Znaleziono 0 artykułów
02.05.2024

„Na samą myśl o tobie” to najlepsza komedia romantyczna 2024 roku

02.05.2024
Nicholas Galitzine i Anne Hathaway (Fot. materiały prasowe)

„Na samą myśl o tobie” z Anne Hathaway na Prime Video ma szansę stać się hitem 2024 roku. Przywraca wiarę i w komedię romantyczną, i w miłość po czterdziestce.

Amerykańska aktorka Anne Hathaway promując komedię romantyczną „Na samą myśl o tobie”, udzieliła wielu szczerych wywiadów. Opowiedziała, że na castingach do filmów w latach 2000. kazano jej całować się z licznymi kolegami po fachu, by sprawdzić, z którym łączy ją chemia. Przyznała też, że za długo grywała grzeczną dziewczynkę – nie potrafiła postawić na swoim, powiedzieć nie. 

Wydaje się, że gwiazda, która w 2022 r. świętowała 40. urodziny, nareszcie wie, czego chce. Jako szczęśliwa żona, matka dwójki dzieci i laureatka Oscara rozdaje karty w Hollywood. Na własnych zasadach powraca też do gatunku filmowego, którym zasłynęła na początku kariery. Jako jedna z królowych komedii romantycznych zaczynała od ról nastolatek. Teraz wciela się w swoje rówieśniczki. W ekranizacji bestsellerowej powieści „Na samą myśl o tobie” autorstwa Robinne Lee zadaje kłam twierdzeniu, że po czterdziestce nie da się zakochać. 

„Na samą myśl o tobie” to komedia romantyczna idealna na majówkę 

Zbliżająca się do czterdziestki rozwódka Solène (Anne Hathaway) wychowuje nastoletnią Izzy (Ella Rubin), córkę z małżeństwa z zadufanym w sobie Danielem (Reid Scott). Narcystyczny eks w ostatniej chwili zrzuca na nią obowiązek zawiezienia Izzy na Coachellę. Zafundował jej i jej paczce spotkanie z członkami ich ulubionego zespołu August Moon (ulubionego jeszcze rok temu, teraz dziewczyna woli „zbuntowane feministki”, takie jak St. Vincent). Podczas gdy dzieciaki bawią się pod sceną, Solène przypadkiem poznaje Hayesa (Nicholas Galitzine), frontmana boysbandu, którego Izzie słuchała. Młodszy o kilkanaście lat chłopak nie ukrywa fascynacji dojrzałą kobietą. Po festiwalu znajduje galerię sztuki, którą Solène prowadzi. W scenie przypominającej kultowy moment z „Notting Hill” (motyw zostanie zresztą jeszcze w filmie powtórzony) dwudziestoletni amant przekonuje do randki zdystansowaną na początku czterdziestolatkę. Choć Solène wielokrotnie wycofa się ze swojej decyzji, by umawiać się z supersławnym młodzieńcem, okaże się, że związek z młodszym o pół pokolenia gwiazdorem uleczy jej złamane serce.

Nicholas Galitzine i Anne Hathaway (Fot. materiały prasowe)

Czy każdej czterdziestolatce przydałaby się taka rewolucja w życiu, jaką funduje sobie Solène?

Wątpliwości targają Solène niejednokrotnie – nie za sprawą niedojrzałości Hayesa (ten wykazuje się niezwykłą samoświadomością, jak na swój wiek) ani nawet poziomu jego popularności, która wiąże się z koczującymi wszędzie groupies i paparazzich. Matka czuje, że krzywdzi swoją córkę, która przecież kiedyś kochała się w chłopaku z plakatu. A poza tym Izzy chce widzieć w swojej mamie stateczną kobietę, a nie zadurzoną trzpiotkę. Sprzeciw zgłasza oczywiście także były mąż, który dopiero pod wpływem związku porzuconej żony z innym mężczyzną rozumie, co stracił. Solène dostaje się też od fanek August Moon, które w bezlitosny sposób uprawiają slut-shaming, zazdrosne, że Hayes wybrał dojrzałą kobietę. 

Kino zdaje się wciąż oswajać publiczność oraz producentów z historiami miłosnymi, w których to ona jest starsza od niego. Reżyser Michael Showalter zatrudnił przecież Anne Hathaway, która nigdy nie wyglądała lepiej niż po czterdziestce, a nie jej przeciętną rówieśniczkę z coraz bardziej widocznymi zmarszczkami. To nic nowego ani dziwnego, że gwiazdy Hollywood nie zawsze stanowią wiarygodną reprezentację „zwykłych” kobiet. Ale clou „Na samą myśl o tobie” to nie olśniewająca uroda Solène, tylko wszystko to, czego nie ma dwudziestolatka – doświadczenie zawodowe, świadomość siebie, ugruntowanie życiowe. Właśnie te cechy Hayesa w Solène pociągają, a czterdziestoletnie widzki nie mogą przestać się uśmiechać, oglądając nową komedię romantyczną. 

Film „Na samą myśl o tobie” przywraca wiarę w komedie romantyczne 

„Na samą myśl o tobie” nie rewolucjonizuje gatunku, ale zaspokaja głód filmów o miłości, które Hollywood od jakiegoś czasu zaniedbuje. Próbowano wskrzesić komedie romantyczne filmem „Tylko nie ty” z Sydney Sweeney i Glenem Powellem, ale idealne ciała odtwórców głównych oglądało się jak pozbawione życia figury woskowe. W „Na samą myśl o tobie” – jak w klasycznych romansach – humor towarzyszy melancholii, potknięcia chwilom euforii, a gorąca namiętność – pełnym ciepła rozmowom o życiu, dzięki którym bohaterowie rozumieją, że są dla siebie stworzeni. Jeszcze jeden niezbędny komponent? Zakochani powinni pochodzić z dwóch różnych światów, które – jak się okazuje – łatwo do siebie zbliżyć. O gwiazdach, które pokochały normalsów, już było. O starszych mężczyznach i młodych kobietach też. I o miłości ponad różnymi podziałami. Historia miłości czterdziestolatki do dwudziestolatka to wciąż ewenement, co nie najlepiej świadczy i o przemyśle filmowym, i o społecznej akceptacji związków z dużą różnicą wieku.

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij