Znaleziono 0 artykułów
13.09.2019

Opowieść filozoficzno-obyczajowa z wątkami kulinarnymi

13.09.2019
Mikołaj Komar "Wtajemniczenia" (Fot. Materiały prasowe)

Lektura „Wtajemniczeń” Michała Komara to wyzwanie zarówno intelektualne, jak i kulinarne. Zanotowałam nazwiska autorów, filozofów i myślicieli, do dzieł których powinnam sięgnąć. A gdy dowiedziałam się z wiarygodnego źródła, że autor prywatnie jest wyśmienitym kucharzem, to zanotowałam też kilka jego autorskich przepisów. 

„Jest wiele przepisów na mus czekoladowy, ja wybieram najprostszy. Roztopić gorzką czekoladę na parze. Dodać nieco rumu albo brandy. Oddzielić białka od żółtek. Żółtka zmieszać z masą czekoladową. Białka ubijać na sztywno i dodać do masy. Skórkę świeżej pomarańczy zetrzeć na tarce. Dodać. Miąższ marakui przetrzeć przez sitko. Dodać. Schłodzić. Łatwe”. Przepis zapowiada smakowity deser, ale żeby była jasność, nie pochodzi z francuskiej książki kulinarnej, lecz z powieści „Wtajemniczenia”Michała Komara, którą pozwalam sobie określić filozoficzno-obyczajową. Mus wyjdzie palce lizać, ale przede wszystkim ma sprzyjać przypływowi energii i ożywić dyskusję o „Antygonie”, która przeciągnęła się do późnej nocy. 

Mus przyrządza wierny sługa, który od dziesięciu lat pracuje na kontrakcie u pani E. Do jego obowiązków należy robienie zakupów, przygotowywanie posiłków, dobieranie do nich odpowiednich trunków i serów, odkurzanie książek w bibliotece, wożenie pracodawczyni na spotkania, do teatru, na koncerty czy do salonu kosmetycznego i fryzjera oraz dotrzymywanie towarzystwa.

Pani E. to bogobojna katoliczka (jak zapewnia), leciwa dama, około dziewięćdziesiątki, o arystokratycznym pochodzeniu. Dużo czasu spędza w przedwojennym rodzinnym dworku na wsi, odebranym przez władze ludowe w ramach reformy uwłaszczeniowej, odzyskanym w latach 90. Pani E. żyje wspomnieniami, książkami, muzyką, a każdego dnia towarzyszą jej odpowiednie rytuały. Jest „dobrą panią”, która czuje potrzebę krzewienia kultury wśród uboższych warstw społeczeństwa, którym nie dana była odpowiednia edukacja. Podsuwa więc różne lektury służącemu, a przy możliwej okazji – jak na przykład podczas żmudnego drylowania wiśni czy smażenia konfitur – odpytuje go i nakłania do wyrażania opinii. 

Autor uczynił służącego, czyli lokaja, kamerdynera, kredensowego, pokojowego, szofera i kucharza zarazem, narratorem powieści. Służący – agnostyk i „wierny czytelnik tygodników dla niewiast o wykształceniu niższym, a to z uwagi na wzruszające opowiadania miłosne, łatwe krzyżówki z nagrodami oraz informacje o życiu gwiazd telewizyjnych, filmowych i teatralnych” – relacjonuje codzienność na służbie u pani E., przytaczając opowieści z jej bogatego, długiego, pełnego przygód i wrażeń życia. Robi to z cudnym dystansem, bez oceniania, choć czasem z odrobiną sarkazmu czy ironii, tak że czasem można popłakać się ze śmiechu, a czasem z goryczy. 

Mikołaj Komar (Fot. MAREK ZAWADKA/REPORTER)

Sługa jest mistrzem w układaniu menu, tak by pasowało do nastroju chlebodawczyni, by serwowane specjały wywoływały na jej twarzy zadowolenie. Gdy poczuje się dotknięty uwagą pani E., potrafi złośliwie przyrządzić danie tak, by poczuła wyrzuty sumienia.

Wróćmy do „Antygony”. Tamtego dnia sługa zawiózł panią E. do fryzjera, potem oboje udali się do teatru na nową inscenizację dramatu Sofoklesa. Sługa spytany po przedstawieniu, czy przeżył katharsis, odparł, że czuje sympatię do aktorki grającej rolę tytułową, że jej korzystny wygląd prawdopodobnie wynika z ciąży, w którą zaszła z reżyserem spektaklu, o czym dowiedział się z kolorowej gazety. Na to pani E. kazała odwołać zaproszenie reżysera na kolację, a jego miejsce zajął pisarz K. Przybył też Antoni, siostrzeniec pani E., którego należało „wyprowadzić na ludzi”. 

Na przystawkę i początek burzliwej dyskusji o inscenizacji oraz wywołujących spory uczynkach Antygony i Kreona nasz zacny narrator podał „homara z majonezem wzbogaconym kaparami i szczyptą estragonu. Do tego pinot blanc Chateau de Schengen, wino ze wszech miar pogodne, zgoła wesołe”. Następnie – dobrze sklarowany rozgrzewający bulion, a na danie główne kuropatwy. „Piekły się obłożone słoniną i sparzonymi liśćmi winorośli. Pokrojone wątróbki smażyłem na maśle, dodając, prócz soli i pieprzu, trochę także szałwii. Potem roztarłem je na masę, którą posmarowałem kromki bułki. Te wsunąłem do piekarnika na pięć minut. Osobno dodałem konfiturę z borówek”. Gdy rozmowa osiągnęła wysoką temperaturę, „ruszyłem czym prędzej po sery”: oscypek podgrzany w oparach śliwowicy łąckiej, Langres, który w stanie dojrzałym osiąga aromat wędzonego boczku, i Ubrico o smaku sfermentowanego słonawego ananasa”. 

Kłótni i tak nie dało się uniknąć. Antoni nie opanował emocji, wstał od stołu, rzucił się na pisarza K., poddusił go trochę i wyszedł, trzasnąwszy drzwiami. Ale o to chyba chodziło pani E., wywnioskował sługa. 

Gdy i pisarz stracił przytomność, sama poczułam się w obowiązku przeczytać ponownie po „Antygonę”.

Lektura „Wtajemniczeń” to wyzwanie zarówno intelektualne, jak i kulinarne. Zanotowałam nazwiska autorów, filozofów i myślicieli, do dzieł których powinnam sięgnąć. A gdy dowiedziałam się z wiarygodnego źródła, że Michał Komar prywatnie jest wyśmienitym kucharzem, to zanotowałam też kilka jego autorskich przepisów. 

Na razie przetestowałam najprostszy, na tartę ze śliwkami: „Weź 150 gramów mąki, 100 gramów masła, 50 gramów cukru pudru, żółtko, sól. Zagnieć ciasto i włóż je do lodówki na co najmniej pół godziny. Śliwki umyj, przełam, pozbaw pestek. Ciasto rozwałkuj do grubości około pięciu milimetrów, ułóż w formie, ponakłuwaj widelcem, aby zapobiec wybrzuszeniom w trakcie pieczenia. Włóż do pieca rozgrzanego do 220 stopni Celsjusza na dziesięć minut. Następnie wyjmij ciasto z pieca i ułóż na nim połówki śliwek, posyp cukrem pudrem i cynamonem. Piecz około 20 minut”. 

Wyszła przepyszna, dwa dni później musiałam upiec kolejną.

Michał Komar, „Wtajemniczenia”, wznowienie, Wydawnictwo Czuły Barbarzyńca, już w księgarniach

Maria Fredro-Boniecka
Proszę czekać..
Zamknij