesień-zima 1995-1996 (Fot. Condé Nast Archive)

Gdy świat wkraczał w przestrzeń wirtualną, a technologie zaczęły rozwijać się w zawrotnym tempie, Jean Paul Gaultier nie próbował dotrzymać im kroku. Chciał je prześcignąć, projektując modę na miarę futurystycznych fantazji. W kolejnym odcinku cyklu „Front Row” przypominamy pokaz kolekcji jesień-zima z 1995 roku. 

W XXIII stuleciu ulice zatłoczonej metropolii przykrywa gęsta warstwa smogu. Po mieście trzeba więc poruszać się latającymi samochodami lub metrem, które sunie po fasadach 600-piętrowych drapaczy chmur. W kapsułowych mieszkaniach zautomatyzowane jest niemal wszystko: od łóżka, które chowa się w ścianę jak szuflada, do lodówki zamieniającej się miejscami z prysznicem. Pieczony kurczak mieści się w małej pastylce, a w barach koktajle serwuje robot. 

Ten obraz utopijnego świata pochodzi z kinowego klasyka sprzed ponad ćwierć wieku. Film „Piąty element” Luca Bessona – z Millą Jovovich i Brucem Willisem w rolach głównych – to ikona science fiction, a jednocześnie kwintesencja lat 90. Wartki, widowiskowy, tragikomiczny, nieco manieryczny i kiczowaty, a przede wszystkim zapatrzony w technologiczne nowinki. Na jego kultowy status – obok fantazyjnego scenariusza, gwiazdorskiej obsady, efektów specjalnych i rekordowego budżetu – złożył się jeszcze piąty element: ekscentryczne kostiumy projektu Jeana Paula Gaultiera

Claudia Huidobro, Jean Paul Gaultier jesień-zima 1995-1996 (Fot. Condé Nast Archive)

– Futuryzm może być retrospektywny. Nic nie stoi na przeszkodzie, żeby przywodził na myśl XVII wiek lub nawet czasy prehistoryczne – przekonywał projektant. Na potrzeby megaprodukcji Bessona połączył on barokowy przepych z technominimalizmem. Stworzył rewię paramilitarnych skafandrów, sukien z krynolinami i seksownych uniformów. Zielona minispódnica z przezroczystego plastiku, kombinezon w lamparcie cętki, pomarańczowy bezrękawnik czy skąpy trykot z bandażowych pasów stały się równie rozpoznawalne co żółto-czarny dres z „Kill Billa”. Specjalnie dla „Piątego elementu” Gaultier sporządził ponad pięć tysięcy szkiców, z których powstało blisko tysiąc kreacji dla aktorów i statystów. Jednocześnie przygotowywał się do tygodnia prêt-à-porter. Po orbicie inspiracji krążyła rewolucja cybernetyczna, komiksy Jeana „Moebiusa” Girauda, „Łowca androidów”, „Mad Max” oraz – rzecz jasna – „Piąty element”. 

Pokaz kolekcji Jean Paula Gaultiera na sezon jesień-zima 1995-1996 odbył się w cieniu animozji 

Paryski tydzień mody na sezon jesień-zima 1995/1996 upłynął w nerwowej atmosferze. Krytycy z prestiżowych magazynów postawili ultimatum: jeżeli jakikolwiek pokaz rozpocznie się choćby z półgodzinnym opóźnieniem, to wyjdą. I faktycznie, redaktorzy „Marie Claire” i „Vogue Paris” opuścili prezentację Rifata Ozbeka po trzech kwadransach czekania. Do protestów doszły personalne animozje. Comme des Garçons w odwecie za krytyczną recenzję nie wpuściło na pokaz Janie Samet z dziennika „Le Figaro”. Fotoreporterzy zbojkotowali pokaz Claude’a Montany, po tym jak jeden z ochroniarzy projektanta wdał się w bójkę z dziennikarzem CNN. 

Pokaz kolekcji Jean Paul Gaultier jesień-zima 1995-1996 (Fot. Condé Nast Archive)

Jeśli chodzi o modę, to Thierry Mugler celebrował 20-lecie własnej marki, Vivienne Westwood zelektryzowała publiczność szykowną i pikantną kolekcją „Vive la Cocotte”, a John Galliano zainscenizował na wybiegu zimowy pejzaż ze sztucznym śniegiem, po którym przechadzały się sobowtóry Dolores del Río. 

„To nie ubrania, lecz pokaz mody staje się przesłaniem” – pisała Suzy Menkes w „International Herald Tribune”.

Pokaz Jeana Paula Gaultiera zaczął się kilka godzin po show Galliano, z dala od głównych wydarzeń tygodnia mody. Wieczorem 17 marca 1995 roku wejście do kinoteatru Le Trianon zatarasował gęsty tłum. Fotoreporterzy i goście kurczowo trzymali zaproszenia przypominające płytkę PCB z wnętrza komputera. Na środku grafiki widniała ludzka głowa pokryta geometrycznym deseniem. Było jasne, że motyw przewodni pokazu to technologia.

Pokaz kolekcji Jean Paul Gaultier jesień-zima 1995-1996 (Fot. Condé Nast Archive)

Co pokazał Jean Paul Gaultier w sezonie jesień-zima 1995-1996

We wnętrzach pochodzącego z przełomu XIX i XX wieku gmachu Le Trianon Jean Paul Gaultier zasłonił złocone sztukaterie i ornamenty w stylu Napoleona III. Zastąpiły je wysokie rusztowania, druciane siatki, żółte reflektory, wytwornice dymu, lampy ostrzegawcze oraz kręcący się z wolna wielki wentylator. Nad wszystkim górowało ułożone z neonów nazwisko projektanta. Wybieg ciągnący się od pancernych drzwi skręcał ostro między metalowymi konstrukcjami. Elegancki teatr wyglądał jak scenografia filmu katastroficznego, podziemny squat albo postindustrialne ruiny, w których tu i ówdzie migają powykrzywiane jarzeniówki.

Główna sala i dwie kondygnacje balkonów zapełniły się po brzegi. W pierwszym rzędzie siedzieli wpływowi krytycy mody i gwiazdorzy fotografii. Carine Roitfeld z francuskiego „Vogue’a” przybyła z Mario Testino. Kilka krzeseł dalej usadowiła się forpoczta z Ameryki: Anna Wintour, Grace Coddington i Hamish Bowles, którym towarzyszyli niewzruszony Steven Meisel i Bill Cunningam z okiem niemal przytwierdzonym do aparatu. Suzy Menkes kreśliła coś w notatniku, a Polly Mellen z magazynu „Allure” taksowała obskurną scenografię surowym spojrzeniem. Wśród gości honorowych znaleźli się przyjaciele projektanta: Thierry Mugler, Catherine Deneuve i Yvette Horner.

Pokaz kolekcji Jean Paul Gaultier jesień-zima 1995-1996 (Fot. Condé Nast Archive)

Pokaz rozpoczął się bez muzyki, za to w kłębach dymu i przy warknięciach wysokooktanowego silnika. Dwie kobiety w kombinezonach z czarnej skóry wjechały na wybieg motocyklem. Siedząca z tyłu zeszła z pojazdu, po czym wdrapała się po rusztowaniu, na którego szczycie znajdowała się konsola DJ-ska. Po chwili z głośników wydobyła się mieszanka rocka, house’u i techno. Widzowie zareagowali zdziwieniem, ale nie na widok jednośladu, lecz pierwszej modelki. Claudia Huidobro zjawiła się w futrzanym bolerze i asymetrycznej spódnicy, które odsłaniały jej ciężarny brzuch ozdobiony sztucznym tatuażem. Nie ona jedyna wystąpiła brzemienna. Estelle Lefébure była wówczas w ciąży z córką Iloną, która 20 lat później również wzięła udział w pokazie Gaultiera. – Niezwykłe, że mogłam przełamać stereotyp, jak powinna wyglądać modelka. Jean Paul zdesakralizował kanon. Ukazał kobiety i mężczyzn, jakimi są w rzeczywistości. Nieważne, czy tęgi, czy chudy, młody czy stary. A nawet w ciąży – wspominała Lefébure.

Spośród modelek wyróżniała się też, wówczas 63-letnia, Carmen Dell’Orefice. Amerykanka przeszła po wybiegu z gracją godną złotej ery modelingu, niosąc na przedramieniu prawdziwego sokoła. Zapytana przez projektanta, czy nie obawia się drapieżnego ptaka, odpowiedziała rozbawiona: – Miałam trzech mężów. Myślę, że i z sokołem dam sobie radę.

Podczas projektowania Gaultier myślał o kobiecie „odważnej, pewnej siebie, a przede wszystkim mającej pełną kontrolę nad swoim życiem”. Chciał zwizualizować bojowniczki, heroiny i walkirie przyszłości, które nazwał Mad-Maxettes, nawiązując do filmów George’a Millera. Całej kolekcji nadał natomiast tytuł „Cavalières et Amazones des temps modernes” (fr. „Kawalerzystki i amazonki nowoczesnych czasów”). Wojowniczego ducha miały odzwierciedlać ubrania: skafandry z zamkami, motocyklowe kurtki i płaszcze sięgające ziemi. Do tego akcesoria z pogranicza goth-punka i BDSM: etole spięte łańcuchem, szpicruty i pióra we włosach. Czarne aksamity i żakardy, sztuczne futra, laminowana skóra i lureks przypominający kolczugę upodabniały kreacje do ciężkiej zbroi. Nawet geometryczny makijaż autorstwa Topolino nasuwał skojarzenia z wojennymi barwami. 

Gaultier stworzył retrofuturystyczną mieszankę historyzmu i nowoczesności. Przemycił w projektach XIX-wieczne gorsety, płaszcze à la redingote, żaboty czy spódnice z turniurą. Z kolei obmyślając kształt fryzur, zastanawiał się, jak Maria Antonina wyglądałaby w dredach. 

Pokaz kolekcji Jean Paul Gaultier jesień-zima 1995-1996 (Fot. Condé Nast Archive)

Pokaz kolekcji Jean Paula Gaultiera na sezon jesień-zima 1995-1996 nawiązywał do cyberpunku i op-artu

Jeśli pierwsza część pokazu wydawała się postapokaliptyczną fantazją rodem z „Mad Maxa”, to druga stanowiła zapowiedź futurystycznego uniwersum „Piątego elementu”. Wprawdzie w Le Trianon nie było ani holograficznych billboardów, ani lewitujących aut, to jednak dawało się wyczuć podekscytowanie technologicznym rozwojem, który właśnie nabierał tempa. W 1995 roku świat wkraczał w erę wirtualną. Powstały Windows 95, Internet Explorer, język programowania Java, a także serwis randkowy Match.com. 

Zafascynowany postępem Gaultier widział cyberpunkową przyszłość jako euforyczną imprezę w rytmie electro. W atmosferze rave’owego clubbingu modelki i modele wirowali po wybiegu, śmiejąc się i puszczając oko w stronę publiczności. 

„To tylko dobra zabawa czy przejaw dekadencji kończącego się stulecia, żeby robić takie przedstawienie zamiast ubrań?” – zastanawiała się Suzy Menkes. Ale ubrania przecież były. Wykorzystując pikowanie oraz misterną technikę devoré, Gaultier stworzył m.in. zieloną garsonkę, na której powierzchni szwy układały się we wzór procesora komputerowego. Naomi Campbell i Rossy de Palma zaprezentowały neoprenowe kombinezony, a Linda Evangelista sukienkę z rayonu. Pojawiły się kamizelki z motywem komiksu, winylowe spodnie, parka ze spadochronowego nylonu oraz syntetyczne futro, które Vladimir McCrary założył na nagi tors. Jako dodatek służyły połowicznie zakrywające twarz maski, na których wyhaftowany został kształt ust. 

Futurystyczny charakter kreacji podkreślały ich kolory: toksyczna zieleń, (ultra)fiolet, radioaktywny żółty oraz neonowe róże i błękity. 

Choć wyobrażenie cyberpunkowego rave’u było barwne, to jednak prawdziwą feerię kolorów Gaultier zaczerpnął ze sztuki Victora Vaserely’ego. Ten węgiersko-francuski artysta, określany mianem ojca op-artu, zasłynął dzięki malarskim abstrakcjom wywołującym złudzenia wzrokowe. Początkowo posługiwał się głównie czernią i bielą, z czasem rozszerzył repertuar o inne barwy, które – dzięki gradientowym przejściom – nadawały obrazom wrażenie trójwymiarowości. W 1965 roku prace Vaserely’ego trafiły na wystawę „The Responsive Eye” w nowojorskim Museum of Modern Art. Ta przełomowa ekspozycja dała początek op-artowi. 

Obrazy Vaserely’ego charakteryzują się mechaniczną perfekcją. Ta niemal robotyczna precyzja urzekła Gaultiera, który postanowił przenieść optyczne iluzje na ubrania. Jako jeden z pierwszych w dziejach mody użył wygenerowanej komputerowo grafiki nadrukowanej na tkaniny. Z pomocą przyszedł rozciągliwy spandex, z którego szył obcisłe bluzki, kolumnowe sukienki oraz kombinezony okrywające ciało od stóp do głów. Wielobarwny deseń z kół i rombów o różnej skali przypominał fraktale, rastry lub cybernetyczne kody. Gaultier, z właściwym sobie poczuciem humoru, wplótł w op-artowy wzór kształty stroju bikini, co redaktorka „The New York Timesa” Amy Spindler opisała jako „kostiumy plażowe dla świata z dziurą ozonową”.

Pokaz kolekcji Jean Paul Gaultier jesień-zima 1995-1996 (Fot. Condé Nast Archive)

Pokaz kolekcji na sezon jesień-zima 1995/1996 wieńczyły suknie wieczorowe we fluorescencyjnych kolorach. Projektant wykonał je z lycry o dwóch warstwach, a przestrzeń między nimi wypełnił syntetyczną pianką. W finale Shalom Harlow, Eugénie Vincent, Linda Evangelista oraz Tanel Bedrossiantz wyszli na wybieg, trzymając suszarki do włosów, które przez tubę nadmuchiwały nakrycia głowy w formie balonowych czepków. 

Z widowni rozniosła się burza oklasków i przychylnego śmiechu, jednak niektóre recenzje prasowe nie podzielały tego entuzjazmu. Redakcja „Women’s Wear Daily” zwróciła się do projektanta z apelem: „Mamy dla ciebie wskazówkę: może w przyszłym sezonie zapomnisz o całym tym wielkim zamieszaniu i wrócisz do prostej, swobodnej prezentacji, która pokaże to, co robisz najlepiej?”.

Pokaz kolekcji Jean Paula Gaultiera na sezon jesień-zima 1995-1996 wyprzedzał swoje czasy

Nadejście ery kosmicznej ogłosił w modzie Pierre Cardin. Trzy dekady później jego dawny uczeń wprowadził modę w epokę rewolucji cyfrowej. – Jean Paul Gaultier był jednym z pierwszych projektantów, którzy zrozumieli znaczenie technologii dla przyszłości mody – mówiła Laird Borrelli-Persson, redaktorka amerykańskiego „Vogue’a”. 

Pokaz „Cavalières et Amazones” okazał się kamieniem milowym w karierze JPG, ale też punktem wyjścia dla kolejnych pokoleń designerów snujących futurystyczne wizje. Dowiodły tego naszpikowane elektroniką projekty Alexandra McQueena (Givenchy jesień-zima 1999), zdalnie sterowane sukienki Husseina Chalayana (wiosna-lato 2000) czy kostiumy Iris van Herpen, wykonane techniką druku 3D (haute couture jesień 2011). 

Niemal 30 lat po pokazie w Le Trianon wizjonerskie projekty Gaultiera wróciły do łask. Zyskały drugie życie, wpisując się w dzisiejszą nostalgię za latami 90. W listopadzie 2022 roku francuski projektant wypuścił na rynek retrospektywną kolekcję „Cyber”, która szturmem zdobyła salony. Spadochronowe kurtki i kombinezony z op-artem Vaserely’ego fotografowano w mediach społecznościowych. To jeszcze jeden dowód na to, że show z 1995 roku wyprzedzał swoje czasy. 

Wojciech Delikta
  1. Moda
  2. Historia
  3. Front Row: W cyberpunkowej utopii Jeana Paula Gaultiera
Proszę czekać..
Zamknij