Znaleziono 0 artykułów
20.07.2019

44. FPFF Gdynia: Bitwa o polskie kino

20.07.2019
„Mowa ptaków” (Fot. materiały prasowe)

Cztery tytuły rekomendowane przez komisję selekcyjną –„Interior” Marka Lechkiego, „Mowa ptaków” Xawerego Żuławskiego, „Żużel” Doroty Kędzierzawskiej i debiut Bartosza Kruhlika – „Supernovą” – miały nie trafić do konkursu. We władzach festiwalu roszady. W aferze o Gdynię (16-21.09. ) chodzi o coś więcej niż środowiskowe oburzenie. Trwa polityczna bitwa o być albo nie być polskiego kina.

Od znajomego reżysera, który pokaże swój film na konkursie festiwalu w Gdyni, usłyszałem: „Jesteśmy wkurzeni. Co to za zaszczyt brać udział w imprezie, na której jesteś traktowany jak marionetka? Jaka to przyjemność legitymizować wydarzenie, którego szefowie pokazują twoim kolegom, a tak naprawdę nam wszystkim, środkowy palec? Gdy się dowiedziałem, że organizatorzy odrzucili kilka świetnych filmów, w pierwszej chwili pomyślałem, żeby wycofać się z konkursu. Ale mam związane ręce. Każdy film dofinansowany z państwowych środków musi zostać zgłoszony do konkursu w Gdyni. Może więc niech sobie pokażą mój film, ale beze mnie i moich aktorów?”.

 

„Mowa ptaków” (Fot. materiały prasowe)

Złamana umowa

To tylko jeden z wielu głosów, jakie zebrałem w sprawie głośnej afery, która rozpętała się po ogłoszeniu, że w konkursie festiwalu w Gdyni nie znalazły się cztery tytuły rekomendowane przez grono twórców zaproszonych do komisji selekcyjnej. Chodzi o „Interior” Marka Lechkiego, „Mowę ptaków” Xawerego Żuławskiego, „Żużel” Doroty Kędzierzawskiej i debiut Bartosza Kruhlika – „Supernovą”. Zgodnie z niepisaną umową organizatorzy są zobligowani do umieszczenia w programie konkursu minimum ośmiu tytułów wyznaczonych przez komisję selekcyjną złożoną z pięciorga filmowców. Wszyscy zgodzili się na udział w obradach z wiarą, że ich głos będzie się liczył. Tak jednak się nie stało. Dżentelmeńska umowa została złamana. W tej sytuacji członkowie zespołu selekcyjnego podali się do dymisji. Z kolei organizatorzy udawali, że sprawy nie ma, a wszystko odbywa się zgodnie z regulaminem. Zaprotestowali solidarnie przedstawiciele środowisk filmowych: Gildii Reżyserów Polskich, Stowarzyszenia Filmowców Polskich i Stowarzyszenia Autorów Zdjęć Filmowych PSC.

Gdy piszę te słowa, władze festiwalu już poinformowały, że „kierując się dobrem polskiego środowiska filmowego”, włączyły pominięte filmy do konkursu. „Warto się buntować” – ucieszył się Borys Szyc na Facebooku. Ale czy możemy spać spokojnie? Nie sądzę. Choć zewnętrznemu obserwatorowi może się wydawać, że afera jest rozdmuchana, bo to tylko środowiskowe gry, prawda jest taka, że właśnie teraz rozstrzyga się bitwa o to, jakie polskie filmy będziemy oglądać w najbliższych latach. Czy będą to filmu pokroju „Ostatniej rodziny”, „Cichej nocy” i „Kleru”, czy raczej historyczne kobyły i biografie polskich patriotów i świętych. Nie przemawia przeze mnie czarnowidztwo. Jeśli wybory wygra obecna władza, ten scenariusz się ziści, bo polskie kino jest przecież uzależnione od państwowych funduszy. Jeśli państwo zechce, zablokuje produkcję filmu reprezentującego „wrogie wartości”.

„Mowa ptaków” (Fot. materiały prasowe)

Solidarność naszą bronią

Z całą pewnością władzy nie ucieszy wspomniana „Mowa ptaków” Xawerego Żuławskiego. Powstały na podstawie scenariusza Andrzeja Żuławskiego film jest proroczą wizją Polski, przez którą przetacza się prawicowy walec, rozjeżdżający przedstawicieli polskiej inteligencji. To film nakręcony w charakterystycznym stylu Żuławskiego ojca, bogaty w literackie i filmowe odniesienia, niewygodny dla władzy. Z wielu powodów to nie moje kino. Ale nie potrafię mu odmówić  wyrazistej artystycznej wizji. Może się nie podobać, ale nie sposób ją zignorować. Gdyby to zależało ode mnie, głosowałbym za włączeniem „Mowy ptaków” do konkursu. Nie dlatego, że mi się podoba lub nie, tylko dlatego, że o kształcie konkursu narodowego festiwalu powinno decydować coś więcej niż widzimisię kilku osób. Niestety, znowu zaczyna być traktowany jak folwark.

Spór o festiwal w Gdyni to kolejny rozdział walki o kształt polskiego kina. Zwiastunem idących w złym kierunku zmian była likwidacja funkcji dyrektora artystycznego tej imprezy dwa lata temu. Potem nastąpiło bezprawne usunięcie ze stanowiska dyrektora PISF Magdaleny Sroki. Za tymi zmianami stoją decyzje polityków, bo to właśnie oni chcieliby decydować, jakie filmy będziemy oglądać. To nie przypadek, że w tym roku w konkursie mamy wyjątkowo dużo produkcji historycznych, takich jak „Kurier” Władysława Pasikowskiego, „Legiony” Dariusza Gajewskiego czy „Piłsudski” Michała Rosy. Filmowcom opłaca się dziś kręcić kino historyczne. Sam przecinałem zakład między znanym reżyserem i dyrektorem artystycznym innego festiwalu o to, że Gdynię wygra w tym roku właśnie film o Piłsudskim. Bo tak będzie pasować władzy.

Organizatorzy gdyńskiej imprezy zapewne teraz dwoją się i troją nad wyborem członków jury, którzy wyłonią zwycięskie filmy. Jedno jest pewne. Filmowcy stracili do nich zaufanie. Skład jury dużo nam powie o tym, jakie są prawdziwe zamiary władz festiwalu. Wszyscy będziemy patrzeć im na ręce. Piszę „my”, bo czuję, że polskie kino to nasze wspólne dobro, o które warto się bić. Spór o Gdynię pokazuje, że musimy być czujni. Pociesza tylko solidarność przedstawicieli środowiska filmowego, którzy stanęli murem za swoimi kolegami. No i to, że pokazy filmów, które miały być wykluczone z konkursu, będą tymi najbardziej obleganymi. Nie od dziś wiadomo, że nic nie robi kulturze lepszej promocji niż cenzura. Niech żyje festiwal!

„Mowa ptaków” (Fot. materiały prasowe)

 

Łukasz Knap
Proszę czekać..
Zamknij