Średniometrażowy film skandalisty Gaspara Noégo z udziałem Charlotte Gainsbourg i Béatrice Dalle został zaprezentowany pod auspicjami domu mody Saint Laurent. To czwarta odsłona projektu SELF, którego kuratorem i producentem jest Anthony Vaccarello, ulubieniec Anji Rubik.
Gaspar Noé słynie z rozpoznawalnej estetyki i charakterystycznego stylu narracji. 10 lat temu jego „Wkraczając w pustkę” podzieliło Cannes i świat na dwa obozy. Fani zachwycali się jego wizualnymi eksperymentami: migającymi kadrami, meandrującą przez niepoznane przestrzenie (także wnętrze waginy) kamerą, neonowymi kolorami. Uznanie wzbudzał bezkompromisowy brak pruderii. Krytykom przeszkadzał natomiast (nie)moralny punkt widzenia autora, a także nadmiernie miejscami awangardowa narracja. Można Noégo kochać lub nienawidzić, ale przejść obok jego dokonań obojętnie właściwie się nie da.
Mimo że jego kino można rozpoznać niemalże z zamkniętymi oczami, dla niego samego nie jest wcale oczywiste, jak ma wyglądać jego następny projekt. – Kiedy Anthony [Vaccarello] zaproponował mi podjęcie się tego wyzwania, nie wiedziałem, jaki nakręcę film. Miałem zalążek pomysłu, ale chwilę potrwało, zanim rozwinął się on w koherentny plan. Dopiero 10 dni później zadzwoniłem do niego i powiedziałem mu: „Słuchaj, już wiem!” – mówi reżyser. Rozważania były o tyle nieoczywiste, że – podobno, bo może to tylko kokieteria – Vaccarello wcale nie wymagał od Noégo, by aktorzy nosili ubrania Saint Laurent, a fabuła miała cokolwiek wspólnego z domem mody. – Dostałem carte blanche! – deklarował reżyser. Na początku była mowa o 15-minutowej etiudzie. Powstał niemal godzinny autoironiczny projekt, opowiadający o planie filmowym z koszmaru. Nic na nim nie działa. To satyra na świat filmu, który powinien koncentrować się na sztuce i opierać się na współpracy, a jest skorumpowany przez komercję i przerośnięte ego twórców.
Reżyser dość szybko ustalił, z kim chce pracować. – „W roli debiutującej reżyserki obsadzimy Béatrice Dalle, a Charlotte Gainsbourg wcieli się w bohaterkę” – mówiłem Anthony’emu. Każda wystąpi jako ona sama. A wszystko będzie zakorzenione w historii religii. Czy Charlotte skończy jak Joanna d’Arc? To nie było powiedziane! – żartował Noé podczas rozmowy z prasą. Jasno podkreślał, że choć film jest poniekąd autotematyczny, nie stanowi dosłownego odzwierciedlenia rzeczywistości. – W przeciwieństwie do tego, co się dzieje na filmowym planie, nasz działał świetnie, a „Lux Æterna” nakręciliśmy szybko i bez problemów – opowiadał.
Podczas rozmowy powracały wątki kobiece. Dlaczego w centrum tej opowieści są kobiety? Skąd wątek palenia na stosie wiedźm? Jak ta wizja ma się do poglądów reżysera? Ten z właściwą sobie filuternością odbijał piłeczkę: – Nie spodziewałem się, że ten film będzie postrzegany jako feministyczny! Ale też nigdy nie zauważyłem, żeby kobiety i mężczyźni należeli do osobnych gatunków. Myślę więc, że zdecydowanie można mnie nazwać feministą.
Jakie doświadczenia zdobyły na planie aktorki? – Choć nigdy nie zaczęliśmy zdjęć przed dwunastą w nocy, było wspaniale. Po prostu ta godzina była potrzebna, żebyśmy weszli w odpowiedni stan ducha. Gaspar podrzuca aktorowi pomysły i pozwala zrobić z nimi to, co nam w duszy gra. Wisienką na torcie była szansa na współpracę z Charlotte. Szkoda, że ten plan nie trwał sześciu miesięcy zamiast sześciu dni – Dalle nie mogła się nachwalić swojej towarzyszki z planu. Gainsbourg nie pozostała jej dłużna: – Też bym chciała grać w tym dłużej! Miałyśmy wiele wolności, a to na takim planie jak ten dodaje aktorowi odwagi, mimo że nie do końca wie, w co się wpakował, bo na planie jest dużo improwizacji. Noé prosto tłumaczy taką strategię: – Ludzie grają najlepiej wtedy, kiedy mogą być przed kamerą sobą. Kino powinno być intuicyjne.
– Dla mnie wasz film opowiada o rozmaitych lękach. Jakie są wasze? – wypytywał ekipę dziennikarz z Japonii. – Ja nie mam żadnych – odpowiedź Noégo nikogo nie zaskoczyła. – Jedyne, czego się obawiam, to żeby ze wszystkim zdążyć. – Ja też na planie nie boję się niczego – zdradziła Dalle. – Reżyser! Nawet jeśli się nie ze wszystkim zgadzam, nawet jeśli jest trudno, ufam mu i na nim się wspieram – zgodziła się z nią Charlotte. – Mam tyle lęków poza pracą, w życiu prywatnym, że akurat na planie nie boję się niczego. Nie mam na to czasu – odpowiedziała z właściwym sobie połączeniem szczerości i ironii. A czy gwiazda „Antychrysta” przeżyła kiedyś plan z piekła rodem? – Takiego jak w filmie, to nie. Ale najstraszniejszy plan to tak naprawdę nudny plan. I na takich byłam. W pamięć zapadają mi te wymagające, trudne. Czasami wręcz boli, ale jeśli tylko jest warto, to nie protestuję.
W „Lux Æterna” pojawia się wiele cytatów z idoli Noégo – Rainera Wernera Fassbindera i Carla Theodora Dreyera. Czy to swoisty hołd? – Mój projekt to trochę coś na wzór Godarda i jego „Historii kina” – żartował twórca. – Taka historia kina według Gaspara Noégo. Czyli rzecz o końcu filmu.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.