Znaleziono 0 artykułów
06.05.2023

India Amarteifio z „Królowej Charlotty”: Czasem nie wiem, do jakiego świata pasuję

06.05.2023
Fot. Materiały prasowe

Gdy India Amarteifio po raz pierwszy obejrzała „Bridgertonów”, pomyślała: „Chcę stać się częścią tego projektu”. I tak się stało. Z 21-letnią aktorką z Londynu, która gra główną rolę w serialu „Królowa Charlotta: Opowieść ze świata Bridgertonów”, rozmawiamy o tej wyczekiwanej produkcji, detalach ukrytych w kostiumach, oraz sile, jaką daje widok swojego odbicia w lustrze w postaci królowej.

Gorąco wyczekiwany prequel „Bridgertonów”, romansu z epoki regencji, opowiada historię o czasach, gdy tytułowa monarchini była nastolatką. Produkcja Netfliksa „Królowa Charlotta: Opowieść ze świata Bridgertonów”, napisana przez samą Shondę Rhimes, rozpoczyna się od przyjazdu zaledwie 17-letniej Charlotty do XVIII-wiecznego Londynu z jej ojczyzny, Niemiec. Wbrew swojej woli Charlotta zostaje wybrana na żonę młodego króla Jerzego III (Corey Mylchreest), mężczyzny, którego nigdy wcześniej nie spotkała, i – w wersji przedstawionej w serialu – pragnie opracować plan ucieczki. Jednak wbrew sobie pomału zakochuje się w swoim świeżo poślubionym mężu i zaczyna przyzwyczajać się do pozycji, która daje jej władzę. Z początku na dworze, gdzie przeważają biali ludzie, czuje się nieswojo. Dodatkowo spotyka się z ogromną presją, jaką wywiera na nią jej teściowa (Michelle Fairley), oczekująca, że zapewni rodzinie dziedziców. Jednak gdy Charlotta nabiera pewności siebie, udaje jej się zapoczątkować niewiarygodne zmiany społeczne, które stają się podwalinami ekscytująco różnorodnego świata oryginalnej serii – „Bridgertonów”.

Gdy rozmawiamy na Zoomie, Amarteifio, ubrana w obszerną szarą bluzę z kapturem, jest w domu swoich rodziców w środkowej Anglii, gdzie robi sobie przerwę przed wymagającą trasą promocyjną. Jest uroczo skromna i szczera i, co zrozumiałe, denerwuje się na myśl o tym, jak bardzo ten spin-off odmieni jej życie. Odliczając dni do jego premiery 4 maja, opowiada nam o swojej trwającej już ponad dekadę karierze aktorskiej, ukrytych detalach, których należy wypatrywać w jej kostiumach, oraz sile, jaką daje jej widok swojego odbicia w postaci królowej.

Fot. Materiały prasowe

Wiem, że byłaś aktorką już jako dziecko. Kiedy zadebiutowałaś na ekranie?

Gdy miałam osiem miesięcy, wystąpiłam z mamą w reklamie Vodafone. Dowiedziałam się o tym dopiero niedawno – powiedziała mi, że firma zorganizowała open call, a ona po prostu się tam ze mną pojawiła (śmiech). Gdy dorastałam, uwielbiałam teatr i taniec, a kiedy miałam dziewięć lat, wzięłam udział w castingu do „Króla Lwa” na West Endzie. Grałam w nim około roku, potem były spektakle „Matylda”, a następnie „Charlie i fabryka czekolady”. Mniej więcej w tym samym czasie dostałam stypendium w Szkole Teatralnej Sylvii Young. Gdy miałam 12 lat, brałam ze szkołą udział w wydarzeniu West End Live na Trafalgar Square – wystawialiśmy „Krwiożerczą roślinę”, w której byłam przebrana za drzewo. Niewystarczająco dobrze się rozgrzałam, podskoczyłam do szpagatu i poczułam, jak zrywa mi się ścięgno udowe. Nie przestałam grać, ale gdy dorosłam, zdałam sobie sprawę, że tamten uraz może już nigdy zupełnie się nie zagoi. Zawsze starałam się dążyć do perfekcji i wywierałam na sobie taką presję, że kończyło się to kontuzjami. Gdy miałam 14 lat, mieliśmy spotkanie z doradcą zawodowym, po którym zaczęłam myśleć: „Jeśli dalej będę tak robić, moja kariera nie potrwa długo”. Zaczęłam więc skupiać się na aktorstwie, aż w końcu dostałam małe role w „Doktorze Who”, „The Tunnel” i „Sex Education”. 

Kiedy po raz pierwszy usłyszałaś o „Królowej Charlotcie”?

W listopadzie 2021 roku zadzwonił do mnie mój agent, by powiedzieć mi, że mam casting i że jest to coś związanego z „Bridgertonami”, ale że nie chodzi o trzeci sezon. Nagrałam self-tape, potem miałam około pięciu różnych przesłuchań i spotkań, na których sprawdzano, czy między Coreyem Mylchreestem, Arsemą Thomas (która gra młodą lady Danbury) i mną jest chemia. Cztery czy pięć dni później dowiedziałam się, że dostałam tę rolę, a wtedy przeszliśmy prosto do prób. To było przedziwne i surrealistyczne – „Bridgertonowie” to całe uniwersum, jak Marvel. Wydawało się absolutnie nieosiągalne i przez długi czas nie wierzyłam, że to dzieje się naprawdę. Chyba dopiero gdy byłam na pierwszej przymiarce kostiumów, pomyślałam: „Okej, to naprawdę się dzieje”. Pomogły też moje pierwsze rozmowy z Shondą i Tomem Vericą, reżyserem serialu. Jasno mówili, że nie chcą, bym naśladowała to, co zrobiła już Golda – mogłam stworzyć swoją własną Charlottę. Jako nastolatka jest bardzo dociekliwa i nieustępliwa. Jest świadoma siebie, ale nie boi się potknięć. Jej prawdziwa historia dała mi nawet więcej wiedzy na temat jej przeszłości, niż potrzebowałam.  

Fot. Materiały prasowe

Na ile pomocna była znajomość całej tej historii, skoro „Królowa Charlotta”, podobnie jak „Bridgertonowie”, to głównie fikcja?

Zdecydowanie nie jest to opowiadanie historii od nowa – to jej reinterpretacja, co dało nam dużo wolności. Jednak są tam również odniesienia do prawdziwej historii: widzimy podróż Charlotty z Niemiec, jej relację z bratem, jej psy, wciąganie tabaki. Wykonałam tyle researchu, na ile wydało mi się to rozsądne. Przeczytałam książkę Janice Hadlow o historii epoki georgiańskiej [„The Strangest Family: The Private Lives of George III, Queen Charlotte and the Hanoverians” – przyp. red.] i pojechałam do Kew Gardens, gdzie mieszkali Zofia Charlotta i Jerzy III, by zobaczyć jej dom. Udało nam się zorganizować prywatne oprowadzanie i zobaczyłam nawet fotel, w którym Charlotta zmarła. [W 1818 roku królowa chorowała na puchlinę, która powoduje bolesne obrzęki, a ostatecznie niewydolność narządów, w związku z czym w ostatnich dniach życia przebywała głównie w swojej sypialni – przyp. red.]. Będąc tam, czułam z nią głęboką więź.

Jak dużą presję czułaś, gdy w końcu weszłaś na plan?

Przez cały czas byłam oszołomiona – wejście do Blenheim Palace wydawało mi się czymś najbardziej niesamowitym na świecie, a potem okazało się, że kostiumy są po prostu przepiękne, podobnie jak biżuteria, a wszystkie plany filmowe były ogromne. Myślałam sobie: „O mój Boże!” i było to idealne, ponieważ Charlotta też wchodzi do tego nowego dla niej świata. Oczywiście bardzo wiele od tego zależało, ale gdy byliśmy na planie, zdarzały się momenty, gdy zapominałam, jak wielki to projekt i czułam się, jakbym po prostu nagrywała film z przyjaciółmi. Myślę, że gdybym bez przerwy myślała o oczekiwaniach ludzi wobec tego serialu, byłoby to dla mnie zbyt wiele.  

Od samego początku widać, że kostiumy są niesamowicie szczegółowo odtworzone. Co według ciebie widzowie powinni w nich dostrzec?

Kostiumy stworzyła Lyn Paolo i są one niesamowite. Wiem, że wiele fanek i fanów „Bridgertonów” wypatruje u bohaterów serialu ubrań w różnych kolorach i tego, jak odzwierciedlają one ich emocje. Braliśmy to pod uwagę również przy „Królowej Charlotcie”. Charlottę fajnie się gra, ponieważ jest dość wyrazista – mówi to, co myśli, ale również to pokazuje. Detale też są wspaniałe. Na przykład król Jerzy bardzo interesował się astronomią i w miarę rozwoju akcji serialu w stylizacjach Charlotty można dostrzec małe gwiazdki i symbole odnoszące się do astrologii. To wizualne przedstawienie jej związku z nim, a te motywy często dosłownie nosi przy sercu. Według mnie to było piękne.

Fot. Materiały prasowe

Które sceny nagrywało się najtrudniej?  

Zdecydowanie te o dużym ładunku emocjonalnym. Jestem dość empatyczną osobą, a w wielu scenach Charlotta jest pogrążona w wielkiej rozpaczy, nie bez powodu. Trudno było dotrzeć do takich emocji. Będąc aktorką, starasz się chronić samą siebie. Nie powinno się rozdrapywać starych ran, co w tym przypadku oznacza zmuszanie się do czucia emocji, z których sama się nie wyleczyłaś. Więc gdy musiałam myśleć o rzeczach, przez które sama przeszłam, a które są podobne do tego, przez co ona przechodzi – było to trudne. Ważne było, by się w to wczuć, ale potem się otrząsnąć i nie zabierać tego ze sobą do domu. 

Z czym się utożsamiałaś?

Moja mama jest biała, a mój tata czarnoskóry – urodził się w Londynie, ale ma ghańskie korzenie – więc utożsamiam się z towarzyszącym Charlotcie poczuciem, że tak naprawdę nie wie, do jakiego świata pasuje. Wiem, jak to jest wejść do pomieszczenia, w którym wszyscy na ciebie patrzą, ponieważ jesteś jedyną osobą o kolorze skóry innym niż biały. Szczególnie na początku serialu jest wiele scen, gdy Charlotcie przydarza się właśnie coś takiego. W takich chwilach czujesz się samotna i skrępowana, a rozmowa o tym może być czymś niekomfortowym. Jednak pisząc te sceny, Shonda zapoczątkowuje tę dyskusję i pokazuje ludziom, że nie są sami. Tworzy też przestrzenie, w których nie jesteś jedyną osobą o kolorze skóry innym niż biały i dywersyfikuje te gatunki filmowe, które wcześniej nie były otwarte na takich ludzi jak ja.

Czy dla ciebie i Shondy jednym z powodów, by stworzyć ten serial, było rzucenie światła na tego typu doświadczenia, które nadal są udziałem wielu ludzi?

Było naprawdę wiele powodów, by go stworzyć. W „Bridgertonach” Golda wykreowała tę kultową postać, kobietę o niebiałym kolorze skóry, którą ludzie widzieli jako królową, a nie oglądamy takich bohaterek zbyt często. Gdy otrzymałam scenariusz „Królowej Charlotty”, pomyślałam: „Czy w wieku 15 lat kiedykolwiek widziałam siebie przedstawianą jako królową? Nigdy”. I nie jest to opowieść o nieszczęściu – to opowieść o czarnoskórej kobiecie, która, pomimo wielu przeciwności stała się częścią jednej z najpotężniejszych monarchii na świecie. Nie zamiatamy kwestii koloru skóry pod dywan – my ją zgłębiamy. Charlotta jest inna, ale nie to jest problemem – to społeczeństwo musi się zmienić. Jeżeli chodzi o mnie, bycie częścią uniwersum „Bridgertonów” i tak byłoby zaszczytem, ale jest to nawet bardziej wyjątkowe, ponieważ ten serial kładzie podwaliny pod „Bridgertonów” i pokazuje nam, w jaki sposób ten świat stał się tak różnorodny i piękny. Przyglądamy się również kwestiom klasowości, zdrowia psychicznego, seksualności i płci i mam poczucie, że wszystko to jest bardzo ważne. Chodzi o to, by rzucić światło na tak wiele rzeczy, które ludzie czują, ale może nie byli w stanie ich wyrazić.

Teraz, gdy data premiery zbliża się wielkimi krokami, jesteś bardziej zdenerwowana czy podekscytowana?

Jestem ogromnie podekscytowana! Mam nadzieję, że ludzie pokochają ten serial. Trochę się tego obawiam, ponieważ nie wiem, jak potem będzie wyglądało moje życie, ale wchodzę w ten nowy etap z otwartością, za to bez żadnych oczekiwań. Teraz chcę po prostu, żeby serial już dało się obejrzeć, tak bym nie musiała ciągle gryźć się w język albo mówić coś, a potem prosić: „Czy możemy tego nie publikować?” (śmiech).

W jakich kolejnych produkcjach możemy się ciebie spodziewać?

Chciałabym znowu zagrać w teatrze, ale w tej chwili cieszę się chwilą przerwy po sześciu miesiącach dość intensywnej pracy na planie. Teraz uczę się gry na gitarze basowej – co jest dużo trudniejsze, niż mi się wydawało – i nadrabiam zaległości w spaniu. Czuję się, jakbym urodziła dziecko.

Artykuł ukazał się oryginalnie na Vogue.co.uk.

Radhika Seth
Proszę czekać..
Zamknij