Znaleziono 0 artykułów
24.11.2022

Dlaczego klub wstających o 5 rano ma coraz więcej fanów?

24.11.2022
Penélope Cruz w filmie „Miłość poważnie szkodzi zdrowiu" /  (Fot. Getty Images)

Media społecznościowe pełne są obrazków pokazujących rytuały kultywowane od 5 do 9 rano. Publikują je ci, którzy chcą mieć za sobą pewną dawkę aktywności, zanim reszta świata się obudzi. Czy ten trend sprzyja produktywności, czy jest destrukcyjny?

Kiedyś obudziłam się o 5 rano na lekcję pilatesu. Ulice, jeszcze niezanurzone w świcie, były puste i bez ruchu; mój dom wypełniała błoga ciszą, gdy wszyscy inni pogrążali się we śnie, a mój telefon, z wyjątkiem budzika o 5 rano, dzieliły godziny od rozpoczęcia codziennego działania polegającego na rozpraszaniu uwagi. To były wspaniałe godziny. Zrobiłam coś ważnego, i to na długo przed czasem, kiedy mój dzień zazwyczaj się zaczynał. Zrobiłabym to ponownie, tyle że około pory obiadowej byłam naprawdę zmęczona. Produktywność przed wschodem słońca? Nie dla mnie.

Na TikToku nastrój dotyczący tej sprawy jest zupełnie inny; aż roi się od rytuałów od 5 rano do 9 rano: pełne blasku obrazki publikowane przez ludzi, którzy chcą wcisnąć dzienną dawkę aktywności, zanim reszta świata się obudzi.

„Spędź ze mną produktywny poranek”, mówią podpisy pod filmami kobiet wstających ze wschodem słońca, modelujących i oczyszczających twarz, medytujących i biegnących na siłownię, piszących dzienniki i wyciskających soki, słuchających podcastów, spacerujących – czasem z psem – i odważających odpowiednie porcje śniadaniowe, a wszystko to przy muzyce, która wibruje ciężkim basem motywacyjnym albo delikatnym i nastrojowym rytmem, i przy hasztagach, takich jak #5amclub, #5-9, #productivity i #growth.

To kolejna wersja trendu „that girl”. Ale dlaczego produktywność – rozumiana zazwyczaj jako uzyskanie wielu osiągnięć w jak najkrótszym czasie – stała się czymś, czym można się chwalić? I kto zdecydował, że jest to dla nas dobre?

Brygada „wstań wcześnie, osiągnij wiele” ma imponujące grono zwolenników: Michelle Obama budziła się o 4.30 rano, aby ćwiczyć z Barackiem, kiedy mieszkali w Białym Domu; Kris Jenner wstaje o tej samej porze i czyta e-maile do 5.30; Jennifer Aniston zaczyna dzień o 4.30 od picia wody z cytryną i medytacji, a Oprah uderza na siłownię o 5.30.

Hasło „5am Club” pochodzi z książki z 2018 roku o takim właśnie tytule, napisanej przez trenera liderów Robina Sharmę. Jego mantra „Own your morning, elevate your life” („Panuj nad własnym porankiem, wznieś swoje życie na wyższy poziom”) ma teraz najnowszych zwolenników, którzy czytają poranne medytacje, spacerują półtorej mili i piją zielone soki przed świtem.

Wiemy to, ponieważ, przynajmniej na TikToku, pierwsza zasada „5am Club” brzmi: opublikuj post o tym, co robisz. Jednak wraz z nadciągającą zimą i wszechogarniającym poczuciem złego samopoczucia spowodowanego zjawiskiem permakryzysu w Wielkiej Brytanii neoliberalne, kapitalistyczne przechwałki, że „produktywność jest dobra, odpoczynek jest słaby”, mogą być mniej niż pomocne. Szczególnie dla każdego, kto balansuje pomiędzy poranną motywacją do działania a słabym zdrowiem psychicznym lub poczuciem własnej wartości, kłopotami finansowymi lub po prostu codziennym zmęczeniem.

Audrey Hepburn w filmie  „Śniadanie u Tiffany'ego" /  (Fot. Getty Images)

Dr Maria Kordowicz, dyplomowana psycholożka i profesorka nadzwyczajna w dziedzinie zachowań organizacyjnych na Uniwersytecie w Nottingham, opisuje „wszechobecny dyskurs” na temat produktywności jako ten, który w rzeczywistości może osłabić dobre samopoczucie. Mówi: – Nasze dążenie do wydajności jest zarówno wrodzone, jak i wynika z uwarunkowań społeczno-politycznych. W dużej mierze chodzi o panujący w ostatnich 50 latach kult jednostki i statusu związanego z niezwykle ciężką pracą i zarabianiem pieniędzy. Można to sprowadzić do zwycięstwa zysków finansowych nad ludźmi. Gospodarka kapitalistyczna opakowana została w teorie dotyczące dobrostanu i tego, że ludzie podnoszą jakość własnego życia, dodają do niego więcej wartości wczesnym wstawaniem.

Mamy też do czynienia z nieodłącznym dążeniem do produktywności – wyjaśnia Kordowicz. – Musimy być w jakiś sposób produktywni, aby przetrwać, ale ten wrodzony popęd, żeby nadążać za innymi, może być destrukcyjny. Media społecznościowe w ogromny sposób się do tego przyczyniają.

Co do chwalenia się, istnieje cienka granica między wyrażaniem poczucia własnej wartości i dumy a maskowaniem niepewności. Czy blogerka z 140 tysiącami polubień, która o świcie spaceruje, parzy filiżankę herbaty, a gdy ta stygnie, bierze prysznic, a potem rumieni się podczas słuchania podcastów, publikuje obrazki ze swoim śniadaniem zawierającym dobrze wyważone białko, tłuszcz i błonnik, robi to, ponieważ jest dumna? Czy też po to, by potwierdzić swoją produktywność? Czy pracownik techniczny zmierza na ćwiczenia HIIT z przygotowanymi wcześniej do jedzenia jajkami, awokado, jogurtem i nasionami chia, dzieląc się swoimi rytuałami o 6 rano, aby nas o tym powiadomić? Czy też po to, żeby poczuć się bardziej spełnionym? – Wszystko zależy od tego, w jaki sposób przekazuje się nam tę informację – mówi Kordowicz. – Zazwyczaj takie wpisy są na pokaz.

Chwalenie się dostarcza również dopaminy: – Ta satysfakcja z aprobaty innych, która, przynajmniej na krótką metę, korzystnie wpływa na nasz nastrój, nie jest sama w sobie negatywna; jest wpisana w nasze potrzeby na stałe, tak funkcjonujemy – wyjaśnia. – Ale kiedy te potrzeby stają się rozregulowane przez media społecznościowe, takie krótkie uderzenia pozytywnych emocji mogą mieć negatywne lub odwrotne skutki, ponieważ szukamy tego powierzchownego haju. W mediach społecznościowych te zaklęcia, jakimi obudowujemy wszystko, co stanowi wartościową istotę ludzką, nie mają związku z prawdziwymi, codziennymi trudnościami. Powoduje to dysonans i brak samozadowolenia zarówno u osób zamieszczających, jak i obserwujących. To doskonały przepis na podsycanie nieadekwatności.

Zwolennicy klubu działania od 5 do 9 opisują swoje dni, kiedy wstają o świcie, jako „zmieniające życie”. Rozszerzenie harmonogramu o godziny od 5 do 7 rano każdego dnia tygodnia przez większość tygodni w roku daje czas odpowiadający 50 dodatkowym dniom. Dla patrzących z boku ta cała teoria jest zaprzeczeniem innej, emocjonalnie cennej wersji produktywności: odpoczynku.

Kordowicz wyjaśnia: – W rzeczywistości jesteśmy przecież różni, każdy z nas ma w sobie inny potencjał, istnieją różne sposoby bycia produktywnym. Żaden nie jest mniej wartościowy. Może to być poświęcenie czasu lokalnemu bankowi żywności lub nawet niebycie w ogóle produktywnym, wybranie ustatkowania się lub po prostu „bycia”. Choć nie jesteśmy do tego przyzwyczajeni, nie jest to wbudowane w strukturę naszego dnia. Powinniśmy mieć możliwość wybrać, jaki rodzaj działania chcemy promować. Potrzebujemy również móc powiedzieć: „Nie będę dziś produktywny”. I to też jest OK.

 

Artykuł ukazał się oryginalnie na Vogue.co.uk.

Deborah Linton
Proszę czekać..
Zamknij