Znaleziono 0 artykułów
25.06.2020

Polki rządzą Netfliksem

25.06.2020
„Erotica 2022” (Fot. Materiały prasowe Netflix)

Netflix coraz więcej seriali produkuje w Polsce. Międzynarodowy sukces „W głębi lasu” to dopiero początek. W najbliższym czasie na platformę trafią kolejne dwie oryginalne rodzime produkcje. Po raz pierwszy w polskich mediach piszemy o emancypacyjnej dystopii „Erotica 2022”.

Amerykańska platforma zwraca się ku Polsce. Netflix stworzył Globalny Fundusz Pomocowy, u nas realizowany we współpracy z Krajową Izbą Producentów Audiowizualnych, żeby pomóc filmowcom w czasie kryzysu. – Chcemy przekazać 2,5 mln zł dla członków ekip z sektora telewizyjnego i filmowego, najbardziej dotkniętych skutkami pandemii – mówi Anna Nagler, doświadczona producentka, która pod koniec kwietnia objęła nowo utworzone stanowisko Dyrektor Lokalnych Produkcji Oryginalnych dla Europy Środkowo-Wschodniej. – Intrygują nas polskie produkcje, polscy twórcy i historie, które chcą opowiedzieć – dodaje. Co łączy najnowsze polskie propozycje na Netfliksie? Autorski głos, ręka na pulsie i mocne wątki kobiece.

W głębi duszy

„W głębi lasu” (Fot. Materiały prasowe Netflix)

Wyprodukowany przez Nagler jeszcze przed objęciem nowej posady „W głębi lasu” widzowie mogą oglądać na Netfliksie od połowy czerwca. To polska adaptacja kryminału Harlana Cobena. Amerykanin sprzedał serwisowi prawa do 14 swoich tytułów. Serial powstał w błyskawicznym tempie: szkic scenariusza trafił do Netfliksa w styczniu 2019 r., a we wrześniu zakończono zdjęcia. – To była trudna adaptacja. Coben pisze w refleksyjnym stylu, do tego tekst oryginalny był w pierwszej osobie i zawierał dużo opisów przeżyć emocjonalnych postaci – mówi Bartosz Konopka („Lęk wysokości”), który wyreżyserował odcinki od czwartego do szóstego. Pierwsze trzy przypadły Leszkowi Dawidowi („Jestem Bogiem”). – Amerykanie nam zaufali. Jedynie na etapie montażu upewniali się, że między scenami istnieje „nić łącząca”. Poza tym nie mieli uwag – dodaje twórca.

„W głębi lasu”  (Fot. Materiały prasowe Netflix)

Na ekranie śledzimy losy prokuratora Pawła Kopińskiego (Grzegorz Damięcki), który dostaje szansę wyjaśnienia osobistej tragedii sprzed lat. – Poznajemy czterdziestoparolatka, samotnie wychowującego córkę, wypalonego, osamotnionego w miejskiej dżungli. Mężczyzna tęskni za żoną, która zmarła na raka. I za siostrą, która dawno temu zaginęła na letnim obozie. Ale jej ciała nigdy nie znaleziono. Ktoś wciąga go w intrygę. Wkrótce pierwszy raz od lat spotyka Laurę, pierwszą miłość, poznaną tamtego lata. Ona ma już rodzinę i swoje życie. Zbliżają się. Ale to, co ich połączy, to nie romans. Mówimy bardziej o wspieraniu drugiego człowieka, pomaganiu sobie nawzajem. W głębi lasu” jest dla widza terapeutycznym lustrem. Jeśli bohaterom się uda, to jemu też może – opowiada Konopka.

„W głębi lasu” (Fot. Materiały prasowe Netflix)

Podczas gdy w literackim pierwowzorze pierwsze skrzypce grał mężczyzna, w serialu mocno rozbudowano perspektywę kobiecą. W Laurę wciela się niezawodna Agnieszka Grochowska. Fanem wątku męża Laury, dodanego przez scenarzystów, jest sam Coben. – Ci ludzie rozumieją swoje emocje. Łączy ich głęboka, dojrzała i bardzo piękna relacja – mówił pisarz w wywiadzie dla „Gazety Wyborczej”, zachwycając się także warsztatem aktorów. Konopkę cieszy świetny (także za granicą!) odbiór roli Grzegorza Damięckiego. – Nie chcieliśmy powielać schematów. Wiedzieliśmy, że Grzegorz ma dojrzałość, bagaż doświadczeń, autorefleksję. Na castingach udowodnił, że będzie świetny. Jest w nim rozedrganie i on był gotów je pokazać. Bardzo wrażliwie zagrał tę postać. Na ekranie jest raczej jak Sean Penn niż amant, z którym do tej pory niesłusznie go kojarzono. Mam nadzieję, że dla niego to będzie przełomowa rola. Po zakończeniu pracy nad serialem Harlan Coben przysłał twórcom wideo. Powiedział, że to niesamowite, że on napisał książkę, nad którą teraz gdzieś w Polsce ktoś się pochylił. I że ci polscy aktorzy mają w oczach coś, co hipnotyzuje – wspomina Konopka.

„W głębi lasu”  (Fot. Materiały prasowe Netflix)

Sex education

„Sexify” (Fot. Materiały prasowe Netflix)

Kolejna wyczekiwana polska nowość na Netfliksie to ośmioodcinkowa komedia „Sexify”. Przez pandemię premiera przeniesiona została na początek 2021 r. Serial opowiada o trzech młodych dziewczynach, które dostrzegając zawiłości kobiecych pragnień związanych z życiem intymnym, postanawiają stworzyć odpowiadającą na nie aplikację. Taki był punkt wyjścia projektu, z którym do Netfliksa zgłosił się Jan Kwieciński („W lesie dziś nie zaśnie nikt”) z Akson Studio. Serial reżyserują Piotr Domalewski („Cicha noc”) i Kalina Alabrudzińska („Nic nie ginie”). – To jest opowieść o dojrzewających dziewczynach. Co nas różni od innych polskich produkcji na ten temat? Owszem, bohaterki muszą wiele rzeczy pokonać, ale natury tych zmagań nie determinuje płeć. Decydują o sobie, walczą o siebie, wiedzą, że mają do tego prawo. Męskich postaci nie traktujemy po macoszemu, ale nie są na pierwszym planie. Mówimy o ciele. O tym, że seks daje energię do życia, przez niego można się wyrazić. Sceny seksu są emocjonalne, zmysłowe i dość odważne. Ale nie sam akt jest dla nas najważniejszy – skupiamy się na odkrywaniu kobiecej siły i seksualności. Nie dostaliśmy żadnych wytycznych obyczajowych. Musieliśmy tylko pamiętać, że robimy pikantną komedię w duchu girl power. Ma być dla dwudziestoparolatków inspirująca – mówi Alabrudzińska.

Nad tym, by produkcja była czytelna dla zagranicznej publiczności, czuwali przedstawiciele platformy. W rolach głównych wystąpiły Maria Sobocińska („Pan T.”), Sandra Drzymalska („Powrót”) i debiutantka, Aleksandra Skraba. Polska jest na ekranie widoczna w kolorycie, we wnętrzach, w charakterach. – Dotykamy wszystkich tematów, które są przedmiotem dyskusji w Polsce i poruszają nasze społeczeństwo. Ale to nie kino społecznie zaangażowane. „Dostępność” to słowo klucz. Aktorki miały być charyzmatyczne, ładne, ale nie onieśmielające. Widz ma w nich zobaczyć siebie, więc muszą być prawdziwe – podkreśla reżyserka, odrzucając tym samym wszelkie skojarzenia z matką wszystkich „kobiecych” seriali, czyli „Seksem w wielkim mieście”.

Erotyczna dystopia

„Erotica 2022” (Fot. Materiały prasowe Netflix)

Emancypacyjny charakter będzie miała z pewnością także „Erotica 2022”, która trafi na platformę jesienią. Na planie spotkało się pięć wybitnych reżyserek i pisarek. Olga Chajdas adaptuje Gaję Grzegorzewską, Anna Kazejak – Olgę Tokarczuk, Katarzyna Adamik – Joannę Bator, Anna Jadowska – Grażynę Plebanek, a Jagoda Szelc – Ilonę Witkowską. Ze współpracy pięciu duetów powstało pięć dystopijnych etiud-esejów. Każda trwa około pół godziny. „W świecie, gdzie kobiety są produktami, macierzyństwo jest obowiązkiem, a seksualność jest represjonowana, pięć bohaterek zmierzy się ze światem pełnym absurdów i chorych konfrontacji, brakiem prawdziwych emocji i samotnością. Świat, pokazywany na ekranie nie jest prawdziwy, ale bardzo wiarygodny i przypominający naszą teraźniejszość” – czytamy w opisie projektu. Za produkcję odpowiadała Marta Lewandowska ze studia Friends with Benefits.

„Erotica 2022” (Fot. Materiały prasowe Netflix)

– Ten projekt zrodził się z niepokoju i buntu – zdradza Kazejak. – Chciałyśmy zrobić film „z brzucha i bez cenzury”. Bazować na tekstach polskich pisarek i poruszać tematy przemocy, erotyki, seksualności kobiet. Szybko stało się jasne, że pieniędzy musimy szukać u prywatnych inwestorów, a sam film realizować w grupie przyjaciół. Projekty stricte emancypacyjne i związane z sytuacją kobiet nie mają w tym momencie szans na państwowe pieniądze. Faworyzowane są raczej produkcje komercyjne. Świat stanął na głowie! Nic w Polsce nie budzi tak negatywnych reakcji jak słowo feminizm. Ten projekt jest manifestem w kraju, w którym nie rozmawia się o edukacji seksualnej, w którym męska perspektywa dominuje w każdej sferze, tak filmowej, jak i erotycznej. Bijemy w gong – podkreśla Kazejak. 

Feministyczny wydźwięk jest wyczuwalny także za kulisami. – Uważam, że kobiety mają trudniejszy dostęp do zawodu. Dlatego postanowiłam, że u mnie na planie będą miały pierwszeństwo. Jeśli można korzystać ze swojej pozycji na rynku, by innym kobietom pomagać, to należy to robić – podkreśla Kazejak. Operatorką kamery w jej filmie była Ita Zbroniec-Zajt, niemal wszystkie piony miały za szefowe kobiety. – Wbrew temu, co wszyscy myślą, polskie reżyserki się wspierają. Oczywiście jest rywalizacja, ale też siostrzeństwo – dopowiada Chajdas. – Spodobało się nam to, że dostajemy do zinterpretowania historię, która jest nie do końca nasza – wspomina Adamik. – Każda z nas w tym sensie debiutowała, robiła coś nowego. Mi  na przykład bliski jest realizm, a dostałam od Joanny Bator na warsztat coś bardzo nierealistycznego, mrocznego, wręcz teatralnego. Musiałyśmy się wpasować w uniwersum naszych pisarek. Chajdas dopowiada: – Wszystkie wyszłyśmy ze strefy komfortu, aktorki też. W moim filmie [grająca główną rolę] Małgosia Bela jeździ limuzyną i strzela z dubeltówki! U Adamik na pierwszym planie zobaczymy Agnieszkę Żulewską i Juliana Świeżewskiego, u Anny Kazejak Agatę Buzek, Andrzeja Konopkę i Sebastiana „Stankiego” Stankiewicza, u Jadowskiej Monikę Pikułę i Ignacego Lissa, a u Jagody Szelc – Sarę Celler Jezierską i Sebastiana Pawlaka.

Olga Chajdas (Fot. Artur Zawadzki/REPORTER)

Czy autorki musiały pilnować odgórnie narzuconych przez Netflix granic obyczajowych? Chajdas: – Granica tego, co można pokazać, jest dość jasna. My akurat opowiadamy o przekraczaniu cielesności. I o grzechu przeoczenia: przyzwalasz na jedną rzecz krzywdzącą kobiety, a za jakiś czas budzisz się w koszmarze. Adamik dodaje: – Producenci prosili nas tylko, żeby to nie była pornografia. Ale my i tak nie szokujemy golizną, wywołujemy dyskomfort raczej emocjonalny. Obraz seksu, jaki się z tego wyłania z tych opowieści polskich reżyserek, jest naprawdę mroczny. Zimny i brutalny świat odarty z romantyzmu.

Co było w „Erotice 2022” najważniejsze dla Jagody Szelc, która jako ostatnia dołączyła do zespołu twórczyń? – Po pierwsze, bardzo chciałam zrobić film, który opowiada o kobiecie i kompletnie nie zajmuje się mężczyznami. W moim świecie mężczyźni nie są opresyjni, źli – oni w ogóle nie są tematem. Tak rozumiem głęboki feminizm. Druga sprawa: erotyka. Dla mnie w erotyce nie chodzi o seks. Raczej to, że kobieta rozpoznaje siebie, swoje potrzeby i umie je spełniać. Moja bohaterka mówi swojemu facetowi wprost, czego pragnie – tłumaczy twórczyni „Wieży. Jasnego dnia”. Szelc w swojej dystopii mocno podkreśla wątek ekologiczny i klimatyczny. – Przez pandemię wiele elementów, które w naszym filmie miały być dystopijne, nagle stały się rzeczywistością – mówi twórczyni, która jako jedyna pracowała na kanwie utworu poetyckiego. – Mamy w Polsce wiele wspaniałych współczesnych poetek: Basię Klicką, Małgorzatę Lebdę i właśnie Ilonę Witkowską, z którą chciałam pracować, jeszcze zanim pojawiła się możliwość dołączenia do tego projektu. I to była najlepsza pisarska współpraca w moim życiu. Wydaje mi się, że poezję łączy z filmem więcej niż z prozą. Krótki metraż ma w sobie ten sam rdzeń, co haiku. Dlatego ja byłam zainteresowana tym filmem nie tylko ze względu na tematykę, lecz także formę. Szelc podkreśla, że „Erotica 2022” to antologia. – Rozumiem to w ten sposób, że wszystkie odpowiadamy na to samo pytanie, choć każda zupełnie inaczej. Nasze postawy są różne, bo kobiety są różne. Walka o prawa kobiet to między innymi walka o świadomość tej różnorodności, odrzucenie przymusu ujednolicenia. Kazejak zdaje się myśleć podobnie: – Początkowo chciałyśmy to uspójnić, jakby to był jeden film, który opowiada jedną historię. Ale zdałyśmy sobie sprawę, że mamy na pokładzie arcywyraziste pisarki i autorki, każdą ze swoim odrębnym stylem. Dałyśmy sobie autonomię. 

Etiudy łączy tylko muzyka. Jej kompozytorką jest debiutująca w kinie Joanna Duda. Chajdas kwituje: – Nasz film pokaże, że nie ma czegoś takiego jak kino kobiece. Jest tyle kin, ile kobiet, które je robią.

O produkcjach przeczytacie także w nowym, wakacyjnym wydaniu "Vogue Polska",

Anna Tatarska
Proszę czekać..
Zamknij