Znaleziono 0 artykułów
22.08.2023

Awangarda czarnych kruków, czyli jak Japończycy wstrząsnęli Paryżem

22.08.2023
Comme Des Garcons wiosna-lato 2009 (Fot. Getty Images)

Przeszło cztery dekady temu Rei Kawakubo i Yohji Yamamoto zadebiutowali na paryskich wybiegach, wprawiając w osłupienie zachodni świat mody. W jednej chwili japońscy projektanci zburzyli zastany porządek i rozpoczęli awangardową rewolucję. 

W kwietniu 1981 r. na paryskim tygodniu mody zjawiło się dwoje nieznanych nikomu japońskich projektantów. Rei Kawakubo i Yohji Yamamoto zaprezentowali swoje połączone kolekcje, złożone z ciemnych, drapowanych ubrań o luźnym i asymetrycznym kroju. Ich pokaz w hotelu InterContinental widziało niewielu dziennikarzy, a i ci w prasowych recenzjach zdecydowali się pominąć go milczeniem. W kolejnych sezonach reakcje były zgoła odmienne. Japończycy wstrząsnęli Paryżem, demonstrując splątane, porozdzierane swetry oraz obwisłe, wielowarstwowe tuniki. Z postrzępionych podszewek odpadały nitki. Kieszenie, guziki i klapy znajdowały się w osobliwych miejscach, a tkaniny sprawiały wrażenie złachmanionych. Na wybiegu dominowała czerń we wszystkich jej odcieniach. Konsternację wzbudził nawet sposób poruszania się modelek: snuły się powoli, jakby w letargu, lub stąpały mechanicznie z żołnierską precyzją. Ich twarze nie zdradzały żadnych emocji. Trupio bladą cerę podkreślały sine usta. Zamiast muzyki, z głośników wydobywały się przejmujące dźwięki bijącego serca. Publiczność doznała szoku.

Rei Kawakubo (Fot. Getty Images)

Yamamoto i Kawakubo: Niełatwe początki

Dziennikarze naprędce starali się opisać to, co zobaczyli. Zdegustowana kreacjami Yamamoto Janie Samet z „Le Figaro” mówiła o „snobizmie szmat”, a rozprute i dziurawe ubiory przyniosły Kawakubo przydomek „zbieraczki gałganów”. Według „The New York Timesa”, projekty Japończyków „w żaden znany dotąd sposób nie podążają za kształtami ciała”, zaś „Women’s Wear Daily” twierdziło, że to „ubrania dla bezdomnych żyjących na peronach”. Krytycy charakteryzowali je jako nędzne, żałobne i postapokaliptyczne. Pisali o „szyku Hiroszimy” albo o „modowym Pearl Harbor”. Szydercze epitety nie ominęły też samych projektantów, którym przypięto łatę „mnicha i zakonnicy”. Medialną nagonkę ukrócił amerykański „Vogue”. W kwietniowym numerze z 1983 r. opublikowano zdjęcia Irvinga Penna przedstawiające modę Yamamoto i Kawakubo jako nowy, prowokacyjny, niezależny i brawurowy styl. To ostatnie słowo, na wszelki wypadek, ujęto jednak w cudzysłów. 

Yohji Yamamoto (Fot. Getty Images)

Miażdżąca fala krytyki, jaka spłynęła na Japończyków, miała kilka źródeł. Amerykańska i europejska prasa spoglądały na ich twórczość przez pryzmat powojennych resentymentów oraz ksenofobicznych uprzedzeń. Nagłówki – co dziś nie do pomyślenia – alarmowały o „japońskiej ofensywie”, a nawet o „żółtym niebezpieczeństwie”. Przede wszystkim, estetyka Yamamoto i Kawakubo nie pasowała do standardów dyktowanych przez Zachód. Na początku lat 80. Paryż pławił się bowiem w przepychu bufiastych futer Claude’a Montany i papuzich kostiumów Thierry’ego Muglera. Hołdował elitarnej elegancji spod znaku Yves’a Saint Laurenta oraz Chanel pod wodzą Karla Lagerfelda. W Mediolanie rządziły ociekające złotem i seksem kreacje Gianniego Versace. Z kolei za Atlantykiem lansowano nasycone barwy Oscara de la Renty, a także „power dressing” i „preppy look” Perry’ego Ellisa i Ralpha Laurena. Moda Zachodu rzucała się w oczy agresywną kolorystyką i rozbuchanymi fasonami. Ascetyczny styl japońskich outsiderów nie miał z nią nic wspólnego. 

Yohji Yamamoto jesień-zima 1986-1987 (Fot. Getty Images)

Japońscy prekursorzy

Wbrew pozorom, paryskim wybiegom nieobce były dokonania projektantów pochodzących z Japonii. Szlak do stolicy mody przetarł jako pierwszy Kenzo Takada. W 1970 r. w niewielkim butiku w Galerie Vivienne zaprezentował ubrania łączące Wschód z Zachodem. Przekształcił kimona yukata w tunikowe koszule, a z pasów obi wykonał spodnie i sukienki. Adaptując do kanonów europejskiej mody tradycyjne tkaniny, kroje oraz egzotyczne nadruki inspirowane rodzimym folklorem, Kenzo szybko zdobył uznanie Paryża. Sukcesem cieszyła się także Hanae Mori, która jako pierwsza Azjatka została przyjęta w 1977 r. do ekskluzywnego grona Chambre Syndicale de la Haute Couture. Nazywana „Madame Butterfly”, Mori tworzyła wyrafinowane kreacje, zdobiąc je motywami kwiatów wiśni, kaligrafią czy pejzażami góry Fudżi.

Comme des Garçons jesień-zima 1985-1986 (Fot. Getty Images)
Yohji Yamamoto (Fot. Getty Images)

W przeciwieństwie do rodaków, Issey Miyake, który zadebiutował w Paryżu w 1973 r., odżegnywał się od stereotypowych wzorców. – Nie chcę wyrażać japońskiej kultury – mówił. – Zawsze pragnąłem być pomiędzy kulturami. Tworzył więc modę uniwersalną, skoncentrowaną nie na lokalnych inspiracjach, lecz na konstrukcji nowoczesnego ubioru. Jego kolekcje prêt-à-porter – kreowane z plastikowych włókien, syntetycznych żywic czy poliestru – nosiły znamiona artystycznych eksperymentów. Były hybrydą krawiectwa, architektury, performance’u i innowacyjnych technologii. Plisowane suknie, kombinezony-tatuaże czy A-POC (ubranie wykonane z jednego tylko kuponu tkaniny, okrywającego całe ciało) skłaniały, by myśleć o nich jako o „rzeźbach do noszenia”. Zacierając granicę pomiędzy designem a sztuką konceptualną, Miyake położył podwaliny pod japońską awangardę mody, której Kawakubo i Yamamoto stali się najznamienitszymi ambasadorami. 

Yohji Yamamoto jesień-zima 1985-1986 (Fot. Getty Images)

Modowa rewolucja Yamamoto i Kawakubo

– Wygląda na to, że dokonaliśmy krawieckiej rewolucji – słowa te Yamamoto miał ponoć skierować do Kawakubo po przeczytaniu pierwszych recenzji ich kontrowersyjnych pokazów. Celem Japończyków nie było jednak wywołanie skandalu ani tym bardziej rewolty, lecz – jak przekonywała Kawakubo – tworzenie rzeczy, które nigdy dotąd nie powstały. Fascynacja nowoczesnością, pogoń za tym, co nieszablonowe i niepodrabialne, a także chęć nieustannego zaczynania od zera leżały u podstaw historii projektantów. Oboje dorastali w powojennej Japonii próbującej podźwignąć się z kryzysu określanego mianem „ciemnej doliny” (kuraitani). Kraj, borykający się z biedą i zniszczeniem, kształtował wyobraźnię całego pokolenia. – Poddaliśmy się – wspominał Yamamoto. – Nie pożądałem niczego. Chciałem być nikim. I choć zaprezentowana w Paryżu mroczna, zdekonstruowana i wyzuta z emocji moda wydawała się ilustracją destrukcji, rezygnacji i defetyzmu, to tak naprawdę zwiastowała nowy początek, odrodzenie się z popiołów.

Kawakubo nie uczyła się krawiectwa ani projektowania odzieży. Znajomość tej materii zawdzięcza studiom estetycznym na tokijskim Uniwersytecie Keiō oraz stażowi w firmie tekstylnej Ashai Kasei. Im bardziej zagłębiała się w teorię i praktykę mody, tym silniej wzrastało w niej poczucie niezgody na schematyzm i konwencjonalność. – Moda była bardzo nudna, a ja bardzo zła. Chciałam dokonać czegoś niezwykle mocnego – mówiła Japonka. W 1969 r. zaczęła na własną rękę konstruować ubrania, dając początek marce Comme des Garçons, dla której w 1973 r. otworzyła butik w Tokio. Nie zważała na trendy ani nie schlebiała gustom. Wtórował jej Yamamoto (również absolwent Keiō), który w 1972 r. wprowadził na rodzimy rynek własny brand Y’s. Tych dwojga połączyła nie tylko praca, lecz także uczucie. Wspólnie zaczęli nadawać kształt „antymodzie”, podającej w wątpliwość zasady i kanony rządzące projektowaniem ubioru. Zamiast podporządkowywać się tradycyjnym konwencjom, opracowali własne. 

Comme des Garçons wiosna-lato 1991 (Fot. Getty Images)

Antymoda czarnych kruków

Kawakubo intencjonalnie nadawała ubraniom wygląd zużytych, zniszczonych lub nieukończonych, kwestionując pojęcia piękna i perfekcji. – Idealna symetria jest szpetna. Zawsze chciałam ją zniszczyć – wyznała. W mechanicznych krosnach luzowała więc śrubki, aby w tkaninach powstawały nieregularne dziury i supły. Fasonom podkreślającym sylwetkę przeciwstawiła deformację: sukienki-kokony wypchane watą, płaszcze z krynolinowych żeber, workowate tuniki o rękawach sięgających ziemi. Wykraczały poza linie ciała, modyfikowały je; zniekształcały i odwracały proporcje. Tę grę z cielesnością docenił tancerz Merce Cunningham. W choreografii z 1997 r. wykorzystał stroje Kawakubo z kolekcji „Body Meets Dress – Dress Meets Body” (przesadnie powiększone w partiach piersi, pośladków, bioder i brzucha). Comme des Garçons stało się synonimem bezkompromisowego nowatorstwa. Nawet komponując perfumy, projektantka myślała poza schematami. We flakonie „Odeur 53” zamknęła 53 nietypowe nuty: zapach skoszonej trawy, prania suszonego na wietrze, spalonej gumy, górskiego powietrza czy lakieru do paznokci. – Moją największą obawą jest to, że nie będę w stanie stworzyć niczego nowego – mówiła.

Wystawa "Rei Kawakubo/Comme des Garçons: Art of the In-Between" (Fot. Getty Images)

Kawakubo obrała na nazwę swojej marki wyrażenie „comme des garçons” (dosł. „jak chłopcy”) nie tylko ze względu na francuską melodyjność, lecz także na znaczenie. Kobieta Kawakubo jest jak ona sama – niezależna, samostanowiąca o sobie, zdolna robić to, co mężczyzna. Japonka sprzeciwia się fetyszyzacji i nadmiernej seksualizacji ciała w modzie Zachodu. Konstruowane przez nią ubrania dystansują się od stereotypowych ról płciowych, a także dychotomii męskie/kobiece. Takie myślenie podziela także Yamamoto, który poszczególnym częściom garderoby nadaje charakter agenderowy, niebinarny lub uniseks. – Kiedy zacząłem projektować, chciałem tworzyć męskie ubrania dla kobiet – wyznał. Pozbawił więc marynarki i żakiety poduszek – ich sztucznej „muskulatury”. Kroił luźne koszule i obszerne spodnie; powłóczyste płaszcze i asymetrycznie drapowane sukienki. Spowijał tkaninami. Seksapil, według Yamamoto, zawiera się nie w tym, co obnażone, lecz w tym, co ukryte. Nic więc dziwnego, że jego projekty osnuwa wszechobecna czerń. Jak sam twierdził: – Czerń jest skromna, a zarazem arogancka. Jest leniwa i łatwa, a przy tym tajemnicza. (…) Potrafi pochłaniać światło lub sprawić, że rzeczy stają się wyraziste. Przede wszystkim, czerń mówi: ja nie narzucam się tobie, ty nie narzucaj się mnie. Yamamoto doczekał się licznego grona sympatyków. Wyznawcy jego monochromatycznej mody uformowali swoistą subkulturę, nazywaną karasu zoku – „plemieniem kruków”.

Wystawa "Rei Kawakubo/Comme des Garçons: Art of the In-Between" (Fot. Getty Images)

Twórczość Rei Kawakubo i Yohjiego Yamamoto stanowi słownikowy przykład awangardy. Wedle definicji znamionuje ją bunt przeciwko tradycjom i potrzeba zbudowania rzeczywistości na nowo. „Straż przednia” redefiniuje zastane konwencje, poszukując nowatorskich technik i środków ekspresji. Sprzeciwia się schematom, gardzi banałem, nierzadko też wyprzedza swoją epokę. Moda japońskich projektantów spełnia wszystkie te kryteria. Ich krawieckie eksperymenty oraz śmiałe igranie z protokołem wybiegów spotkały się z niezrozumieniem i surową krytyką. Zapoczątkowały jednak nowy rozdział w historii mody, otwierając drzwi kolejnej generacji nieszablonowo myślących designerów (m.in. Junya Watanabe, Martin Margiela, Victor Barragán, Jung Wook-jun). I choć minęło już przeszło 40 lat od ich skandalizującego debiutu, Yamamoto i Kawakubo nadal przesuwają granice i burzą porządki. Jak zapewnia Kawakubo: – Nigdy nie tracę zdolności do buntu. Złoszczę się i ta złość przeradza się w energię. Jeśli przestałabym się buntować, nie mogłabym stworzyć już niczego.

Wojciech Delikta
Proszę czekać..
Zamknij