Znaleziono 0 artykułów
01.06.2019

Plakaty na wolności

Kuba Dąbrowski

Duża część paryskich plakatów, szczególnie podczas fashion weeków, jest związanych z modą. Dopracowane zdjęcia aktualnych kampanii towarzyszą współczesnym flâneurom podczas wycieczki po bułki, podróży metrem i picia kawy. Są częścią pejzażu. Jak znaki drogowe i graffiti. 

Jedną z wielu rzeczy, za które lubię Paryż, jest to, że jest oplakatowany jak żadne inne ze znanych mi miast. Nie mówię tu o podświetlanych gablotach w eleganckich kioskach z gazetami i citylightach. Mówię o narastających warstwami na murach i płotach staromodnych afiszach. Takich przyklejanych klejem, rozmiękających od deszczu, odrywających się od ścian. Plakatach, które znamy ze starych zdjęć i kupujemy w antykwariatach. Plakatach, które w większości miast zostały zamknięte w rezerwatach słupów i tablic reklamowych. W Paryżu te plakaty ciągle żyją na wolności. I duża ich część, szczególnie podczas fashion weeków, to plakaty modowe. Dopracowane zdjęcia, stylizacje i projektowanie graficzne aktualnych kampanii towarzyszą współczesnym flâneurom podczas wycieczki po bułki, podróży metrem i picia kawy. Są częścią pejzażu. Jak znaki drogowe i graffiti.

(Fot. Kuba Dąbrowski)

Plakatowy boom zaczął się w zamierzchłym roku 1881 i jak wiele spraw na świecie miał polityczne korzenie. W czasach rozwoju wysokonakładowej prasy władze francuskiej III Republiki musiały doprecyzować zasady jej działania. Zliberalizowano rynek wydawniczy i ustalono działające do dziś reguły, m.in. prawo do sprostowania. Przy okazji wolność wypowiedzi została rozszerzona i mogły się one znaleźć na ścianach. Pod koniec XIX wieku we Francji plakatować można było w zasadzie wszystko oprócz budynków rządowych, obiektów kultu, szpitali, szkół i niektórych urzędów. Prywatni właściciele nieruchomości o zakaz musieli zadbać sami, do tej pory na niektórych budynkach można znaleźć wykuty napis „Defense d’afficher, loi du 29 Juillet 1881”. Prawo ustanowione przede wszystkim z myślą o wypowiedziach politycznych z miejsca zostało wykorzystane przez przemysł reklamowy. Na przełomie wieków Paryż zalały plakaty art déco reklamujące kabarety, czekoladę i alkohol. W latach 50. na murach królowały kino i papierosy, a w maju 1968 roku drukowane w pracowniach okupowanego Beaux-Arts rewolucyjne sitodruki. Teraz rządzi moda. Na skuterach po mieście śmigają uzbrojeni w wiadra z klejem i głośniki Bluetooth rozlepiacze, w kurierskich plecakach wożą zdjęcia Juergena Tellera i projekty studia M/M Paris.

(Fot. Kuba Dąbrowski)

Pracujący w modowym marketingu kolega tłumaczy mi: – Dzikie plakatowanie jest oczywiście tańsze niż wykupowanie kontrolowanej przestrzeni reklamowej. Nawet jeżeli będziesz miał pecha i zdarzy ci się zapłacić jakąś karę. Są tylko dwa problemy. Pierwszy polega na tym, że nie masz żadnej kontroli nad tym, ile czasu będą wisieć twoje plakaty, czy ktoś nie zaklei ich za dwie godziny. Druga kwestia to sąsiedztwo. Nie wiesz, czy obok zawiśnie reklama fajnego koncertu, konkurencyjnej marki czy dajmy na to dyskontu z materacami. Dla marek celujących w młodzież (np. Koche, Courrèges, Kenzo) i dla tych tradycyjnych, ale chcących otworzyć się na progresywną klientelę (Chloé, Lanvin, Balmain, Loewe) takie przypadkowe zestawienia z prawdziwym życiem wychodzą tylko na dobre. Domy mody stające po stronie klasycznie definiowanej ekskluzywności (Hermès, Valentino, Chanel) nie mogą sobie na takie ryzyko pozwolić.

(Fot. Kuba Dąbrowski)

W Polsce, w przeciwieństwie do modowej, plakatową tradycję mamy przebogatą. Korzystajmy z niej! W Warszawie póki co widziałem wiszące na dziko plakaty Prosto i Misbhv. Chciałbym widzieć ich więcej. Mógłbym dzięki nim nie zwracać uwagi na różne, wizualnie mniej przyjemne aspekty codziennego życia.

1/19Plakaty na wolności

Proszę czekać..
Zamknij