
Projektowała tkaniny i ubrania, malowała kwiaty, ale przede wszystkim była jedną z najciekawszych fotografek międzywojennego Berlina. Tworzącą sto lat temu Martę Astfalck-Vietz okrzyknięto właśnie awangardzistką fotografii. Berlinische Galerie wystawiło ponad 140 prac odkrywanej na nowo artystki. Ekspozycja „Inszeniertes Selbst” potrwa do 13 października 2025 r.
Marta Astfalck-Vietz urodziła się w 1901 roku w zachodniopomorskim Dębnie. Gminne polskie miasto było wówczas niemieckim Neudamm, które słynęło z drukarstwa, fabryk kapeluszy i wełnianych tkanin. Ojciec artystki Reinhold Vietz pracował jako drukarz i specjalizował się w reprodukowaniu dzieł sztuki. W 1912 roku wraz z rodziną przeprowadził się do Berlina. Kierował prestiżowymi stołecznymi wydawnictwami publikującymi książki o sztuce. Marta Vietz studiowała na uczelni działającej przy Muzeum Sztuk Dekoracyjnych w Berlinie (Kunstgewerbemuseum), które dziś szczyci się imponującą kolekcją ubiorów i dodatków pokazywanych na stałej wystawie. Uczyła się tu projektowania mody, ilustracji i grafiki użytkowej.

Mroczne żarty
Na studiach poznała Heinza Hajek-Halkego – wybitnego twórcę fotografii prasowej, artystycznej i eksperymentalnej. W latach 20. przyjaciele często pracowali w duecie. Eksperymentowali z kompozycją i światłem. Tworzyli surrealistyczne i mroczne obrazy. Podejmowali temat samobójstwa. Na jednej z odbitek, gdzie widać głowę samobójczyni umieszczoną w wielkiej karafce, groteska łączy się z nadrealizmem. Pomalowana na biało twarz pozującej Marty przywodzi na myśl estetykę kinowych arcydzieła niemieckiego ekspresjonizmu, takich jak „Nosferatu – symfonia grozy”(1922) czy „Gabinet doktora Caligari” (1920), które stały się symbolem weimarskiej stolicy.
Astfalck-Vietz i Hajek-Halke ukazywali dekadenckie zabawy w oparach dymu i atmosferze pijaństwa, być może lubili też inne używki. Na fotografiach panuje atmosfera popularnych wówczas seansów spirytystycznych.

Role płci
Zdjęcia Marty Astfalck-Vietz powstawały w latach 20. i na samym początku lat 30., zanim władzę w Niemczech przejął Adolf Hitler. W targanym kryzysami i nierównościami społecznymi Berlinie z okresu Republiki Weimarskiej rozkwitały kino, sztuka i życie nocne. Zmieniała się też rola kobiet. W 1918 roku Niemki uzyskały prawa wyborcze. Podczas I wojny światowej mężczyźni masowo ginęli na frontach. Aktywność zawodowa kobiet znacznie wówczas wzrosła. Europejki obejmowały wakaty po żołnierzach i ofiarach walk, dzięki czemu stawały się bardziej niezależne. Coraz więcej było też studentek, fotografek i posłanek, wśród których wyróżniała się Marie Juchacz. Urodzona w Landsberg an der Warthe, czyli Gorzowie Wielkopolskim, socjalistka była pierwszą kobietą, która przemawiała w Reichstagu. – Po raz pierwszy w Niemczech kobieta może swobodnie i na równych prawach zabierać głos w parlamencie, zwracając się do społeczeństwa. Chciałabym tu zaznaczyć – i wierzę, że mówię w imieniu wielu – że my, Niemki, nie mamy obowiązku dziękować temu rządowi w tradycyjnym rozumieniu. To, co rząd zrobił, było rzeczą oczywistą; dał kobietom to, co do tej pory niesłusznie nie było im przyznane – powiedziała w 1919 roku.

Marta Astfalck-Vietz często bywała własną modelką. W 1927 roku pozowała w błyszczącej, ażurowej, krótkiej sukience w stylu jazzowym. Zaprojektowano ją do tańca w nocnych klubach i kabaretach, które tak pięknie sfilmował Bob Fosse w musicalu „Kabaret”. Sukienka mogłaby wisieć w garderobie Sally Bowles, zagranej brawurowo przez Lizę Minelli.
Na odbitce z 1930 roku widać Martę, która leży na kanapie na tle tkaniny z motywami kwiatów i pawi w wieczorowej sukni. Efektowny makijaż i wystawna biżuteria ozdabia artystkę, która czyta rewolucyjne „Małżeństwa koleżeńskie” Bena Lindseya. Autor głośnej książki postulował wprowadzenie edukacji seksualnej do szkół, promował antykoncepcję i bezdzietne małżeństwa partnerskie z łatwym dostęp do rozwodów.

Zdjęcia z wystawy ukazują artystką bawiącą się atłasowymi i jedwabnymi tkaninami. Awangardzistka uwielbiała fotografować przebieranki. Współpracowała też z szykownym Williamem Budzinskim – jednym z najsłynniejszych berlińskich kostiumografów z lat 20.
Marta był bezpruderyjna, wyzwolona i odważna. Swobodnie i bez wstydu fotografowała własną nagość. Za pomocą manierycznych póz odgrywała też kobiety-wampy i kobiety wyzwolone, pochłonięte tańcem fanki jazzu i samobójczynie. Jej twórczość jest dziś porównywana do sztuki Cindy Sherman, która pozuje samej sobie w rozmaitych przebraniach, maskach i charakteryzacjach. Nowojorczanka w krzywym zwierciadle ukazuje i odgrywa role przypisywane i narzucane kobietom przez społeczeństwa, rodziny i kulturę popularną.

Marta Astfalck-Vietz dokumentowała i współtworzyła imprezowe i artystyczne życie Berlina z czasów Republika Weimarska, zanim w mieście zapanował terror. Na fotografiach widać osoby queerowe, być może przyjaciół artystki. Ich aktywność w świecie sztuki i rozrywki była znakiem czasów, które nastały po I wojnie światowej, a skończyły się wraz z nastaniem nazizmu. – Zaraz po wojnie Berlin zasłynął ze swojej tolerancji wobec homoseksualizmu, tak że w połowie lat 20. przychodzenie na przyjęcia czy do opery w towarzystwie osoby tej samej płci było manifestacją przynależności nie tylko do subkultury, lecz także do modnej awangardy (…) Pod koniec lat 20. nieoficjalnym hymnem lesbijek został przebój Margo Lion i Marlene Dietrich „Wenn die beste Freundin” – napisała Alexandra Richie w monografii miasta „Berlin. Metropolia Fausta”.

Taniec kwiatowy, taniec artystyczny
Pasją Marty Astfalck-Vietz był taniec i kwiaty. Ukazywała tańczących artystów i roztańczone kwiaty. Uwieczniła m.in. słynną awangardową tancerkę Mary Wigman, twórczynię ekspresjonistycznego nurtu Ausdruckstanz (taniec wyrazisty), a także baletnicę Eugenię Eduardovą oraz pracujących dla Berliner Staatsoper Daisy Spies i Rudolfa Köllinga.
Jeszcze w Dębnie, gdy była dziewczynką, Vietz zaczęła malować akwarelami kwiaty. Do tematu wróciła w czasach nazizmu, gdy jej twórczość była zakazana, i kontynuowała go po wojnie, aż do śmierci w 1994 roku. Niemka łączyła naukową precyzję z artyzmem. Dalie, róże, orchidee, lilie, maki są wręcz naturalistyczne, ale jednocześnie wyglądają tak, jakby znajdowały się w ruchu, jakby były roztańczone.
Podobno inspirowała ją twórczość Marii Sibylli Merian, urodzonej w 1647 roku wybitnej niemiecko-holenderskiej entomolożki i artystki malujące owady i rośliny.

Awangardzistka odnaleziona
Pierwsza pracownia Marty Astfalck-Vietz znajdowała się w dzielnicy Wilmersdorf, przy Markgraf-Albrecht-Strasse. W brukowanych chodnikach ulicy widać dziś wkomponowane weń żeliwne tabliczki, upamiętniające ofiary Holocaustu, które mieszkały tu przed 1933 rokiem. Kolejna pracownia, którą prowadziła wraz z mężem Hellmuthem Astfalckiem przy Treuchtlinger Strasse, została zbombardowana w 1943 roku.
Gdy w 1933 roku Hitler doszedł do władzy, Marta musiała zakończyć karierę artystyczną i skupiła się na zamówieniach komercyjnych oraz malowaniu kwiatów. Kuratorzy wystawy wspominają również, że po tym, jak wprowadzono zakaz uczęszczania żydowskich dzieci do szkół publicznych, artystka uczuła je rysunku w domu. Lekcje odbywały się najprawdopodobniej aż do wybuchu wojny.
Fotografka część swoich odbitek podarowała ojcu, dzięki czemu jej dziedzictwo przetrwało wojenną pożogę. W Republice Federalnej Niemiec Astfalck-Vietz została niemal zapomniana. Malującą kwiaty byłą fotografkę odkryto dopiero w 1989 roku, gdy Berlinische Galerie pokazało jej dwa pierwsze zdjęcia.
Aktualną wystawę z ponad 140 pracami Marty Astfalck-Vietz otwarto z okazji 50. urodzin Galerii Berlińskiej.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.