Znaleziono 0 artykułów
07.10.2020

Jessie Ware: Poczuj przyjemność

07.10.2020
(Fot. materiały prasowe)

Jeśli płyta ma w tytule „przyjemność”, to możemy być pewni, że podczas słuchania otworzy się przed nami świat dźwięków kojących, optymistycznych i zmysłowych. – Zawsze chcę zrobić krok do przodu. Dlatego intensywnie pracuję nad byciem tu i teraz – mówi nam Jessie Ware o swoim nowym albumie „What’s Your Pleasure?”, która obchodzi dziś 36. urodziny.

Pierwszy raz zobaczyłam ją na scenie zimą 2015 r. Na nieprzytulnym warszawskim Torwarze drobna postać w czerni potrafiła

miękkim głosem zbudować kameralną atmosferę. Jessie Ware zaśpiewała wtedy największe przeboje z debiutanckiej płyty „Devotion” z 2012 r. – „Wildest Moments”, „110%” i „Running”, a także nowe piosenki z wydanej pod koniec 2014 r. „Tough Love”. Jej pierwszy album branżowy portal Pitchfork uznał za jeden ze stu najlepszych w dekadzie. W Polsce uzyskał status platynowej płyty, a drugie wydawnictwo – podwójnej platynowej płyty. Niedługo po debiucie Ware wystąpiła na Open’erze, a potem zagrała koncert dla radiowej Trójki. Polacy pokochali śpiewającą dziewczynę z Londynu.

Angielka objawiła się jako zjawiskowe połączenie popu i solu. Olśniewała też urodą – kruczoczarne włosy, często spięte w kok, mocno podkreślone brwi, kocie kreski. Brzmienie i estetyka wyraźnie nawiązywały do nostalgicznego stylu retro.

(Fot. materiały prasowe)

Pięć lat po tamtym koncercie rozmawiam z Jessie na Zoomie. Widzę dziewczynę na wskroś współczesną. Równie olśniewającą, ale bliższą przyjaciółce, której zazdrości się pewności siebie, niż diwie, czarującej publiczność z mikrofonem w dłoni. W Londynie jest 10 rano, ale Jessie już dawno skończyła poranną kawę. Jako mama dwójki małych dzieci – czteroletniej córki i dwuletniego syna – wstaje zdecydowanie wcześniej.

Jej długie włosy są rozpuszczone, ale na powiekach widzę charakterystyczne kreski, a w uszach – nieodłączne kolczyki koła. Zamiast scenicznej czerni ma różową bluzę. I wygląda zdecydowanie młodziej niż podczas koncertu, chociaż wtedy była niedługo po trzydziestce, a teraz ma 35 lat. – Dla kobiety w show-biznesie to dojrzały wiek – śmieje się Jessie, dodając, że absolutnie się z taką klasyfikacją nie godzi. – Gdy pojawiasz się na scenie jako dwudziestolatka, wszyscy traktują cię trochę jak nową zabawkę – błyszczącą i fascynującą. Potem musisz starać się coraz bardziej, żeby utrzymać zainteresowanie fanów – tłumaczy.

Dlatego nowym albumem „What’s your pleasure?” Ware postanowiła wykonać zwrot. Może nie o 180 stopni, bo jak przyznaje, wciąż pobrzmiewają w piosenkach nuty retro, w szczególności lat 70., ale od ciepłej melancholii ballad o miłości przeszła do gorących, dyskotekowych rytmów. Promując płytę, mówi, że chciałaby, żeby ludzie się przy niej kochali. A jeśli nie zrzucą z siebie ubrań, to przynajmniej niech rzucą się do tańca. – Moje dzieciaki uwielbiają te nowe kawałki. Poprzednie były dla nich chyba zbyt wolne. Teraz bez przerwy tańczą – śmieje się Ware, która czas przymusowej izolacji spędziła z mężem, przyjacielem z dzieciństwa, Samem Burrowsem. Na przemian opiekowali się dziećmi.

(Fot. materiały prasowe)

Wielu artystów powtarza, że w izolacji można znaleźć kreatywność. Ja chętnie wykonywałam moje utwory na żywo w mediach społecznościowych, ale to wciąż nie to samo, co kontakt z żywą publicznością. Nie mogę się doczekać, aż znów przyjadę do Polski na koncert – mówi, przywołując wspomnienia „takiej słodkiej pianki oblanej czekoladą”. – Ptasiego mleczka? – pytam. – Taaak, muszę znów je zjeść, gdy do was wrócę.

„What’s your pleasure?” powstało więc niejako w kontrze wobec aktualnych wydarzeń. Ma być dynamiczne, optymistyczne, eskapistyczne. Jessie w ogóle się tego słowa nie boi. Woli, żeby jej piosenki kojarzyły się z wyjściem do klubu niż nawet najwygodniejszą codziennością.

(Fot. materiały prasowe)

Jej zwyczajne życie wcale się tak bardzo przez kwarantannę nie zmieniło, bo i tak na pierwszym miejscu są dzieci. Z troską pyta, jakie regulacje obowiązują w Polsce, czy mój syn chodzi już do przedszkola i jak sobie radzę z pracą. Wzrusza się też, gdy w trakcie wywiadu dzwoni do niej wychowawczyni córki z przedszkola. – Codziennie pyta podopiecznych, jak się czują – mówi Jessie.

Dla Ware największym wsparciem jest mąż. I mama, Lennie. Po rozwodzie z ojcem, gdy Jessie miała 10 lat, a jej starsza siostra Hannah – 12, wychowała córki i najmłodszego syna w dużej mierze samodzielnie. Jessie z mamą prowadzą podcast „Table Manners” – rozmowy przy stole o jedzeniu, rodzinie i miłości. – Mama jest dla mnie najważniejszym punktem odniesienia – mówi Ware. Wśród przyjaciółek wymienia Adele, którą poznała w szkole. W pracy dziennikarskiej, którą podjęła po dyplomie z literatury angielskiej na uniwersytecie Sussex, kolegowała się z E.L. James, późniejszą autorką „50 twarzy Greya”. Relacje z kobietami pogłębiły się, od kiedy została matką. – W moim życiu macierzyństwo też wszystko zmieniło. Jestem zdecydowanie bardziej pewna siebie, osadzona w swojej kobiecości.

Dlatego też może z pełnym przekonaniem śpiewać o przyjemności, seksie i zmysłach. Singiel „What’s Your Pleasure” brzmi trochę jak taneczne utwory Kylie Minogue z lat 90., a „Ooh La La” niczym rytmy Donny Summer, dzięki którym przenosimy się do Studia 54. Ulubiona piosenka samej Jessie? Ostatnia – „Remember Where You Are” – „Pamiętaj, gdzie jesteś”. – Bogata aranżacja, chór, epicka opowieść. Utwór zapowiada kolejną płytę, a ja zawsze chcę zrobić krok do przodu. Dlatego intensywnie pracuję nad byciem tu i teraz. A przyjemności pozwalają poczuć się w zgodzie z teraźniejszością – mówi Jessie.

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij