Znaleziono 0 artykułów
14.10.2022

Zbigniew Preisner: Jeszcze nie wszystko stracone

14.10.2022
(Fot. Anna Włoch)

„Bądźcie czujni. Nie możemy być obojętni” – przekonuje Zbigniew Preisner. Rozmawiamy z kompozytorem o jego najnowszej płycie „Its Not Too Late”, którą nagrał z Lisą Gerrard, o utraconym świecie, jego drugim domu, czyli Grecji, oraz o sile ciszy.

Jeszcze nie jest za późno. Najnowsza płyta Zbigniewa Preisnera „Its Not Too Late”, stworzona we współpracy z Lisą Gerrard, ma skłonić do działania, nie tylko do refleksji. „Zwracam się do wszystkich, w których sercach jeszcze są pokój, sprawiedliwość i myślenie o lepszym jutrze. Bądźcie czujni. Nie możemy być obojętni” – pisze w swoistym manifeście dołączonym do albumu. Spotykamy się online. Dzielą nas ponad dwa tysiące kilometrów, bowiem kompozytor spędza czas w swoim drugim domu, w Grecji.

Co sprawiło, że postanowił pan zostać w Grecji na dłużej?

Przyjechałem tu po raz pierwszy, żeby pracować nad muzyką filmową w 1995 roku, i od razu poczułem, że jest to mój kraj. Sześć lat temu kupiłem dom na wyspie Rodos i obecnie mam tu więcej przyjaciół niż w Polsce. Poznałem fantastycznych ludzi – właścicieli restauracji, ale i tych, którzy piastowali stanowiska w tutejszym Ministerstwie Kultury i Sztuki.

Jak tylko kupiłem ten dom, spotkała mnie niesamowita historia. To był 15 sierpnia, dzień maryjnego święta Panigiri. Razem z kolegą z Polski świętowaliśmy w miejscowości Asklipio, gdzie na ulicach i placu głównym bawiły się tysiące ludzi. Otwarte stragany, bary z przekąskami i alkoholem, orkiestra grała od 21 do piątej rano. Bez przerwy. Bawiliśmy się do trzeciej w nocy i obserwowaliśmy jedynie radość. Żadnych rozrób, bijatyk, policjantów czy nawet ochrony. Mój kolega powiedział wtedy: „Wiesz jaka jest różnica miedzy Polską a Grecją? 3000 lat kultury.”. I właśnie to mnie do Grecji przyciągnęło. Tu ludzie są mniej zestresowani, przyjaźniej do siebie nastawieni. Nie mówiąc już o tym, jak dobra jest kuchnia. To wszystko ma bardzo ludzki wymiar. Tutaj myślę, piszę i odpoczywam. Wcześniej przez 18 lat mieszkałem w Szwajcarii i nie napisałem tam ani jednej nuty.

Czego brakowało panu w Szwajcarii?

Może było tam za pięknie, zbyt bezpiecznie? Może życie było zbyt łatwe? Może to nie był tak naprawdę mój dom? Nie mam bladego pojęcia. Mieszkałem w chalecie z 1798 roku. Dookoła piękno – doskonałe wystawy, genialnie rozwinięte koncerty symfoniczne. Tam jednak nic się nie tworzy. W Szwajcarii liczą się zegarki i czekolada.

W jednym z wywiadów mówił pan, że powinnością artysty jest opowiadanie poprzez świat, w którym się żyje, o świecie, o którym się marzy. Dowodem na to jest „Its Not Too Late”?

Tę płytę nagrywaliśmy z Lisą Gerrard w 2016 roku, podczas improwizowanej sesji w bobowskiej synagodze, wśród setek świec. Jakbyśmy przeczuwali, że coś się wydarzy. Nagrywaliśmy przed rozpoczęciem wojny w Ukrainie, ale już wtedy niepokoiło mnie to, co mentalnie działo się w Europie. Miałem przeczucie, że to wszystko może się dla nas bardzo źle skończyć. Pracę nad płytą postanowiłem zamknąć w trakcie pandemii, siedząc w domu podczas głębokiego lockdownu. Kiedy wybuchła wojna, wszystko złożyło się w spójne opowiadanie. Z jednej strony mamy niezwykłą łatwość kontaktu, porozumienia, słuchania i wypuszczania muzyki, a z drugiej coraz mniej rozmawiamy. Wszystko, co teraz dzieje się zarówno w Polsce, jak i na świecie, wynika z jakiegoś zapomnienia, kompleksów narodów. Sytuacja w Europie nie napawa optymizmem.

Płytę zamyka utwór „Into the Light”. Ma pan nadzieję, że nie wszystko jeszcze stracone?

Nadzieja zawsze umiera ostatnia, więc oczywiście, że ją mam. Mam nadzieję, że ludzie się opamiętają, a szczególnie, że opamięta się Rosja. Zdaję sobie sprawę z tego, jak wielki jest tam reżim i że za krytykę władzy idzie się do więzienia na paręnaście lat, ale trzeba pamiętać, że Rosja to też kraj wielkich przywódców kultury – wielkich filozofów, pisarzy, twórców. To kraj filmów Tarkowskiego, muzyki Strawińskiego i pióra noblisty Sołżenicyna. Mam nadzieję, że ten naród wreszcie otrzeźwieje.

„Zwracam się do wszystkich, w których sercach jeszcze są pokój, sprawiedliwość i myślenie o lepszym jutrze. Bądźcie czujni. Nie możemy być obojętni. Jeszcze nie jest za późno” – to słowa, które możemy przeczytać na pana najnowszej płycie. Odczytuję to jako apel do młodego pokolenia.

Mam wrażenie, że właśnie młode pokolenie jest konformistycznie nastawione. Mogą jeździć po świecie, pracować gdzie i jak chcą. W Londynie jest masa świetnie wykształconych Polaków. Żałuję, że ludzie po dwóch czy trzech fakultetach pracują w restauracjach, ale rozumiem też, że wolą żyć w miejscu, gdzie czują się bezpiecznie, zarabiają dobre pieniądze i wiedzą, że prawo nie zmieni się z dnia na dzień. Wolą wyjechać, niż zostać w Polsce i walczyć. Młodych ludzi brakuje głównie w polityce. Powiem szczerze, że gdyby we Francji podnieśli opłaty za energię o 900 %, gwarantuję, że na ulicach Paryża protestowałoby już 20 milionów rozwścieczonych obywateli.

 

 

Jeden z utworów na pana płycie nosi tytuł „Searching For A Lost World”. Czym jest ten utracony świat?

To świat utraconej nadziei i klarowanej wizji przyszłości, dla mnie to również kompletna pauperyzacja kultury. Nie mówię jedynie o muzyce, ale i o programach telewizyjnych, serialach. Moje pokolenie wychowywało się na wielkich filmach, literaturze, poezji. Autorytetami byli Jerzy Turowicz, profesor medycyny i eseista Andrzej Szczeklik, Marek Grechuta czy Ewa Demarczyk. Dzisiaj gwiazdą jest osoba, która wychodzi przed ściankę i większość nie ma pojęcia, czym się przysłużyła, by tam się znaleźć.

Czy jest ktoś, kogo ze współczesnych twórców lubi pan słuchać?

Rzadko słucham muzyki, ale jeśli już słucham, to czegoś, co bardzo dobrze znam, jak Radiohead, Pink Floyd czy Czesław Niemen. Jest parę jaskółek młodego pokolenia, na przykład Billie Eilish – wybitna osoba, która wszystko ma przemyślane. Tworzy muzykę z głową, jej piosenki autentycznie są o czymś. Podobnie jak Björk, której ostatnia płyta jest niesamowita.

Drugi utwór na płycie nosi tytuł „Im Praying for Silence”. Czym jest cisza dla człowieka, który żyje dźwiękiem?

Najpiękniejszą muzyką. Tylko żeby tę ciszę usłyszeć, trzeba zagrać coś przed nią i po niej. W filmach Ingmara Bergmana nie było zupełnie muzyki, u Andrieja Tarkowskiego mamy może kilka dźwięków. Kiedy pracowaliśmy wspólnie z Krzysztofem Kieślowskim, tej muzyki też nie było dużo. Choć może się wydawać, że w „Podwójnym życiu Weroniki” czy „Trzech kolorach” muzyka gra cały czas, to może łącznie w każdym z tych filmów było 20 minut dźwięku. Przez to, że ta muzyka była kreatywna, cisza miała możliwość zabrzmieć. Dobra muzyka filmowa coś antycypuje, jest narratywna. Niekoniecznie trzeba jej dużo, niekoniecznie trzeba wielkich orkiestr czy bandów. Czasami wystarczą trzy dźwięki na fortepianie. W życiu prywatnym kocham ciszę. Zdecydowanie bardziej od słuchania muzyki wolę czytanie książek.

Z Lisą Gerrard współpracujecie od lat. Rozumiecie się już bez słów?​

My się bardzo blisko przyjaźnimy. Jak Lisa ma trasę koncertową w Europie, zazwyczaj przyjeżdża nas odwiedzić. Dzięki temu zresztą powstała płyta „Its Not Too Late”. Lisa jest wyjątkową artystką – niesamowicie wrażliwą i obdarzaną niezwykłą wyobraźnią. Ludzie często mnie pytają, w jakim ona śpiewa języku. W swoim. To jest jej metajęzyk. Dlatego tak ważne są tytuły utworów, bo to przez nie można odczytać, co chce przekazać.

Jakie przed panem kolejne muzyczne wyzwania?

Piszę, kiedy mam coś ważnego do powiedzenia. Na przełomie kwietnia i maja przepłynąłem 450 kilometrów rzeką Kolorado, z każdej strony podziwiając Wielki Kanion. Spędziłem osiem dni pod namiotem. Było to dla mnie niezwykle poruszające i metafizyczne doznanie. Kto tylko ma taką możliwość, zdecydowanie powinien zobaczyć ten cud natury na żywo, przynajmniej każdy artysta. Kiedy płynie się meandrami tej rzeki, ma się wrażenie, jakby na horyzoncie rysowały się zamki. Dopiero po zbliżeniu, zdajemy sobie, że są to skały, wyrzeźbione siłami natury. Po tej wyprawie zacząłem pracować nad płytą, której premiera będzie już na początku przyszłego roku.

Co poradziłby pan młodym artystom?

Bądźcie sobą, myślcie o tym, co chcecie przekazać innym. Nie poddawajcie się modom i blichtrowi, który zewsząd nas otacza. I co najważniejsze – nie słuchajcie fałszywych proroków.

„It's Not Too Late”, Zbigniew Preisner & Lisa Gerrard, Preisner Productions

Kara Becker
  1. Kultura
  2. Sztuka
  3. Zbigniew Preisner: Jeszcze nie wszystko stracone
Proszę czekać..
Zamknij