Znaleziono 0 artykułów
17.05.2023

„Skandal z Sydney Sweeney w roli głównej” to typowy przykład hollywoodzkiego slut-shamingu

17.05.2023
(Fot. Getty Images)

Rozprawiamy się z toksyczną obsesją publiczności na punkcie domniemanych romansów gwiazd na planach filmowych.

Od samego początku istnienia Hollywood gwiazdy zakochują się w sobie lub czują do siebie pożądanie na planach filmowych. I, szczerze mówiąc, rozumiemy to. Pasjonujemy się tymi gwiazdorskimi romansami na równi z samymi filmami, wyobrażając sobie sekretne schadzki w przyczepach artystów i doszukując się oznak rzeczywistej namiętności w interakcjach, które możemy obserwować na ekranach. Czy ręka, którą miał położyć na jej talii nie znalazła się odrobinę za nisko? Czy jej spojrzenie nie zatrzymało się na nim na moment za długo? Te domysły pozwalają nam wyobrazić sobie, że bajki, które poznajemy w filmach, mogą być również częścią prawdziwego życia. I dlaczego właściwie nie powinniśmy pasjonować się znajomościami celebrytów? W końcu w grę może wchodzić seks niedorzecznie atrakcyjnych i bogatych ludzi, możemy polować na wskazówki w mediach społecznościowych i, jeśli naprawdę mamy szczęście, wychwycić „skandal”, polegający na zdradach jednego lub dwójki aktorów. Taka fabuła zasługuje na pięć gwiazdek, czekamy na sequel.

Problem polega na tym, że wszystkim „obciążającym” zdjęciom prawie zawsze towarzyszy spora dawka slut-shamingu. Wystarczy przyjrzeć się Glenowi Powellowi (grającemu seksownego buca w „Top Gun: Maverick”) i Sydney Sweeney z „Euforii”, najnowszej parze, która dolała oliwy do ognia rozprzestrzeniających się plotek. Dwójka aktorów nagrywa w Australii nową komedię romantyczną „Anyone But You” i miała czelność wyglądać na zadowolonych i zrelaksowanych w swoim towarzystwie. Internet (i niezliczone środki masowego przekazu) naturalnie wysnuły z tego wniosek, że para musi ze sobą sypiać.

Oczywiście, nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy rzeczywiście coś ich łączy, ale nie przeszkodziło to spekulować, że właśnie z tego powodu Powell (podobno) zerwał ze swoją dziewczyną, Gigi Paris, nie ukróciło także szaleństwa, jakie rozpętało się po tym, jak Sweeney (przez krótki czas) była widywana bez pierścionka zaręczynowego. Jedyne, co można stwierdzić z całą pewnością, to fakt, że Sweeney została zalana falą mizoginistycznych zniewag, natomiast reputacja Powella nie doznała właściwie żadnego uszczerbku.

(Fot. Getty Images)

To regularnie powtarzający się wzorzec. Przykładem może być Elizabeth Taylor, należąca do pierwszych wielkich gwiazd przemysłu filmowego, która poza tym, że zdobyła Oscara dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej, była szanowaną filantropką i aktywistką na rzecz walki z AIDS. A jednak najczęściej przypomina się o tym, ilu miała mężów, pamięta się jej romans z Richardem Burtonem w 1963 roku, z powodu którego bez wątpienia wyraźnie odczuła, czym jest wściekłość tłumu. Gdy z planu „Kleopatry” wyciekły wieści o ich romansie, Taylor została odmalowana przez media jako nimfomanka, odrzucona przez Hollywood, a nawet oskarżona o „erotyczne włóczęgostwo” przez Watykan, który zasugerował, że należałoby odebrać jej dzieci.

Od tamtego czasu minęło sześćdziesiąt lat, ale czy zmienił się sposób oceniania? Z punktu widzenia Sweeney pewnie nie. W końcu przez ostatnie kilka tygodni wypominano jej, że rozbiła długoletni związek i stosowano wobec niej określenia, których wolę tu nie powtarzać. Wiralem stało się nagranie pokazujące, jak robi mostek, siedząc na sofie z Powellem, i które ma być dowodem na jej rozwiązłość. A co mówi się o Powellu? Niewiele, do tego cała ta (pełna niepotwierdzonych informacji) historia nazywana jest „skandalem z Sydney Sweeney w roli głównej” – co stanowi skrót od: wyłącznie jej wina.

Wygląda to w zasadzie tak, jakbyśmy szukali wymówki, by stawiać kobiety pod pręgierzem. Z pewnością zgodziłaby się z tym Olivia Wilde, którą wyszydzano po tym, jak związała się z Harrym Stylesem, grającym w jej filmie „Nie martw się, kochanie”. Reżyserka była zmuszona zablokować komentarze na swoim profilu na Instagramie po tym, jak została tam zalana obelgami, w których oskarżano ją o zaniedbywanie dzieci na rzecz Stylesa, nazywano „pijawką” i oświadczano, że powinna się wstydzić. W internecie zostały opublikowane nagie zdjęcia, na których rzekomo widać Wilde (choć nigdy tego nie potwierdzono), mające być dowodem na to, że jest „dziwką”.

Również Lily James stała się obiektem ataku po tym, jak w 2020 roku światło dzienne ujrzały zdjęcia, na których wygląda, jakby całowała się z kolegą z planu „Pogoni za miłością” Dominikiem Westem. Oczywiście, niewierność to nic dobrego. Jednak o całym zjawisku wiele mówi fakt, że w wypadku aktorki romans na planie może wszystko zepsuć – nawet jeśli jest singielką, a to jej kochanek jest żonaty – podczas gdy on wychodzi z tego bez większego uszczerbku. – To oczywisty przykład stosowania podwójnych standardów – kobieta spotyka się z gwałtowną oceną, podczas gdy analiza zachowania mężczyzny, mimo że pozostaje on w związku małżeńskim, nawet nie zbliża się do takiego samego poziomu – powiedziała jedna z przyjaciółek aktorki w rozmowie z tabloidem.

Przykłady można mnożyć. Kristen Stewart powołała się na slut-shaming jako powód, dla którego zrezygnowano z niej we franczyzie „Królewna Śnieżka” po tym, jak w 2012 roku sfotografowano jej pocałunek z reżyserem Rupertem Sandersem. Owszem, była w głośnym związku z kolegą z planu „Zmierzchu” Robertem Pattinsonem, ale miała wtedy zaledwie 22 lata, podczas gdy Sanders był w wieku 41 lat, miał żonę i dzieci oraz władzę na planie. „Czy uwierzycie, że Kristen Stewart dopuściła się zdrady? Dajcie znać, co o tym myślicie” – pisał wtedy jeden z magazynów, z kolei stacja Fox News obwiniała ją o spowodowanie rozpadu rodziny. W dziesiątą rocznicę wycieku zdjęć znów stały się one wiralem, a Stewart po raz kolejny została przedstawiona jako czarny charakter.

Najwyraźniej nie zrobiliśmy tak znaczącego postępu, jak nam się wydawało. Niezwykle łatwo wierzymy we wszystko, co najgorsze na temat kobiet – wykorzystujemy każde zachowanie z planu postrzegane jako naruszenie, by podważyć profesjonalizm aktorek i zakwestionować umiejętność kontrolowania przez nie emocji i popędów. Zwalniamy je są z pracy przy hitowych franczyzach, by nie narażać ich kolegów z planu na straty zysków oraz reputacji. Trasy promocyjne filmów, w których grają, zamieniamy w pożywkę dla tabloidów, a jednocześnie przywracamy dobre imię popularnym mężczyznom, oskarżanym o gwałt lub molestowanie kobiet. Kiedy się nad tym zastanowić, hollywoodzkie romanse są zupełnym przeciwieństwem bajkowych historii.

Niedawno ukazała się książka Claire Cohen „BFF? The Truth About Female Friendship”.

Artykuł ukazał się oryginalnie na vogue.co.uk.

Claire Cohen
Proszę czekać..
Zamknij