Znaleziono 0 artykułów
10.03.2023

„W gorsecie”: Mit Sisi zburzony

10.03.2023
Fot. Materiały prasowe

„Ciaśniej!” – syczy co chwilę podczas wiązania gorsetu Vicky Krieps w roli cesarzowej Elżbiety, opętanej obsesją piękna. „W gorsecie” obnaża to, o czym poprzednie filmowe historie o Sisi milczały. Pogoń za doskonałością była jej obsesją, a wyjątkowa uroda przekleństwem. 

„Ona mnie przeraża” – mówi w pierwszej scenie służąca cesarzowej Elżbiety. „W gorsecie” austriackiej reżyserki Marie Kreutzer nie ma w sobie nic z bajkowej opowieści namalowanej przez Ernsta Marischkę w słynnej filmowej trylogii o Sisi z lat 50. XX w. W tamtych obrazach urocza Romy Schneider nie pokazuje środkowego palca, nie pali papierosów, nie buntuje się. Nie widzimy jej, gdy wstrzykuje sobie w żyłę heroinę. 

Natomiast Elżbiecie Marie Kreutzer daleko do mitu skrzętnie konstruowanego nie tylko przez samą Sisi i austriackie cesarstwo, lecz także przez popkulturę. W XIX w. Elżbieta była przecież uznawana za najpiękniejszą kobietę świata, uosobienie niedoścignionej perfekcji i delikatności. W najdroższych i najpiękniejszych kreacjach od Charlesa Fredericka Wortha (które na wiedeński dwór dostarczano specjalnie dla niej z Paryża) i z wplecionymi we włosy bezcennymi diamentowymi szarotkami od Köcherta stała się międzynarodową ikoną. Miała też niewyobrażalny majątek, pieniądze, pałace, służbę gotową spełniać każdą jej zachciankę. I miłość cesarza, swojego księcia z bajki. Brzmi jak życie marzeń?

Niszcząca obsesja piękna

Dopiero współcześnie rozprawiamy się z mitem księżniczki, przez dekady podtrzymywanym przez przemysł filmowy i baśnie, w których pocałunek księcia zapewnia bezkresne szczęście. „W gorsecie” zrywa z bajkowym życiem Sisi, ukazując jej ludzką twarz, ze wszystkimi kompleksami, wątpliwościami, demonami. Nie jest to film biograficzny – nie ma tu chronologii wydarzeń, nie wszystkie elementy fabuły to fakty historyczne – nie chodzi w nim o skrót biografii. Kreutzer nie funduje nam lekcji historii, ale odziera ikoniczną postać z ozdobionych złotą nicią, drogocennych kreacji, by wydobyć z niej to, co skrywała. W postaci czterdziestoletniej Sisi widzimy więc zagubioną piętnastolatkę, wyrwaną ze stosunkowo zwyczajnej codzienności. Pochodziła przecież z bocznej, niekoronowanej linii Wittelsbachów, odebrała więc dość luźne wychowanie. Nie była szykowana na cesarzową. Tę rolę miała objąć jej starsza siostra. Poniesiony uczuciami Franciszek Józef zdecydował jednak inaczej. Młoda nastolatka ruszyła więc w stronę Wiednia, gdzie raz na zawsze przyszło jej się pożegnać z wolnością, wartością, którą prawdopodobnie ceniła najbardziej. 

Fot. Materiały prasowe

Gorset, symbol zniewolenia, Kreutzer stawia w centralnym punkcie swojej opowieści. „Ciaśniej, jeszcze ciaśniej” – krzyczy co chwilę Vicky Krieps, doskonała w roli cesarzowej Elżbiety, obnażając przy tym desperacką próbę dążenia Sisi do perfekcji. Czyż nie na utrzymywaniu perfekcyjnego wizerunku polegała jej rola na wiedeńskim dworze? Franciszek Józef był od rządzenia, ona od reprezentowania cesarstwa. Kreutzer doskonale ukazuje, co dzieje się, gdy system odziera ze wszystkiego, pozostawiając jedynie wizerunek. Sisi była więc ciałem, urodą i robiła wszystko, by jak najdłużej zachować piękno. Spała w maseczkach z surowego mięsa (ze względu na kolagen), które nieruchomo utrzymywała na twarzy specjalnie wykonana skórzana maska, każdego dnia trzy godziny przeznaczała na czesanie włosów, codziennie uprawiała sport (co było wówczas w przypadku kobiet absolutnie rewolucyjne), a do tego poddawała się katorżniczej diecie. Uprawiała głodówki, a kiedy jadła, poprzestawała na mleku, wywarze z cielęcego mięsa lub koktajlu z surowych jajek. Najprawdopodobniej chorowała na anoreksję. Faktem jest, że to ona sprawiła, że sylwetka osy stała się popularnym trendem na salonach. Jej ściśnięta gorsetem talia mierzyła zaledwie 47 cm. Rekonstrukcja sylwetki cesarzowej w wiedeńskim Muzeum Sisi poraża smukłością. 

Buntowniczka Sisi na salonach 

Choć cesarskie stoły uginały się pod wykwintnymi potrawami, dla Sisi stały się kolejnymi symbolami uciemiężenia. Na niewiele spraw miała wpływ – jej kalendarzem rządziły królewskie obowiązki, zachowaniem etykieta, a ukochanymi dziećmi system. Ciało jednak mogła kontrolować. Zaczęła więc je trenować, doprowadzać do granic wyczerpania. Według podobnego schematu działała później lady Diana. Elżbieta w filmie Marie Kreutzer przyglądała się więc tłustym potrawom, a sama wybierała jako posiłek plasterek pomarańczy. Lubiła palić, jednego papierosa odpalała od drugiego, co jest kolejnym faktem, o jakim dotąd nie opowiadały filmowe historie o Sisi. 

Na przekór establishmentowi ostentacyjnie zrywała z etykietą, wielokrotnie przekraczając granice. Ku przerażeniu dam dworu, zrobiła na swojej lewej łopatce tatuaż – kotwicę. W drugiej połowie XIX w. podkreślano, że nie jest to w pełni bezpieczne. Lekarze przestrzegali przed możliwością zarażenia się w ten sposób chorobami zakaźnymi, w tym wenerycznymi. Sisi była przecież cesarzową, matką następcy tronu. Jej zachowanie uznawano więc za wyjątkowo bezmyślne. 

Cesarzowa marzy o wolności

„Po czterdziestce kobieta zaczyna znikać, wtapiać się w przestrzeń” – słyszymy od cesarzowej w filmie Kreutzer. Zgryźliwe komentarze, jakie Sisi słyszy na temat swojego wyglądu, cery, sylwetki rozdrapują rany i potęgują chęć ucieczki. Elżbieta coraz rzadziej chce być w Wiedniu. Obojętna staje się dla niej nawet niepewność pozycji monarchii w Europie. 

A przecież cesarzowa powinna być na miejscu, u boku męża, a nie uciekać od obowiązków. Szczególnie że doskonale wiedziała, z czym podobna niesubordynacja i skupione na sobie podejście mogą się wiązać. Przecież ciotka (siostra pradziadka) Franciszka Józefa, Maria Antonina, skończyła pod francuską gilotyną. Na melancholie i stany depresyjne lekarz przepisywał Sisi heroinę lub kokainę, wówczas uznawane za skuteczny, nieszkodliwy dla zdrowia lek poprawiający samopoczucie. Strzykawki Elżbiety wraz z pudełkami, w których je przechowywała, można dzisiaj obejrzeć w Muzeum Sisi. 

„W gorsecie”, choć pokazuje pełne złoceń pałace, zrywa z wizerunkiem bajkowej Sisi i jej wielkiej miłości, co przedstawiał w swoich filmach Ernst Marischka. Oglądamy tym razem surowe, okrutne, bezlitosne i bezcelowe życie, pokazane jednak w sposób wizualnie piękny, pełen empatii. Czuć, że o kobiecie opowiada kobieta. Kreutzer próbuje zrozumieć Sisi. 

Cesarzowa tak mocno dbała o wizerunek i własny mit, że – choć zmarła w wieku 61 lat – nie wiemy, jak wyglądała po trzydziestce. Właśnie jako trzydziestolatka po raz ostatni pozwoliła sobie zrobić zdjęcie. Po czterdziestce nigdy nie pozowała już do portretów, które to podobizny i tak polecała odmładzać. Zawsze miała przy sobie wachlarz, którym zasłaniała twarz, gdyby w okolicy chowali się fotografowie, chętni uchwycić, jak wygląda najpiękniejsza kobieta Europy. 

Elżbieta w tytułowym gorsecie dusi się, pałacowe pomieszczenia niebezpiecznie kurczą się dla niej, odcinając tlen. Doskwiera jej życie, które wybrał za nią los. Vicky Krieps doskonale ukazuje różnorodne emocje, które miotają Sisi. Pokazuje też, że w każdej z nas jest jakiś element takich przeżyć, bo przecież każda z nas próbuje sprostać oczekiwaniom. 

Historycy starali się zlepić osobowość słynnej cesarzowej ze szczątków tego, co po niej zostało (dzienników, relacji przyjaciół). Wszystko wskazuje na to, że „W gorsecie” bardzo trafnie oddaje charakter Sisi. Widzimy ją z papierosem w ustach, tatuażem na lewej łopatce, desperacko pragnącą niezależności. I właśnie dla wolności bohaterka „W gorsecie” jest w stanie zrobić największe głupstwa.

Kara Becker
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. „W gorsecie”: Mit Sisi zburzony
Proszę czekać..
Zamknij