Znaleziono 0 artykułów
01.03.2024

Komedia romantyczna „Tylko nie ty” nie zadowoli fanów romansów

01.03.2024
Komedia romantyczna „Tylko nie ty” z Sydney Sweeney i Glenem Powellem (Fot. materiały prasowe)

Gdyby komedia romantyczna „Tylko nie ty” z Sydney Sweeney i Glenem Powellem trafiła na platformę streamingową, można by ją obejrzeć w przyspieszonym tempie. W kinie na produkcji Willa Glucka wysiedzieć się zwyczajnie nie da. Romans z udziałem gorącej pary aktorskiej nie ma szans uratować ginącego gatunku filmowego. 

Każdą dekadą rządzą inne królowe komedii romantycznych. W latach 90. właściwie wystarczyło zatrudnić Meg Ryan, Julię Roberts czy Jennifer Lopez, by zagwarantować produkcji sukces. W latach 2000. pałeczkę przejęła Kate Hudson. Potem nadeszły lata chude, gdy kręcono filmy pokroju „500 dni miłości”, mające stanowić odtrutkę na przesłodzone historie miłosne poprzednich lat. Wraz z upowszechnieniem się platform streamingowych komedie romantyczne powróciły, ale często w niskobudżetowym, naiwnym, naprędce zrealizowanym wydaniu. Dość wymienić gwiazdkowe produkcyjniaki Netflixa z „Niezapomnianymi świętami” na czele (15 marca premiera kolejnego filmu z Lindsay Lohan, „Irlandzkie życzenie”). Równolegle do kin trafiają romantyczne filmy, które wychodzą poza schemat, pokazując np. tęczowe związki. Dlaczego do kin trafił film „Tylko nie ty” Willa Glucka, nie wiadomo. Romans z Sydney Sweeney i Glenem Powellem doskonale sprawdziłby się w telewizji.

Banalna, błaha, przewidywalna produkcja zapewne w ogóle by nie zaistniała, gdyby nie rzekomy skandal, w który wplątali się odtwórcy głównych ról. W czasie zdjęć para aktorska ponoć miała się ku sobie, choć oboje pozostawali wówczas w stałych związkach. Na czerwonych dywanach można było wyczuć chemię między Sweeney a Powellem, ale oboje zaprzeczali, jakoby łączyło ich coś więcej niż przyjaźń. Szkoda, że tego poziomu emocji nie udało się oddać na ekranie. Sweeney i Powell okazują się posągowi – piękni, ale drętwi.

Komedia romantyczna z gwiazdami już na starcie dostaje bonusowe punkty. Dlaczego „Tylko nie ty” to filmowa porażka?

Ale Bogiem a prawdą scenariusz Glucka i Ilany Wolpert nie daje gwiazdom szans. Los uśmiecha się do Bei (Sweeney) i Bena (Powell) – zupełnie przypadkiem poznają kogoś naprawdę wyjątkowego. Jeśli cokolwiek się filmowi „Tylko nie ty” udało, to meet cute, czyli sceny pierwszego spotkania pary. Randka przebiega pomyślnie (większość dialogów zastępuje nastrojowa muzyka, co dobrze filmowi robi), dopóki on nie myśli, że ona wyszła bez słowa, a ona nie myśli, że on jest o niej jak najgorszego zdania. Dość powiedzieć, że Bea i Ben mieli się nigdy więcej nie zobaczyć. Przewrotny los chce inaczej.

Komedia romantyczna „Tylko nie ty” z Sydney Sweeney i Glenem Powellem (Fot. materiały prasowe)

Gdy jej siostra i jego najlepsza przyjaciółka zakochują się w sobie, zapraszają byłych-niedoszłych-zakochanych na wesele do Australii. Tam nie wiedzieć czemu, Bea i Ben postanawiają poudawać, że pałają do siebie uczuciem. Oczywiście, kto się czubi, ten się lubi. A ten kto się wcześniej lubił, a potem czubił, tym bardziej znów może się polubić. By na nowo rozniecić ogień w relacji dwójki atrakcyjnych singli, wystarczy kilka wolnych tańców, uścisków w kostiumach kąpielowych i rozmów o tym, jak to oboje absolutnie nie wierzą w miłość. 

W „Tylko nie ty” bywa zabawnie, gdy w tle pobrzmiewają echa lepszych komedii romantycznych, zwłaszcza tych przewrotnych typu „Jak stracić chłopaka w 10 dni”. Przez większość czasu zastanawiamy się jednak nad tym, dlaczego nie poświęcono tego filmu siostrze Bei i jej narzeczonej, które tworzą o wiele ciekawszą parę, dlaczego na ślubie pojawiają się byli partnerzy niby-zakochanych głównych bohaterów i dlaczego scena z „Titanica” na dziobie statku wciąż uważana jest za najbardziej romantyczną w historii kina (bohaterowie oczywiście muszą ją odtworzyć, by przekonać nieprzekonanych, że naprawdę mają się ku sobie). Od początku wiadomo, jak to się wszystko skończy. W przypadku dobrych komedii romantycznych przewidywalność to zaleta – tym lepiej ogląda nam się perypetię przeznaczonych sobie kochanków, im pewniejsi jesteśmy happy endu. Ale Bei i Benowi wcale szczęśliwego zakończenia nie życzymy.

Niestety Sweeney i Powell zdają się nie zrażać kiepskimi recenzjami. Pragnąc chyba zostać filmową parą na miarę Meg Ryan i Toma Hanksa, przeglądają scenariusze kolejnych komedii romantycznych, w których mogliby razem zagrać. Co gorsza, straszą sequelem tego filmu. Tylko nie to… Cóż, może za drugim razem aktorzy będą mieli więcej szczęścia. A wraz z nimi widzowie, którzy chcą jak najszybciej zapomnieć o „Tylko nie ty”.

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij