Znaleziono 0 artykułów
16.02.2024

Świetne seriale, które powinny były skończyć się po pierwszym sezonie

Nawet najbardziej kultowe seriale wszech czasów skorzystałyby na formule miniserii. Jakie tytuły powinny były skończyć się po pierwszym sezonie? (Fot. materiały prasowe)

Podczas gdy część świetnych seriali nie doczekała upragnionego finału, inne zwyczajnie trwały za długo. Oto nasz subiektywny ranking tytułów, które znacznie lepiej sprawdziłyby się jako limitowane serie.

„Zagubieni”: Wyspa tajemnic

Wszystkie odcinki ulubionego serialu za wami? To dobry moment, żeby zastanowić się, czy dany tytuł potrzebował ich aż tyle. (Fot. materiały prasowe)

„Zagubieni” są wzorowym przykładem produkcji, która świetnie sprawdziłaby się jako emocjonująca miniseria. Po świetnym pierwszym odcinku serial stopniowo tracił na rozpędzie, przedstawiając kolejne poziomy tajemnic, metafor i planów czasowych. Gdyby jednak twórcy ograniczyli historię do losów garstki rozbitków lotu Oceanic 815 i ich zmagań z trudną przeszłością, otrzymalibyśmy trzymający w napięciu serial o satysfakcjonującym finale. Znacznie lepszym od tego, który dostaliśmy naprawdę.

Gdzie oglądać? Na Disney+.

„Wielkie kłamstewka”: Mniej znaczy więcej

(Fot. materiały prasowe)

Choć drugi sezon serialu dał nam niezapomnianą scenę z Meryl Streep, utrwaloną po wsze czasy w niezliczonych memach, to musimy przyznać, że obylibyśmy się bez niego. Jak wiele seriali kryminalnych, „Wielkie kłamstewka” zyskałyby wiele jako limitowana seria. Finałowy odcinek pierwszego sezonu dostarczył widzom odpowiedzi na wszystkie nurtujące ich pytania, a zarazem pozostawił przestrzeń na snucie fanowskich teorii o tym, co wydarzyło się dalej. Kurtyna.

Gdzie oglądać? Na HBO Max.

„The Affair”: Koniec miłości

Spośród najchętniej oglądanych seriali Netflix, HBO Max i Disney+ wybieramy te tytuły, które powinny były skończyć się wcześniej. (Fot. materiały prasowe)

Pierwszy sezon „The Affair” oferował zniuansowany obraz współczesnych związków, relacji damsko-męskich i niewierności, przyglądając się tytułowemu romansowi z różnych perspektyw. Produkcja otrzymała nawet Złoty Glob w kategorii dramatycznej. Niestety, w kolejnych sezonach fascynujące studium miłości coraz częściej przypominało zwyczajny melodramat. Przedłużana na siłę opowieść sprawiła, że widzowie stracili całą empatię dla głównych bohaterów, co, zdaniem twórców, było ich największą porażką.

Gdzie oglądać? Na platformie Netflix.

„Westworld”: Bez końca

(Fot. materiały prasowe)

Podobne wrażenia mieli widzowie „Westworld”. Pierwszy sezon produkcji o androidach poddawanych najróżniejszym okrucieństwom dla rozrywki mas to wciąż jeden najlepszych seriali science-fiction. Niestety w kolejnych odsłonach oryginalny pomysł zaczął się rozmywać, a serial coraz częściej przypominał po prostu karnawał przemocy. Na dodatek nagła decyzja HBO Max, by zakończyć produkcję, pozostawiła wiele wątków bez rozwiązania. Zarówno krytycy, jak i twórcy są dziś zgodni, że „Westworld” przegapiło moment, by zejść ze sceny na własnych zasadach.

Gdzie oglądać? Na HBO Max.

„Russian Doll”: Dzień świstaka

Zbyt wiele sezonów to wada wielu seriali kryminalnych, choć zdarza się to również produkcjom komediowym, kostiumowym i obyczajowym. (Fot. materiały prasowe)

Osobiście należę do grona apologetów drugiego sezonu serialu z Natashą Lyonne w roli głównej. Znakomita większość fanów „Russian Doll” uważa jednak, że kontynuacja serii była zwyczajnie niepotrzebna. Oryginalna formuła, czyli „Dzień świstaka” trzydziestolatki w kryzysie, sprawdziła się świetnie na przestrzeni kilku wciągających odcinków, od których nie sposób było się oderwać. Powtórka z rozrywki nie oferowała tych samych wrażeń. Nic więc dziwnego, że rozczarowani wielbiciele serii mają w zwyczaju pomijać drugi sezon.

Gdzie oglądać? Na platformie Netflix.

„Servant”: Zbyt wiele tajemnic

(Fot. materiały prasowe)

Sukces „Servant” najwyraźniej zaskoczył samego producenta i reżysera serii M. Night Shyamalana, dla którego mroczna produkcja o zmagającym się z traumą małżeństwie i tajemniczej niani ich dziecka okazała się wielkim powrotem do formy z czasów „Znaków” czy „Osady”. Być może dlatego z biegiem sezonów ma się wrażenie, że sami twórcy nie wiedzą, dokąd zmierza opowiadana historia. To, co początkowo zapowiadało się jako klimatyczny serial fantasy, z czasem stało się jedynie frustrującą sumą zagadek bez odpowiedzi. A szkoda.

Gdzie oglądać? Na Apple TV+.

„American Horror Story”: Sztuka umiaru

Satysfakcjonujący finał historii bohaterów serialu to podstawa dobrej produkcji. Niestety nie brakuje twórców, którzy o tym zapominają. (Fot. materiały prasowe)

Antologie to świetna formuła na podtrzymanie zainteresowania serialem, o czym świadczy popularność „Białego Lotosu”. Nawet tego typu produkcje muszą jednak w końcu dobiec końca. Najlepszym tego przykładem jest „American Horror Story”. Pierwsza odsłona serii, poświęcona rodzinie zamieszkującej nawiedzoną posiadłość, miała wszystko, co trzeba – wciągającą tajemnicę, świetną obsadę i wiralowe momenty, wokół których prowadzono zacięte dyskusje na Tumblr. Każda kolejna próba (z wyjątkiem trzeciego sezonu) okazała się jedynie słabą imitacją „Nawiedzonego domu”. Mimo to antologia wciąż trwa, a niedawno na platformę trafił... trzynasty sezon serialu.

Gdzie oglądać? Na Disney+.

Zobacz także:

Julia Właszczuk
  1. Kultura
  2. Kino i TV
  3. Świetne seriale, które powinny były skończyć się po pierwszym sezonie
Proszę czekać..
Zamknij