Znaleziono 0 artykułów
13.05.2023

Przemocowy związek jako sposób realizacji potrzeby akceptacji

13.05.2023
Il. Nastka Drabot

Kompleksy, niskie poczucie własnej wartości i ciągły lęk przed porzuceniem doprowadziły Bartka do uwikłania w toksyczną relację, w której przemoc – zarówno psychiczna, jak i fizyczna – były na porządku dziennym. Jak udało się mu z niej uwolnić? Wysłuchujemy jego historii.

Od zawsze byłem inny – gruby, z niepełnosprawnością, przez którą lekko kuleję. Wyśmiewano mnie w szkole, na ulicy czułem wzrok innych ludzi. Nigdzie nie przynależałem. Paradoksalnie jednak dzięki niechęci otoczenia łatwiej zaakceptowałem to, że jestem gejem. Kolejna „inność” nie zrobi mi już różnicy, stwierdziłem. Akceptację znalazłem na internetowych grupach dla fanów i fanek komiksów. Mimo to w realu doskwierała mi samotność. Marzyłem, że po przeprowadzce na studia do dużego miasta znajdę swoich ludzi.

W poszukiwaniu akceptacji

Kiedy w końcu wyprowadziłem się z domu rodzinnego, czułem ekscytację. Zacząłem być aktywny na portalach dla społeczności LGBTQ+. Chciałem zbudować nową grupę znajomych, randkować. Od innych gejów zacząłem jednak dostawać nieprzyjemne wiadomości. Pisano: „Co tu robisz, gruba świnio?”, „Prosiak”, „Knur”, „Nie wstyd ci się tutaj pokazywać?”. Wiedziałem, że osoby po drugiej stronie monitora chcą sobie ulżyć albo poczuć się lepiej same ze sobą. Współczułem im, mimo to bolały mnie te opinie. Dostawałem też wiadomości od mężczyzn „zatroskanych” stanem mojego zdrowia i wyglądem. Niepytani doradzali, co mam w sobie zmienić, by nie skończyć tragicznie.

Tego typu reakcje niszczyły moje – i tak niskie – poczucie własnej wartości. Coraz częściej szukałem zewnętrznej walidacji samego siebie. Dlatego zacząłem umawiać się na hook-upy [przygodny seks – przyp. red.]. Jedne były w porządku, inne traumatyzujące. Zdarzało się, że facet odchodził, bo, jak twierdził, „nie umawiał się z kaleką”. Innych odstraszała waga, chociaż wcześniej otrzymali moje zdjęcie.

Odrzucenie rozumiane jako synonim relacji

Nigdzie nie pasuję, dla nikogo się nie nadaję – myślałem o sobie przez kolejne dwa lata. Mój lęk przed odtrąceniem się pogłębiał. Odrzucenie stało się też synonimem relacji. Jednocześnie pragnąłem bliskości. Chciałem mieć kogoś, do kogo będę mógł się przytulić, porozmawiać, spędzić czas… Dlatego odważyłem się i założyłem konto na Fellow, jednym z portali randkowych. Tak poznałem rok ode mnie starszego Fryderyka. Wymieniliśmy kilka miłych wiadomości, po czym umówiliśmy się na randkę. Pamiętając wcześniejsze doświadczenia, powstrzymywałem entuzjazm.

Od razu zwrócił moją uwagę. Intensywnie pachniał papierosami, co kojarzyło mi się z moją mamą, która jest nałogową palaczką, więc instynktownie przy Fryderyku czułem się bezpiecznie. Za pierwszym razem przegadaliśmy cały wieczór. Kolejne randki wypełniały czułe słowa, śmiech i wzajemna fascynacja. Pamiętam, że dużo się przytulaliśmy. Seks był satysfakcjonujący. Przez moją potrzebę walidacji, bardzo szybko się przywiązywałem. Dlatego na zakochanie nie potrzebowałem dużo czasu. Co prawda Fryderykowi nigdy nie powiedziałem: „Kocham cię”. Bałem się. Wcześniej wyznanie miłości było początkiem końca relacji.

Il. Nastka Drabot

Przyciąganie i odpychanie, czyli mechanizm przemocowego związku

Po kilku tygodniach atmosfera między nami zaczynała gęstnieć, a ja coraz częściej trafiałem na emocjonalną ścianę. Dziś pewnie wycofałbym się z tego związku, wtedy odbierałem to jako wyzwanie. Gdy tylko jeszcze bardziej się postaram, dam z siebie więcej, na pewno mnie pokocha, wmawiałem sobie. Codziennie budziłem się ze strachem przed odrzuceniem. Tak silnym, że gdy pojawiły się pojedyncze uderzenia w tył głowy, uznawałem, iż na pewno na nie zasłużyłem. Coraz częściej Fryderyk bił mnie z błahych powodów. Dostawałem z pięści za to, że się spóźniłem, że się źle odezwałem albo zrobiłem coś inaczej, niż on sobie to wyobraził. Albo gdy uznawał, że przyniosłem mu wstyd. Kiedy mówiłem, że mnie boli, że przemoc jest zła, słyszałem: „Robię ci łaskę, że z tobą jestem”, „Powinieneś być mi wdzięczny!”, „Kto takiego grubasa będzie chciał?”. Wierzyłem mu. Wmówił mi, że problem tkwi we mnie. Moje potrzeby bliskości czy usłyszenia dobrego słowa uznawał za pazerność. Twierdził, że jestem zbyt emocjonalny, że za dużo gadam. Moje zainteresowanie komiksami w połączeniu z pogodną aparycją i charakterem odbierał jako dziecinadę. On był poważny.

Mimo że byliśmy ze sobą już niemal rok, a Fryderyk był wyoutowany, dla jego znajomych pozostawaliśmy przyjaciółmi. Moich nigdy nie chciał poznać. Któregoś razu zaprosił mnie do siebie na domówkę. Przypadkowo powiedziałem o nim „mój chłopak”. Bardzo się zdenerwował. Gdy zostaliśmy sami, dotkliwie mnie pobił. Kopał po brzuchu, nogach. Zawsze robił to tak, aby nie było śladów. To był pierwszy dzwonek alarmowy. Jednak nikomu o zdarzeniu nie powiedziałem. Cały czas towarzyszyło mi uczucie, że złapałem Pana Boga za nogi, bo ktoś mną się zainteresował.

Po przemocowym wydarzeniu następowały dni błogości. Fryderyk stawał się partnerem idealnym. Dopieszczał mnie, ponownie prawił komplementy. Najpierw mnie odpychał, a gdy byłem za daleko i istniała szansa, że ucieknę, zaczynał na powrót przyciągać. Dziś domyślam się, że przemoc była jego narzędziem kontroli, bo tak jak i ja bał się odrzucenia. Natomiast wtedy desperacko chciałem Fryderyka przy sobie zatrzymać. Wszystko zmieniło się jednego wieczoru, gdy z powodu zapomnianego portfela, po który musiałem się wrócić, spóźniłem się na spotkanie z nim. Już od wejścia czułem, że coś wisi w powietrzu. Zaczął mnie bić, kopać. Chciałem uciec, ale wcześniej umówiliśmy się, że będę u niego nocował. Bałem się, że jak wyjdę, jeszcze bardziej go zdenerwuję. Mimo złości Fryderyk chciał się kochać. „Nie, nie mam siły”, odpowiedziałem. Ale on już postanowił. Zmusił mnie do seksu.

Z jego domy wyszedłem dopiero nad ranem. Zablokowałem go w telefonie i we wszystkich social mediach. Minął tydzień, zanim dotarło do mnie, że zostałem zgwałcony. Fryderyk nie szukał ze mną kontaktu. Nigdy więcej go nie zobaczyłem. Nie zgłosiłem wydarzenia na policję, ponieważ nie byłem wyoutowany w domu rodzinnym. Powiedziałem tylko przyjaciółce i poprosiłem, by zachowała to w tajemnicy. Nie chciałem „robić afery”, więc wmówiłem sobie, że nic takiego się nie stało.

Terapia: Próba podźwignięcia się po traumatycznych wydarzeniach

Przez następne trzy lata na próżno usiłowałem odbudować zniszczone poczucie własnej wartości. W tej bezsilności szukałem dla siebie zajęcia. Tak trafiłem do środowiska osób transpłciowych. To od nich, tak nietolerowanych w naszym społeczeństwie, dostałem ogromne wsparcie. Otoczyły mnie opieką, miłością. Czułem się potrzebny i doceniany. Zacząłem w sobie odkrywać drugiego Bartka, którego można lubić i akceptować takim, jakim jest.

Psycholożka działająca na rzecz osób transpłciowych namówiła mnie na terapię u zaprzyjaźnionej specjalistki. Wspólnie zaczęliśmy rozkładać „mój problem” na czynniki pierwsze. Rewolucję w moim rozumieniu siebie dokonało poznanie teorii stylów przywiązania. Moim stylem jest lękowy, który wykształcił się przez brak zaangażowania ojca w moje wychowanie. Natomiast matka jest kochającym, ale srogim rodzicem. W dzieciństwie czułem potrzebę udowadniania, że zasługuję na jej miłość i uwagę. W dorosłym życiu ten schemat przenosiłem do relacji partnerskich. Każdy objaw zainteresowania był jak „złapanie Pana Boga za nogi”. Natomiast partnerzy mieli styl unikający. W połączeniu z moim niskim poczuciem własnej wartości i ciągłymi lękami przed porzuceniem nietrudno było stworzyć toksycznej relacji. Poznanie w terapii własnych mechanizmów budowania związków sprawiło, że zacząłem odzyskiwać siły. Zbudowałem swoją pewność siebie i rozpocząłem proces samoakceptacji. Wróciłem nawet na portale i aplikacje randkowe.

Wiem, że przede mną jeszcze długa droga, aby w pełni zaakceptować siebie i wyzbyć się strachu przed odrzuceniem. Praca nad zmianą stylu przywiązania bywa trudna, ale wiem, że jest możliwa. Umiem już wymagać od drugiej strony. Szybciej demaskuję toksyczną relację. Zauważam czerwone flagi w zachowaniach potencjalnych partnerów. Na przykład unikam facetów, którzy są niedostępni emocjonalnie, bo wiem, że w przyszłości nie będą w stanie dać mi takiej bliskości, jakiej potrzebuję. Mam też świadomość, że zachowanie Fryderyka wynikało z jego własnych traum. Nie oznacza to, że mu wybaczyłem i zapomniałem. Mam prawa tego nie robić. Mam prawo czuć się skrzywdzonym.

Imiona zmienione na prośbę rozmówcy


Przemoc ma wiele twarzy. Nie zawsze łatwo ją zauważyć, a jeszcze trudniej nazwać. Aby jej przeciwdziałać, fundacja SEXED.PL i „Vogue Polska” uruchomiły Antyprzemocową Linię Pomocy SEXED.PL. Pod numerem 720 720 020 pomocy mogą szukać osoby doświadczające, obserwujące i używające przemocy. Wraz ze startem infolinii fundacja ruszyła z kampanią społeczną, która ma uświadamiać, czym jest przemoc i jak się objawia. Dopełnieniem kampanii jest cykl artykułów na Vogue.pl poświęcony różnym doświadczeniom przemocy. 

Jeżeli jesteś, byłeś/byłaś sprawcą, świadkiem lub osobą uwikłaną w przemoc, przemocy i chcesz podzielić się swoją historią, wypełnij krótki formularz. Zapewniamy anonimowość. 

 

 

Wszystkie artykuły z cyklu znajdziesz pod linkiem.

Partnerami Antyprzemocowej Linii Pomocy SEXED.PL są „Vogue Polska” i marka Uber.

Jakub Wojtaszczyk
Proszę czekać..
Zamknij