Znaleziono 0 artykułów
07.11.2019

Najciekawsze książki na jesień 2019

07.11.2019
( Fot. Frank Horvat, Getty Images)

Skrajnie różne, ale równie dobre. Polecamy non-fiction, powieści i zbiory opowiadań, które mówią o rzeczach najważniejszych: miłości, nienawiści i katastrofie klimatycznej. 

Geoffrey Parker, „Globalny kryzys. Wojna, zmiany klimatyczne i katastrofa w XVII wieku”

"Globalny kryzys. Wojna, zmiany klimatyczne i katastrofa w XVII wieku", Geoffrey Parker (Fot. materiały prasowe)

Jest to książka historyczna, poświęcona zmianom klimatycznym oraz światowemu kryzysowi, które miały miejsce w XVII wieku.  Ludzkość doświadczyła wówczas konsekwencji globalnego ochłodzenia spowodowanego między innymi obniżoną aktywnością słońca oraz erupcjami wulkanicznymi, które wytwarzały gęsty, odbijający energię słoneczną dym. W Korei nadworni astronomowie donosili, że niebo pociemniało od pyłu. Na Zachodzie w 1651 roku sklepikarz z Barcelony narzekał, że słońce ciągle było blade lub innym razem dziwnie czerwone, co wywoływało strach. „Globalny kryzys” to opowieść o czasach, kiedy cieśnina Bosfor zamieniła się w skuty lodem most, po którym ludzie przeprawiali się z Europy do Azji. O czasach, w których mieszkańcy Bałkanów narzekali, że nawet oliwa z oliwek zamarzała w słojach. Z kolei mieszkańcy Anglii widzieli, jak „krukom przymarzały łapy do padlin, na których żerowały”. Podczas lektury czasami miałem absurdalne wrażenie, że czytam nie książkę historyczną, ale dystopijną historię science fiction.

Parker łączy ze sobą małą epokę lodowcową, dostrzeżoną przez klimatologów, z kryzysem XVII wieku analizowanym przez historyków. Wszystko dzięki najnowszym badaniom pozwalającym na szczegółowe zestawienie wahań klimatycznych ze zmianami politycznymi, ekonomicznymi i społecznymi. Wielokrotnie omawiane fakty zyskują w tej książce nową interpretację.

Różnorodność opisywanych przez Parkera wydarzeń jest porażająca. Mamy więc anomalia pogodowe, głód, wojny, upadki państw oraz wyludniające się miasta. Są Rzeczpospolita Obojga Narodów i potop szwedzki. Są także ludzie, którzy nie mogą uwierzyć w zmianę klimatu. Niektórzy zastanawiają się, czy to popularność nowego medium (gazet) nie generuje wrażenia, że na ziemi „źle się dzieje”.

Informacje zaczęły wówczas docierać do czytelników szybciej niż kiedykolwiek wcześniej, a ta główna informacja brzmiała: świat wyleciał z zawiasów.

Co paradoksalne, to traumatyczne doświadczenie wywołało w Europie Zachodniej ogromną chęć uniezależnienia się od natury, przyspieszając rozwój technologiczny, który przecież doprowadza dziś do kolejnej zmiany klimatu. Najkrócej rzecz ujmując: upiorne koleje losu.

Parker przypomina, że katastrofa jest integralnym elementem historii. Czytając „Globalny kryzys”, myśli się przede wszystkim o nieuchronności losu i o pogodzeniu się z nim. Jest to wręcz książka terapeutyczna, bo nie tylko ktoś już tego doświadczył, ale także był wobec tych przeżyć bezsilny. „Potomność nigdy nie uwierzy, jaką niedolę musieliśmy znosić” – notuje w dzienniku pewien niemiecki pastor.

Wolter uważał, że ludzkie życie zależne jest od trzech rzeczy: rządu, Kościoła i klimatu. Zawsze wydawało mi się, że XVII-wiecznemu filozofowi chodziło o wpływ pogody na samopoczucie człowieka: słońce to radość, a jesień – myśli samobójcze. Lektura „Globalnego kryzysu” sprawia, że teza Woltera nabiera nieprzyjemnego ciężaru.

Geoffrey Parker, „Globalny kryzys. Wojna, zmiany klimatyczne i katastrofa w XVII wieku”, Wydawnictwo Napoleon V. 

Ranpo Edogawa, „Gąsienica”

"Gąsienica", Ranpo Endogawa (Fot. materiały prasowe)

„Gąsienica” to zbiór opowiadań japońskiego pisarza, który uprawiał literaturę popularną, ale robił to z zacięciem egzystencjalnym i łamiąc gatunkowe podziały. Jego styl można określić japońską frazą ero guro nansensu, która jest połączeniem trzech słów: erotyka, groteska i nonsens. Równie dobrze pasują do niego angielskie określenia takie jak creepy i weird.

Dziś Edogawa uznawany jest za klasyka, ale przez współczesnych sobie krytyków z pierwszej połowy XX wieku był oceniany źle. Mówiono, że to twórca o fatalnym guście, a jego styl jest niski i dekadencki. Nic dziwnego, skoro w Japonii literatura kryminalna uważana była wówczas za młodzieżową rozrywkę. Tymczasem Edogawa łączył sensację z metafizyką, grozę z refleksją o ciele, a opowieść detektywistyczną z wątkami fetyszystycznymi i analizą seksualności. Ponadto Japonię mieszał z Zachodem. Są mieszkania w Tokio, ale pojawiają się także znane fantastyczne motywy rodem z prozy Edgara Alana Poego. Gdzieniegdzie palą się świeczki i wiszą czerwone atłasowe zasłony. Są dym oraz podejrzane spojrzenia.

Podobne artykułyKrystyna Skarbek: Agentka, jakiej nie znacieDominika Buczak Fascynacja miesza się tutaj z obrzydzeniem. Wielkim tematem twórczości Edogawy jest dziwność bycia człowiekiem. Na przykład opowiadanie „W objęciach fotela” traktuje o uzdolnionym rzemieślniku, który nie potrafi zbliżyć się do drugiego człowieka. Zawodowo zajmuje się robieniem foteli i pewnego dnia wpada na pomysł, by stworzyć taki model, w którego wnętrzu będzie mógł się ukryć. W ten sposób zamierza wchodzić w relacje ze swoim obiektem pożądania. Chce, by na nim siadano.

Jego historia zaczyna się tak: „Po pierwsze trzeba Ci wiedzieć, że jestem od urodzenia wyjątkowo brzydki. To bardzo ważne, miej to na uwadze. (…) Niepodobna pojąć, jeśli się samemu tego nie przeżyło, jaki upojny czar ma miłość (!) w wnętrzu fotela”.

W swoich tekstach japoński pisarz często zespala ze sobą to, co ludzkie i nieludzkie – ciało i technologia tworzą u niego całość. Design staje po stronie pożądania.

Jak czytamy we wstępie, bohaterowie Edogawy „żyją w pełnej rozrywek stolicy prosperującego państwa, a mimo to dręczy ich bieda, prowadząca do zbrodni, oraz nuda, która staje się przyczyną rozwoju obsesji i paranoi”.

„Zagadki kryminalne, seanse spirytystyczne i paranormalne eksperymenty? (…) Uciechy zmysłowe? Wizyty w więzieniach, zakładach dla obłąkanych i pracowniach anatomicznych? Pozazdrościć, że tego typu sprawy wzbudzają w was jeszcze, (…) choćby cień zainteresowania. –  Mnie nawet powieka nie drgnęła, gdy usłyszałem, że zamierzacie (…) podglądać przeprowadzenie kary śmierci” – zwierza się znudzony bohater opowiadania „Czerwony pokój”.

Sporo w tych tekstach fałszywych śladów, dziwnych obiektów i odwiecznych zagadek. Edogawa lubi przesadę i makabrę. Choć w najbardziej okrutnych momentach potrafi być delikatny. Jakby scenę morderstwa pełną krwi i odciętych głów dziergał dla nas pieczołowicie na szydełku.

Edogawa był niezwykle krytyczny wobec własnej twórczości. Kilka razy nawet zawiesił karierę pisarską, bo nie spełniała jego oczekiwań. Do raz napisanych rzeczy nie lubił wracać. Zupełnie niesłusznie, bo są to utwory, do których zbrodnią byłoby nie wrócić.

Ranpo Edogawa, „Gąsienica”, tłumaczenie: Dariusz Latoś, Wydawnictwo Tajfuny.

Clarice Lispector, „Opowiadania wszystkie”

Clarice Lispector, "Opowiadania wszystkie" (Fot. materiały prasowe)

Opowiadania brazylijskiej pisarki Clarice Lispector są równie osobliwe jak teksty Edogawy, ale w zupełnie inny sposób. Tutaj świat jest, gorący, pełen ludzi i można od niego oszaleć. W tym świecie słońce uwięzione przez żaluzje wibruje na ścianie jak gitara. A księżyc wydaje się wadliwy.

Clarice Lispector urodziła się na Ukrainie jako Chaja Lispektor. Gdy była dzieckiem, jej rodzice przeprowadzili się do Brazylii. Tam żyła i tworzyła. Pisała powieści i opowiadania. Zbiór, który właśnie ukazał się po polsku, obejmuje cały okres jej twórczości. Mamy tutaj więc rzeczy wczesne i późne. Zapowiadające bardzo eksperymentalny język i takie, które te eksperymenty wieńczą.

Clarice Lispector (Fot. Paulo Gurgel Valente)

Opowiadania są bardzo zróżnicowane. Co prawda na początku może się wydawać, że będzie jedynie o nieszczęśliwej miłości, ale im głębiej w las, tym dziwniej się robi.

Jest to książka, którą czyta się przede wszystkim dla pełnych ironii i humoru mikroobserwacji. A tych jest w tej książce mnóstwo.

„Żyłam łatwo. Nigdy nie poświęciłam głębszych myśli żadnej sprawie. I żeby jeszcze bardziej sobie zaoszczędzić, nie do końca wierzyłam w czytane książki” – mówi bohaterka „Obsesji”.

Albo: „Jak oni sobie radzili w średniowieczu bez telefonu i samolotu? Tajemnica. Średniowiecze, kocham cię i twoje czarne, ciężkie chmury”.

Podobne artykułyTylko na Vogue.pl: Fragment nowej powieści Vincenta V. SeverskiegoVincent V. Severski Mimo że opowiadania nie są ze sobą fabularnie związane, to dobrze je czytać w takim porządku, w jakim zostały wydane. Łatwiej w ten sposób, zaczynając od młodzieńczych tekstów Lispector, przyzwyczajać się do jej języka, uczyć się tej specyficznej składni. Polecam jednak nie mieć do tych tekstów nabożnego stosunku. Jeśli czujemy, że opowiadanie nie jest w naszym stylu, lepiej je po prostu przekartkować i znaleźć następne, które przykuje naszą uwagę. W całym zbiorze jest ich bowiem aż osiemdziesiąt cztery. Mnie najbardziej spodobałby się „Małpy”, „Pozostałości karnawału”, „Piąta historia”, „Szczera przyjaźń” i „Ewolucja krótkowzroczności”.

W tych tekstach dominują: miłość, zdrada, seks, pieniądze, ekstrawagancja, tropikalne zwierzęta, podróże, pijaństwo, mocne osobowości oraz relacje międzyludzkie ustawione na ostrzu noża. Dużo w tych opowiadaniach paradoksów oraz niejednoznacznych uczuć, z którymi bohaterki nie wiedzą, co zrobić. Clarice Lispector jest wobec swoich postaci wspaniale bezlitosna. Punktuje wszystkie ich niekonsekwencje – początek zdania objaśnia, że jakaś bohaterka nie przepadała za ludźmi, a w zakończeniu pojawia się informacja o tym, że tym bardziej do nich lgnęła. Człowiek jest tutaj zdany na kaprysy drugiego człowieka. Raj i piekło w jednym. „Wszystko wydawało mi się jednak jałowe. On był człowiekiem trudnym, odległym i najgorsze było to, że mówił szczerze o swoich słabych stronach: gdzież więc go zaatakować, jeśli on zna siebie?” – czytamy w „Przerwanej historii”.

Nie jest to jednak literatura zupełnie pozbawiona nadziei. Postaci Lispector nigdy nie przestają o siebie walczyć i próbują za wszelką cenę osiągnąć emocjonalny i finansowy sukces. Autorka sprytnie ich pociesza: „cały dom czekał na to, że wiatr dobrobytu na nowo powieje po kolacji. Co się może wydarzyć jakiejś innej majowej nocy”.

Clarice Lispector, „Opowiadania wszystkie”, tłumaczenie: Wojciech Charchalis, Wydawnictwo W.A.B.

Uzodinma Iweala, „Ani złego słowa”

"Ani złego słowa", Uzodinma Iweala (Fot. materiały prasowe)

Klasyczny melodramat z tragicznym finałem. Powieść o niewykorzystanych szansach. O kimś, kto nie zdążył w życiu nic powiedzieć. Ani dobrego, ani złego.

Wyobraź sobie, że jesteś głównym bohaterem książki. Twoi rodzice wyjechali w młodości do Stanów. Ich rodzinny kraj był biedny i konserwatywny. W Stanach podoba im się komfort życia, ale obyczaje nie za bardzo. Twoi rodzice uważają, że świat idzie w złym kierunku, a na Ameryce „kładzie się cień obrzydliwości”. Tobie nic nie przeszkadza. Nie masz chyba jeszcze wyrobionego światopoglądu. Jesteś zależny od tego, co powiedzą ci inni. Od tego, czy ich słowo będzie dobre czy złe.

Ale świetnie się uczysz i podrywa cię fajna dziewczyna, której ojciec pracuje w Białym Domu. Twoi rodzice śnią amerykański sen i dziękują Bogu za to, co dostali od losu. Pewnego dnia jednak twój ojciec zauważa, że używasz Grindra. W ten sposób dowiaduje się, że jesteś gejem. I nagle sen się zacina. 

Tak zawiązuje akcję swojej książki Uzodinma Iewala, amerykański pisarz nigeryjskiego pochodzenia. Wcześniej w Polsce ukazała się jego powieść „Bestie znikąd”. W obydwu książkach bohaterem jest dziecko rzucone w okrutny świat, w którym nie da się zbyt długo wytrzymać. Najpierw doświadcza się chaosu, a potem się znika, sugeruje autor.

W jednej ze scen „Ani złego słowa” główny bohater o imieniu Niru w geście bezradności uderza otwartą dłonią w ścianę. Zauważa wtedy, że jego czarna dłoń czasami robi się różowa i przez chwilę wygląda jak dłoń białego dziecka. „Skóra na dłoni robi mi się różowa, tak samo jak robi się im, tylko kiedy boli, kiedy zrobię sobie krzywdę albo się zestresuję”.

Istotnym elementem książki jest suspensowa konstrukcja. Zakończenie sprawia, że nagle wszystkie wypowiedziane od początku słowa, stają się dziwnie ostateczne.

Uzodinma Iweala, „Ani złego słowa”, tłumaczenie: Piotr Tarczyński, Wydawnictwo Poznańskie

Maria Reimann, „Nie przywitam się z państwem na ulicy. Szkic o doświadczaniu niepełnosprawności”

"Nie przywitam się z państwem na ulicy...", Maria Reimann (Fot. materiały prasowe)

„Nie przywitam się z państwem na ulicy” Marii Reimann opowiada o doświadczeniu niepełnosprawności. Bohaterkami książki są kobiety z zespołem Turnera, czyli kondycją genetyczną spowodowaną całkowitym lub częściowym brakiem jednego z chromosomów X. Kobiety z zespołem Turnera nieleczone hormonem wzrostu osiągają wzrost przeciętnie 140 cm. 99 proc. z nich cierpi na bezpłodność. Wiele walczy z depresją.

Należy od razu zaznaczyć, że nie jest to klasyczny tekst, w którym naukowczyni opisuje z dystansu interesujący ją problem i grupę ludzi. Wręcz przeciwnie, jest to opowieść kogoś, kto jednocześnie obserwuje i poddaje się obserwacji.

Maria Reimann jest osobą niedowidzącą, więc nie tylko analizuje niepełnosprawność, ale także na co dzień jej doświadcza.

Reimann przypomina, że w 1980 roku WHO ogłosiło, że „niepełnosprawność wynika nie tylko z kondycji ciała, ale i ze sposobu, w jaki na odmienność czy niesprawność ciała reagują inni”. Odpowiedź świata jest istotnym elementem całej książki.

Autorka zestawia swoje doświadczenia i doświadczenia innych kobiet, wskazując na przełomowe momenty w postrzeganiu swojej kondycji oraz budowaniu relacji z otoczeniem. Szuka odpowiedzi na pytania o to, kiedy dowiadujemy się, że jesteśmy niepełnosprawni i kto to określa. Diagnoza to przecież proces rozłożony w czasie i bierze w nim udział wiele osób. 

Życie z niepełnosprawnością – jak mówi autorka – jest ciągłym nawigowaniem między poczuciem wyjątkowej niesprawiedliwości i dzielności a poczuciem zwyczajności. Szczerość Reimann sprawia, że ta książka ma w sobie coś z dobrej powieści autobiograficznej. Jej narratorka jest jednocześnie subtelna i bezwzględna. Opisując codzienne życie, przyłapuje się na drobnych unikach i małych kłamstewkach. W szerszej perspektywie jest to opowieść o tym, co to znaczy widzieć siebie i innych. Kwestię spostrzegania drugiej osoby przewrotnie komentuje już sam tytuł: „Nie przywitam się z państwem na ulicy”.

W ogóle dużo w tej książce przewrotności. Jest to historia pełna alternatywnych perspektyw i poetyckich zaskoczeń. Podam dwa przykłady. Pierwszy: „Okulary zwiększające kontrast. (…) Nie będę nosić okularów, które sprawią, że moja niepełnosprawność stanie się oczywista, widoczna. Za nic nie wyszłabym na miasto w okularach osoby niedowidzącej. Lubię tylko małą srebrną lornetkę o podwójnej ogniskowej (…), bo jest zgrabna, fajna, i każdy chce przez nią popatrzeć”. Drugi: „Idziemy w nocy przez las. Zasiedzieliśmy się u znajomych i nie zauważyliśmy, kiedy zapadł zmrok. Jest zupełnie ciemno (…) Mam dwanaście lat i chyba po raz pierwszy jestem tak zupełnie po ciemku w lesie. A na pewno pierwszy raz orientujemy się (…), że w tym ciemnym lesie najlepiej odnajduję się właśnie ja. To ja wiem, gdzie jest ścieżka i czy leży w poprzek niej zwalone drzewo. (…) Nareszcie to ja mówię: »uważajcie, korzenie«”.

Maria Reimann, „Nie przywitam się z państwem na ulicy”. Wydawnictwo Czarne.

Łukasz Wojtysko
Proszę czekać..
Zamknij