Znaleziono 0 artykułów
18.09.2018

Gejowskim okiem

18.09.2018
Kadr z programu „Porady różowej brygady” (Fot. Materiały prasowe Netflix)

W szalenie zabawnym programie „Porady różowej brygady” poruszane są też poważne sprawy takie, jak coming out, odrzucenie przez rodzinę, transfobia, homofobia konserwatywnych kościołów, molestowanie seksualne, czy rasizm. Jest więc i śmiech, i łzy. Wszystko, co kochają telewizyjne kamery i widzowie.

Ten program nie jest wcale taki nowy, jak się wielu wydaje, ale pamiętają o tym już tylko najstarsi górale, to znaczy – przepraszam – nie górale, ale geje. A może i górale-geje. No, mniejsza z tym. W każdym razie głównie ci anglosascy, bo „Queer Eye for the Straight Guy” powstał po drugiej stronie Atlantyku jeszcze w czasach pranetliksowych, czyli dawno, dawno temu. A dokładnie rzecz biorąc ,piętnaście lat temu. Program wymyślił David Collins, znany producent telewizyjny i zdobywca wielu nagród, w tym paru Emmy i pionier produkcji typu reality show, szczególnie w ich wersji make betterpolegającej na ulepszeniu (przynajmniej na potrzeby kamery) życia uczestników. 

Kadr z programu „Porady różowej brygady” (Fot. Materiały prasowe Netflix)

Pomysł Collinsa był genialny, choć na początku lat dwutysięcznych dla wielu nadal kontrowersyjny. Polegał bowiem na tym, że pięciu gejów wyruszyło w Amerykę, by z zaniedbanych heteryków (na desperacką prośbę ich partnerek ma się rozumieć) zrobić zadbanych i stylowych facetów. W grę wchodziła nie tylko nowa stylizacja – modne ciuchy, fryzury i oprawki okularów, ale także zmiana wnętrz, które ten specyficzny gatunek, jakim jest heteroseksualny mężczyzna, zamieszkiwał. Krótko mówiąc, cała koncepcja opierała się na stereotypie, a właściwie dwóch. Pierwszy, zwany stereotypem pozytywnym, mówi, że geje z natury rzeczy są zawsze modni i zadbani. Drugi, zwany stereotypem negatywnym, mówi, że heteroseksualni mężczyźni są niemodni i niezadbani. Okazało się, że połączenie przez kamerą tych dwóch stereotypów może przynieść wielu osobom sławę i miliony.

Początkowo wiedział o tym tylko Collins. Szefowie większości stacji telewizyjnych nie mieli jeszcze pojęcia o sile pink money (według Bloomberg.com siła nabywcza pieniądza społeczności LGBT wynosi obecnie w USA 917 miliardów dolarów!), dlatego „Queer Eye for the Straight Guy” skierowano do niszowego kanału Bravo (dostępne w kablówce i należące do NBC). Pierwszy odcinek wyemitowano w lipcu 2003 roku i był to początek spektakularnej kariery programu, która właściwie – w zmodyfikowanej znacząco wersji – trwa do dzisiaj. Ale o tej znaczącej modyfikacji za chwilę.  

Kadr z programu „Porady różowej brygady” (Fot. Materiały prasowe Netflix)

„Queer Eye for the Straight Guy” to program przełomowy, bo pokazał, że „gejowskie szoł” może być niezwykle atrakcyjne dla szerokiej publiczności (i reklamodawców). Szczególnie, ma się rozumieć, tej kobiecej, bo kobiety kochają gejów, a geje kobiety. Ale warto też zaznaczyć, że wędrował ów hit po przewodach kablówek już przetartym nieco szlakiem, bo dwa lata wcześniej konserwatywną amerykańską i kanadyjską widownię zdążył już zszokować absolutnie kultowy dzisiaj serial „Queer As Folk”, pierwsza produkcja telewizyjna w historii pokazująca bez niedopowiadania czy skrępowania (z genialnym scenami seksu) gejowskie życie grupy przyjaciół w Pittsburgha. I potem już poszło. Zaledwie pół roku po „Queer Eye for the Straight Guy” świat ujrzał fantastyczny lesbijski „Słowo na L”, a rok później wędrowaliśmy już sprzed małych ekranów w kierunku tych dużych, bo Ang Lee wyreżyserował „Brokeback Mountain”, obsypany nagrodami od weneckiego Złotego Lwa do Oscarów (neo)western o płomiennym romansie dwóch kowbojów. Świat jakby szybciej ruszył do przodu.

Kadr z programu „Porady różowej brygady” (Fot. Materiały prasowe Netflix)

Dzisiaj jest w zupełnie innym miejscu. Innym pod każdym względem. Innym szczególnie dla społeczności LGBT, która, gdy emitowano „Queer Eye for the Straight Guy” (do jesieni 2007 roku), mogła tylko marzyć o ślubach czy zniesieniu obowiązującej w amerykańskiej armii dyskryminującej polityki don’t ask, don’t tell. Dzisiaj można już aski można też tell. Geje i lesbijki mogą też stawać na ślubnym kobiercu. Dlatego kiedy Netflix zdecydował się niedawno na reboot,czyli wznowienie produkcji „Queer Eye for the Straight Guy” w zmienionej formie, z tytułu odpadła nie bez powodu połowa oryginalnej nazwy programu. I tak powstał „Queer Eye” na nowe czasy. A co konkretnie się zmieniło?       

Po pierwsze piątka naszych cudownych gejów – Fab Five – nie jest, jak w oryginalnej wersji biała jak Alaska, ale bardziej zróżnicowana za sprawą Afroamerykanina Karamo Browna i Tana France’a, Anglika pakistańskiego pochodzenia (jest też w tej bandzie Antoni Porowski, Kanadyjczyk i syn polskich emigrantów). Po drugie „Queer Eye” powstaje nie w Nowym Jorku i okolicach, ale na często wyśmiewanym i pogardzanym Południu, a dokładnie w stanie Georgia. Po trzecie Fab Five nie wyrusza już tylko na pomoc heterofacetom, ale także kobietom, gejom, osobom transseksualnym czy lokalnym liderom społecznym. Po czwarte, wiele odcinków kręconych jest nie w wielkim mieście (kwatera główna to Atlanta), ale w miasteczkach i wsiach. W końcu, po piąte, w tym szalenie zabawnym, oczywiście gejowskim programie, poruszane są poważne sprawy, jak coming out, odrzucenie przez rodzinę, homofobia konserwatywnych kościołów, molestowanie seksualne, rasizm czy transfobia. Jest więc i śmiech, i łzy. Wszystko, co kochają telewizyjne kamery i widzowie.

A są ich dzisiaj miliony, bo „Queer Eye” („Porady Różowej Brygady”) nadawane jest w stu osiemdziesięciu krajach świata. I nie tylko w wersji amerykańskiej, ale także w blisko dwudziestu innych edycjach dostosowanych do lokalnych potrzeb i obyczajów. Na polskich abonentów Netfliksa już czekają dwa sezony z polskim lektorem lub polskimi napisami. Zaprawdę powiadam wam, warto poznać chłopaków. Oj warto.

Mike Urbaniak
Proszę czekać..
Zamknij