Znaleziono 0 artykułów
24.12.2023

Jesse Eisenberg: Mój film „A Real Pain” to list miłosny do Polski

Fot. Getty Images

Gdy zajął się aktorstwem, jeszcze przed trzydziestką dostał nominację do Oscara. Kiedy napisał sztukę, wystawiały ją teatry w Stanach, Europie i na Bliskim Wschodzie. Po tym jak zainteresował się reżyserią – debiutował od razu na prestiżowym festiwalu Sundance. Drugi film Jessego Eisenberga, nakręcony w Polsce „A Real Pain”, będzie można zobaczyć w kinach w przyszłym roku, jego samego posłuchać na żywo podczas jednego z najważniejszych wydarzeń gospodarczo-technologicznych w Europie Środkowo-Wschodniej Impact’24 w Poznaniu.

Psycholożka Esther Perel uważa, że żyjemy w świecie, w którym przez nadmiar bodźców stajemy się martwi. W których momentach życia czujesz się najbardziej żywy?

Jestem najbardziej zaangażowany i przepełniony uczuciami, gdy zajmuję się moim sześcioletnim dzieckiem. W tych chwilach muszę poświęcić całą swoją uwagę, by syn czuł się bezpiecznie. Nie myślę o własnych problemach i zmartwieniach, lecz o obawach i potrzebach tej małej postaci. Ten efekt rodzicielstwa jest dla mnie naprawdę oczyszczającym doświadczeniem. 

Co w tych chwilach sprawia ci największą radość?

Obserwowanie ekscytacji syna. To o wiele przyjemniejsze niż moje własne emocje. Zabieram go do nowojorskich teatrów. Niejako oglądam sztukę jego oczami. Jestem czterdziestoletnim, cynicznym nowojorczykiem. Ostatnio zabrałem syna na spektakl wypełniony piosenkami z lat 90. Jego reakcje przypomniały mi o niewinności i zatraceniu w muzyce. W oczach syna widzę pełne zaangażowanie i wiarę. 

Twój cynizm to żart?

Dla nowojorczyka podejrzliwość wobec wszystkiego, co pozytywne, jest po prostu naturalna. Kwestionuję niemal wszystko. 

Jako aktor, artysta czy człowiek?

Niejako poza tymi rolami. To mój styl bycia. Jako artysta wyszedłem poza to uczucie. Reżyseruję filmy, które dużo dla mnie znaczą.

Jakie znaczenie ma dla ciebie praca nad najnowszym filmem?

Spędziłem kilka miesięcy w Polsce. Duża część naszej ekipy wywodzi się ze Szkoły Filmowej w Łodzi. Ci ludzie byli najwspanialszymi rzemieślnikami, jakich poznałem. Współpracowaliśmy z operatorem Michałem Dymkiem i firmą Extreme Emotions Ewy Puszczyńskiej. Są niezwykle profesjonalni. Każdemu reżyserowi polecam teraz kręcenie filmów w Polsce. 

Z kolei ludzie pracujący w Państwowym Muzeum na Majdanku byli jednymi z najbardziej światłych, ciepłych, błyskotliwych i pomocnych osób, jakie kiedykolwiek miałem okazję spotkać. Moja rodzina cierpiała przez Holocaust. To, że poznałem Polaków w tak piękny sposób podtrzymujących historię o tragicznych wydarzeniach, było dla mnie doświadczeniem fundamentalnym i podnoszącym na duchu. Pokochałem też Warszawę i Lublin za ich kulturę, tradycję, otwartość.

To bardzo miłe. Polacy podobnie do nowojorczyków kwestionują niemal wszystko. Niedawno nasz najpopularniejszy serwis z memami Make Life Harder zrobił żartobliwe wersje słów Kierana Culkina, twojego kolegi z planu, rzekomo bojącego się podróży do Polski.

(śmiech) Zakochał się w tym kraju! Nawet sobie nie wyobrażasz, jak zachwycał się Lublinem. Spędzaliśmy mnóstwo wieczorów w Mandragorze, kultowej lubelskiej restauracji, rozmawiając o tym mieście, jego uroku, historii i możliwościach ukazania ich przez świat filmowy. 

Kadr z filmu „A Real Pain” (Fot. Materiały prasowe)

Jakie jest przesłanie filmu „A Real Pain”?

Mój film to list miłosny do Polski. Kieran zauroczył się tym krajem, ponieważ grana przez niego postać zafascynowała się jego bogatą tradycją, a on zidentyfikował się z jej wiedzą oraz uczuciami. Wielu amerykańskich Żydów uważa, że Polska była negatywną częścią ich historii. Ja czuję inaczej. Polska to miejsce, w którym moja rodzina żyła i prosperowała, dopóki Niemcy nie rozpoczęli wojny. Chciałem poprzez film pokazać jej najpiękniejszą, spektakularną stronę. 

„A Real Pain” to opowieść o kuzynach, którzy wyruszają z Nowego Jorku do Polski w poszukiwaniu historii swojej rodziny. Film drogi, odwołujący się do moich doświadczeń. 

Od najmłodszych lat czułem się głęboko związany z polską tradycją. Moja najbliższa ciocia urodziła się w Krasnymstawie i często opowiadała mi o dzieciństwie. Gdy byłem zawodowo w Sarajewie, przyjechałem także odwiedzić moich kuzynów w Polsce. Po powrocie do Nowego Jorku napisałem sztukę o moich przodkach „The Revisionist”. Zagrała w niej Vanessa Redgrave. Wystawiano ją w wielu teatrach. W Izraelu, Niemczech, Stanach Zjednoczonych. 

Przez wiele lat myślałem o napisaniu scenariusza i wyreżyserowaniu filmu w Polsce. Kręciliśmy w całym kraju. W pięciu miastach. W pociągach, samolotach, na lotniskach. Przy pomnikach Postania Warszawskiego i Bohaterów Getta w Warszawie, w obozie koncentracyjnym Majdanek, na starych cmentarzach w Lubelskiem. Pamięć o niektórych z tych miejsc wiąże się z niewyobrażalnym bólem. Zależało nam, by oddać im właściwy szacunek.

Mój syn chce teraz ciągle oglądać te sceny i powracać do miejsc, które widział. Wcielił się w postać mojego filmowego dziecka. Dzięki temu dowiedziałem się, że w Polsce są ogromne zabezpieczenia ról najmłodszych aktorów. Tego nie ma w Stanach. Na początku liczba dokumentów mnie zaskoczyła. Kilka pism od terapeuty, ze szkoły itd. Później zrozumiałem, że ma to głęboki sens. To dowód na emocjonalną gotowość dzieci do obecności na planie. 

Fot. Getty Images

Czy rozważasz przeprowadzkę do Warszawy?

Myślę o uzyskaniu polskiego obywatelstwa, żeby móc tu też mieszkać. Moja żona także ma polskie korzenie, jej rodzina pochodzi z Łodzi. Ale uwielbiam Nowy Jork. Nie wiem, czy widziałaś, jak bardzo zmieniło się to miasto?

Słyszałam o obecnych problemach z przestępczością oraz opuszczaniu miasta przez artystów, których nie stać na opłaty za mieszkanie. Ale to nie jest tak, że tu nie ma problemów. Nie wiem, czy nie idealizujesz naszego kraju. 

(śmiech) Chętnie z tobą o tym porozmawiam w maju.

Powracając do kwestii Nowego Jorku. Czy pod względem poglądów na społeczne nierówności blisko ci do głównego bohatera „Rozterek Fleishmana”?

Nowy Jork traci ducha. Wyobraź sobie miasto, z którego wyprowadzają się artyści, a napływają tam bankierzy. Wszędzie banki i pieniądz. To szkodzi esencji. Najwspanialsze miejsce na świecie, w którym toczyły się inspirujące dyskusje, powstawały rzeczy artystycznie wielkie, całkowicie się komercjalizuje. 

Czuję złość, że artystów po prostu nie stać na życie tutaj. Oglądam filmy z lat 70. i tam zatrzymano atmosferę miasta, które kocham. To energia możliwości, ironii, ale też sprawiedliwości. Klasa Nowego Jorku niknie na moich oczach. I ten proces niezwykle mnie frustruje, bo moja rodzina mieszka w Nowym Jorku od stu lat i chciałbym tu wychować syna. 

Często wspominasz o filmach lat 70. i reżyserze Woodym Allenie, który jest dla ciebie szczególnie ważnym artystą. W Polsce od wielu lat toczy się dyskusja wokół Romana Polańskiego. Studenci protestowali przed wykładem reżysera w Łodzi. Przez jednych byli wyśmiewani, inni uważali, że młode pokolenie więcej rozumie. Czy po przekazach na temat przemocy seksualnej Allena cokolwiek się zmieniało w twoim stosunku do niego?

Zwykle nie rozmawiam o takich kontrowersyjnych rzeczach, ale powiem ci, że jestem podekscytowany zaangażowaniem młodego pokolenia w kwestie ideowe. Także o tym mówi film, który zrobiłem w Polsce. Lecz o dużej zmianie pokoleniowej wolę opowiadać poprzez fikcję. Tak, by moje słowa nie miały wydźwięku politycznego. Według mnie więcej o kwestiach społecznych dowiemy się z dobrze opowiedzianej historii niż od ludzi podpisujących petycje. Nie chciałbym popierać listów przeciwko konkretnej osobie. Nie znaczy to, że nie zabieram głosu. „A Real Pain” opowiada o tym, jak pogodzić te współczesne problemy z historyczną traumą i bólem. 

Czyli preferujesz świat symboliki.

Używanie swojej platformy, by krytykować zachowanie innych osób publicznych, jest chyba nieskuteczne. Czasem mam wrażenie, że to wymyka się spod kontroli. Wierzę, że prawdziwą zmianę można osiągnąć przez pracę. 

Jesteś pisarzem, aktorem, reżyserem. Który z tych zawodów daje najwięcej spokoju i wytchnienia?

Pisanie. Pozostałe dwie prace wymagają zaangażowania setek osób. Pisanie przynosi spokój. Lecz z kolei zawód aktora daje wytchnienie. Uwalnia od emocji. W prawdziwym świecie nie wolno ci płakać. Uwielbiam ten aspekt gry i występów. Płaczesz całym sobą i nikt nie weźmie cię za dziwaka. Jako reżyser staram się z kolei pięknie i bezpośrednio pokazać postaci, które napisałem. 

Teraz grałem w filmie, który reżyserowałem, zatem cierpiałem na nieustanny brak czasu. Niekiedy nie miałem możliwości obejrzeć sceny, w której wystąpiłem, bo już robiliśmy następną. Świetnie, że pracowałem z Michałem Dymkiem. Jest łatwiej, gdy masz obok siebie geniusza. To on robił zdjęcia do „IO” Jerzego Skolimowskiego, który dostał ogrom nagród. Oraz „Sweat”, który jest moim ulubionym polskim filmem w ostatnim czasie. Bez Michała nie udałoby mi się zrobić tego filmu. 

Wspominasz o Jerzym Skolimowskim. Jakie kino cenisz?

Z amerykańskimi filmami niezależnymi jest obecnie masa problemów. Trudno znaleźć na nie finansowanie. Taki film jak „IO” nie miałby szans powstać w Stanach. W Polsce finansuje się filmy naprawdę odważne i mądre. Dlatego wierzę, że można tu robić kino artystyczne i ekstrawaganckie. Cenię filmy, które mają surowe kolory, sceny. A ty cenisz amerykańskie kino?

Niedawno napisałam pierwszy scenariusz. Historia jest współczesna, ale inspiruję się filmami z lat 90. – „Raportem pelikana”, „Czasem zabijania”. Te filmy obniżały moje lęki w młodości.

„Czas zabijania” to mój ulubiony film z czasu, gdy byłem dzieckiem. Miałem wtedy dużo niepokoju. Uspokajałem się podczas oglądania filmu. Pisanie to najlepszy zawód, by te lęki przezwyciężyć. 

Fot. Getty Images

Wiele osób na całym świecie żegnało Matthew Perry’ego. W swojej książce opowiedział o niepokoju i cierpieniu. Pisał: „Będę tak sławny, że cały ból, jaki w sobie nosiłem, roztopi się jak szron w świetle słońca, a wszelkie nowe zagrożenia będą się ode mnie odbijać”. Czy widzisz wiele lęków u aktorów? 

Zastanawiam się nad słowami, które przytoczyłaś. Kiedy odkryłem aktorstwo, po raz pierwszy poczułem się komfortowo. Mogłem przelać cały swój niepokój na postać, scenariusz lub historię. I to są zjawiska niezwykle pomocne. Lecz nie sława. Ona zabiera wszystko, co naturalne w twoim życiu. Wykrzywia je. Sława wyostrza lęki. Niekiedy zachowuję się dziwnie. Podczas small talku zadaję ludziom pytania „czy są szczęśliwi” i „co jest dla nich w życiu najistotniejsze”. To jest odbierane jako kontrowersyjne. A mnie naprawdę ciekawią ludzkie emocje. Kocham moją pracę, lecz nie lubię rozpoznawalności, która może odbierać naturalność. Nie chciałbym utracić wrażliwości w kontakcie z innymi.

Czy na tę wrażliwość miała wpływ praca twojej mamy?

Mama była klaunem. I podchodziła do pracy niezwykle poważnie. Uważała, że daje ludziom przestrzeń na wolę życia i wyrażanie prawdziwych emocji. Po mamie przejąłem profesjonalizm w absurdalnych sytuacjach. Grałem w filmach, w których walczyłem z zombie, i podchodziłem do tego całkowicie poważnie. 

Każdego ranka mama wstawała o szóstej rano, zakładała uroczą czapkę, splatała włosy w warkocze i nakładała kolorowy makijaż. Wkładała ogromny, czerwony strój. Po godzinach przygotowań wychodziła na przyjęcia urodzinowe dla dzieci. 

Pracowała także w szpitalach, gdzie zajmowała się wrażliwością międzykulturową. Sprawiała, że nieśmiali ludzie stawali się otwarci i wyraziści. Szczególnie potrafiła rozbawić zakłopotane dzieci. To było niesamowite! Obserwowałem, jak wychodziły z nabytej nieśmiałości i potrafiły wyrazić swoje uczucia. Może dzięki rodzinie, w której dorastałem, staram się, by moje scenariusze filmowe były listami złożonymi z uczuć. 

Jesse Eisenberg – nominowany do Oscara aktor, uznany dramaturg, autor i filmowiec. Urodzony w Nowym Jorku, jest częstym współpracownikiem „The New Yorkera”. Ma na koncie takie filmy jak „Lawirant”, „Walka żywiołów”, „Kraina przygód”, „The Social Network”, „Iluzja”, „Sobowtór”, „Night Moves”, „Koniec trasy”, „American Ultra”, „Głośniej od bomb”, „Batman v Superman: Świt sprawiedliwości”. Debiut reżyserski Eisenberga, „When You Finish Saving the World”, miał premierę na festiwalu filmowym Sundance w 2022 roku, gdzie zebrał entuzjastyczne recenzje.

Justyna Kopińska – dziennikarka, socjolożka. Doświadczenie zawodowe zdobywała w Stanach Zjednoczonych i Afryce Wschodniej. Jest laureatką Nagrody Dziennikarskiej Amnesty International – Pióro Nadziei. Otrzymała Nagrodę PAP im. Ryszarda Kapuścińskiego, Grand Press oraz Nagrodę Newsweeka im. Teresy Torańskiej. Dwukrotna laureatka Mediatorów. Autorka sześciu książek, m.in. „Czy Bóg wybaczy siostrze Bernadetcie”, „Polska odwraca oczy” i „Współczesna wojna”. Jako pierwsza dziennikarka z Polski otrzymała European Press Prize w kategorii „Distinguished Writing Award”. Współpracuje z Impact’24 jako ekspertka merytoryczna.

Justyna Kopińska
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. Jesse Eisenberg: Mój film „A Real Pain” to list miłosny do Polski
Proszę czekać..
Zamknij