Irlandzki aktor Barry Keoghan za rolę socjopaty w kultowym filmie „Saltburn” w reżyserii Emerald Fennell nie otrzymał nominacji do Oscara. Ale zdobył o wiele więcej – status najgorętszego gwiazdora Hollywood. Jak osierocony chłopak z Dublina trafił do słonecznego LA?
Chłopcu imieniem Brando pisana jest sława. Tak nazwał syna, dziś półtorarocznego, najgorętszy aktor Hollywood. Sam nosi skromne imię – Barry. I irlandzkie nazwisko, które mało kto w Los Angeles potrafi poprawnie wymówić. Ale po filmie „Saltburn” w reżyserii Emerald Fennell każdy je zapamiętał – „Keoghan”. Trzydziestoletni dublińczyk ułatwia fanom i krytykom zadanie, tłumacząc, że w tym słowie kryje się gaelickie określenie wilka. „Cano” oznaczało dosłownie „wilcze szczenię”. Keoghan bez obciachu wyje więc do księżyca, najchętniej pod rozgwieżdżonym niebem Los Angeles. Wyje z wdzięczności. – Nigdy nie byłem tak szczęśliwy – mówił w wywiadzie okładkowym dla „GQ”. Słońce w Mieście Aniołów go syci, a on z mieszaniną niedowierzania i satysfakcji spogląda na napis „Hollywood”, pławi się w luksusie, wiedząc, że „to miejsce nie jest rzeczywiste”. – I bardzo dalekie od miasta, w którym się wychowałem – wspomina.
Barry Keoghan: Aktor, który nie boi się grać prawdy
Przyszedł na świat w 1992 roku w Dublinie, a dokładniej, w okrytym niesławą centrum irlandzkiej stolicy, gdzie mieszkali tacy jak on – dzieciaki z rozbitych rodzin, wykolejeńcy, narkomani. Barry i jego brat wychowali się bez ojca. Matka, Debbie, przedawkowała heroinę, gdy syn miał zaledwie 12 lat. Gdy umierała, Barry już z nią nie mieszkał – nie była w stanie zająć się chłopcami. W ciągu siedmiu lat, które dzieliły ich od dorosłości, przygarnęło ich kilka rodzin zastępczych. W końcu Keoghan wprowadził się do babci. O mamie nigdy jednak nie zapomniał. – Chciałbym cieszyć się z nią moimi sukcesami – tłumaczy.
Mama i syn mieliby co celebrować – rok temu aktor otrzymał nominację do Oscara za drugoplanową rolę w „Duchach Inisherin”, a w tym roku zagrał w filmie, który co prawda Akademia zignorowała, ale widzowie uznali za kultowy. Dla „Saltburn” Keoghan był gotowy na wszystko – w scenariuszu filmu miał zapisane spijanie wody z wanny, w której wcześniej masturbował się jego bogaty przyjaciel, kopulowanie z grobem tego, którego doprowadził do śmierci, nagi taniec w pałacu odebranym prawowitym właścicielom. Jako socjopata Oliver Quick aspirujący do życia pięknych, bogatych i zblazowanych arystokratów przeraża „spojrzeniem rekina”, jak określiła to Emerald Fennell.
Nazwisko reżyserki aktor zapisał sobie wcześniej w telefonie pod hasłem „z tymi twórcami chcę pracować”. Udało mu się już zrealizować kilka takich celów – u Christophera Nolana wystąpił w wojennej „Dunkierce”, u Giorgosa Lanthimosa, też w roli socjopaty, w „Zabiciu świętego jelenia” (– Nie boi się grać prawdy – mówi o nim reżyser), u Chloé Zhao jako jeden z tytułowych marvelowskich „Eternals”, a u Martina McDonagha w „Duchach Inisherin”. Każde z tych doświadczeń chciałby powtórzyć. Na liście znaleźli się jeszcze Wes Anderson, Barry Jenkins i Greta Gerwig. Pewnie się uda, bo Barry już tak ma, że jego marzenia się spełniają. W Hollywood poznał swoich idoli, Daniela Day-Lewisa i Leonarda DiCaprio. Obaj pochwalili jego talent.
Sportowa dyscyplina w drodze do Hollywood
A zabłysnął – jeszcze jako nastolatek, jeszcze w Irlandii – w projekcie „Between the Canals” (2011). Tak długo pisał do reżysera, Marka O’Connora, że ten postanowił zatrudnić chłopaka, który odpowiedział na casting. Barry mógł pochwalić się dwoma atutami, o których mówił opis poszukiwanego aktora – posiadał offroadowy motocykl i nie miał aktorskiego wykształcenia. Już wtedy dysponował doświadczeniem. Zbierał owacje na stojąco za szkolne przedstawienia, ale szkoła zabroniła mu występować na scenie, bo „pajacował”. Dziś tłumaczy swoje zachowanie dwojako – po pierwsze, świetnie się czuł jako klasowy błazen, dzięki któremu wszyscy się śmiali, a po drugie, żył z niezdiagnozowanym wówczas ADHD. Leki bierze dopiero od niedawna. – Kiedyś moje myśli przypominały korek na autostradzie, gdzie wszyscy na siebie trąbią. Dziś każdy samochód przejeżdża po kolei na światłach – tłumaczy. Może niespożyta energia – ta jaśniejsza strona zespołu nadpobudliwości ruchowej – kazała Keoghanowi działać, mimo przeciwieństw losów, które złamałyby wielu. Po „Between the Canals” uczył się aktorstwa w The Factory – uznawanej raczej za przyjacielską grupę wsparcia niż prawdziwą szkołę. Już wtedy manifestował, jak mówimy dziś o wysyłaniu w świat swoich pragnień, wizualizując sukces, który chciał osiągnąć. Szefa Marvela Stana Lee oznaczył na Twitterze (teraz X), prosząc, by uczynił go superbohaterem (w „Eternals” z 2021 zagrał nieśmiertelnego boga).
Wszyscy w Hollywood podziwiają ambicję, wytrwałość, zawziętość irlandzkiego aktora. Gdy miał grać w „Duchach Inisherin”, zachorował na martwicze zapalenie powięzi. Infekcja może powodować śmierć. Keoghanowi chciano amputować rękę. Cudem wyzdrowiał. – Widzimy się na planie w przyszłym tygodniu – powiedział reżyserowi, który odwiedził go w szpitalu. Gdy latem 2022 roku rodził się Marlon, Fennell dała swojemu gwiazdorowi tylko jeden dzień wolnego (co swoją drogą nie świadczy najlepiej o higienie pracy na planie filmu). Keoghan przyjął te warunki, zostawiając Alyson, ówczesną partnerkę, matkę Marlona, samą. Czy Barry traktuje to w kategoriach poświęcenia? Chyba marzył o kinie tak mocno i od tak dawna, że dla Hollywood zrobi wszystko. A może samozaparcia nauczyły go traumatyczne doświadczenia z dzieciństwa. A może dyscyplinę dał mu sport – kiedyś chciał zostać bokserem albo piłkarzem, dziś wciąż trenuje boks. I robi jeszcze sto innych rzeczy – pozuje się na czerwonym dywanie w oryginalnych garniturach, „flirtuje” z „bratem” Jacobem Elordim, spełnia chłopięcą fantazję o graniu pilota, występując w serialu „Władcy przestworzy”. Barry zachłysnął się sławą, co w jego przypadku wcale nie brzmi pejoratywnie. Zwyczajnie się cieszy, że on, sierota, Freak Man, jak o sobie mówi, wilcze szczenię, opala się pod słońcem Kalifornii.
Zaloguj się, aby zostawić komentarz.