W trzecim sezonie serialu „Bridgertonowie” na platformie Netflix obserwujemy, jak Colin Bridgerton zakochuje się w swojej wieloletniej przyjaciółce, Penelope. Ale czy Lady Whistledown – alter ego Featheringtonówny – zaszkodzi ich miłości?
Stworzony przez ekipę Shondy Rhimes serial „Bridgertonowie” na platformie Netflix zmienił sposób, w jaki myślimy o produkcjach kostiumowych. Przy okazji pierwszego sezonu z udziałem Phoebe Dynevor i Regé-Jeana Page’a, grających kochanków Daphne i księcia Simona, dyskutowano o obsadzaniu osób koloru w rolach bohaterów o białej skórze – zgodnie z realiami epoki. Saga Julii Quinn opowiada bowiem o czasach regencji, czyli początkach XIX wieku w Londynie, gdy angielska socjeta była mocno homogeniczna. „Bridgertonowie” wyznaczyli nowy standard – dziś taki casting nikogo już nie dziwi. Ale to nie jedyna nowość – rzadko widuje się tak gorące sceny erotyczne w tym zazwyczaj nobliwym gatunku. Współczesne okazało się nie tylko ujęcie seksu, lecz także miłości w ogóle. Bohaterowie myślą jak milenialsi, a ich poszukiwanie partnera na rynku matrymonialnym – balach debiutantek, popołudniowych herbatkach i spacerach po parkach – nie odbiega tak znowu od realiów randkowania w dobie Tindera.
Połączenie romantycznych kostiumów, miłosnych uniesień (tym razem zachwyca scena rodem z „Przedwiośnia”) i nowoczesnej emocjonalności zapewniło „Bridgertonom” sukces. Nie można zapomnieć o jeszcze jednym niezbędnym komponencie – eskapizm to nieodłączna część tej opowieści. Gdy Netflix pokazał pierwszy sezon w czasie pandemii, wszyscy potrzebowaliśmy ucieczki. Ale czy cztery lata później wciąż tak bardzo chcemy uciekać od rzeczywistości? Trzeci sezon wydaje się zresztą najbardziej konserwatywny z dotychczasowych, choć opowiada historię pełnokrwistej postaci, Penelope Featherington.
Pierwsza feministka serialu chce wyjść za mąż
Pod koniec drugiego sezonu dowiedzieliśmy się, że to właśnie przyjaciółka Bridgertonów, ukrywając się pod pseudonimem Lady Whistledown, pisze kronikę śmietanki towarzyskiej Londynu. Na początku trzeciego zastajemy Penelope w potrzasku – nie chce rezygnować z pisania, które sprawia jej przyjemność i daje niezależność, a jednocześnie musi zadbać nie tylko o postać, którą wykreowała, lecz także o siebie. Z powodu plotek rozsiewanych przez Lady Whistledown straciła przyjaźń Eloise Brigerton. Drugi najbliższy jej Bridgerton – Colin – wyjechał w siną dal. A ona wciąż nie odważyła się wyznać mu swoich uczuć, nie wierząc, że on mógłby je odwzajemniać. Mimo złamanego serca postanawia znaleźć męża. Gdy Colin powraca, zobowiązuje się nauczyć ją sztuki flirtu (trochę jak w klasycznej opowieści o Cyrano de Bergeracu, a trochę jak w „Pigmalionie”). Dzięki jego przywiezionym z Paryża trikom notowania Penelope na małżeńskiej giełdzie mają wzrosnąć. Pierwsza feministka serialu ucieka się więc do podstępu, by stać się bardziej przystępną dla mężczyzn – to pierwsza czerwona flaga w trzecim sezonie. Serce, oczywiście, szybko wygra z trzeźwym osądem. Colin też straci wreszcie dla niej głowę. Ale dlaczego teraz, gdy była tak blisko małżeństwa z innym? Dlaczego teraz, gdy zobaczył ją w innym świetle? Dlaczego teraz, choć miał na to całe życie? Z pewnością na przeszkodzie rodzącemu się uczuciu stanie wkrótce Lady Whistledown. Czy Colin, który dopiero co zrozumiał wartość Penelope, nie odwróci się od niej, gdy odkryje jej drugą tożsamość? Sam ma zadatki na literata, może więc połączy ich pasja do pisania. Wydaje się, że Penelope zasługuje na kogoś lepszego niż najlepszy przyjaciel, który tak długo zwlekał z wyznaniem uczuć.
W tle toczą się historie Benedicta Bridgertona, Anthony’ego budującego szczęśliwe małżeństwo z Kate oraz Franceski, której niespecjalnie zależy na graniu w tę salonową grę. Może to ona, a nie Penelope, powinna zostać główną bohaterką trzeciego sezonu. Bo to ona, w przeciwieństwie do nieustraszonej dotąd Penelope, zachowuje niezależność. I tu widać rozstrzał między realiami epoki, które „Bridgertonowie” luźno, bo luźno, ale jednak starają się oddawać, a współczesnym wydźwiękiem. W Londynie początku XIX wieku niezależność dawało kobiecie niemal wyłącznie małżeństwo, więc trudno się dziwić, że flirt traktują jak pracę. Dzisiejsze widzki mogą jednak czuć w tym sezonie niedosyt – Penelope, która wydeptywała własną ścieżkę, zmienia kurs, by stać się taką jak wszyscy. Czy to znaczy, że outsiderzy kiepsko sobie radzą w miłości? Ten przekaz nie rezonuje dziś zbyt dobrze.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.