Znaleziono 0 artykułów
20.07.2023

Związek poliamoryczny, czyli można mieć wszystko

20.07.2023
Fot. East News

Czy nie żyłoby nam się lepiej, gdyby poluzować ramy narzucone przez kulturę, przez system prawny? Może mniej byłoby zdrad, rozwodów, dramatów – zastanawia się Karolina, która znalazła spokój w poliamorycznej relacji.

Mam na imię Karolina. Mam 32 lata, od roku jestem w szczęśliwym związku. Dostaję dużo ciepła, mam fantastyczny seks, czuję ekscytację na myśl o każdym spotkaniu. Żyję w związku poliamorycznym z dwoma mężczyznami.

Związek idealny? Na pozór, bo nie uprawialiśmy seksu

Randkowanie zaczęłam w liceum. Mój pierwszy chłopak był typowym szkolnym podrywaczem, przystojny, rok starszy – szybko zawrócił mi w głowie. Miałam 16 lat, gdy straciłam dziewictwo. Teraz myślę, że może odrobinę za szybko poszliśmy do łóżka? Byłam zakochana, a on złamał mi serce. Do końca liceum, czyli przez kolejne dwa lata, często zmieniałam partnerów, kompulsywnie uprawiając seks, myśląc, że to idealny sposób na zaleczanie utraconej miłości. W końcu poczułam, że potrzebuję stabilizacji, związku, w którym będę mogła się całkowicie zanurzyć, dzięki któremu odzyskam wewnętrzny spokój.

Na studiach poznałam Kamila, z którym szybko złapaliśmy dobry kontakt. Na jednej z domówek zaiskrzyło i zaczęliśmy się spotykać. Dość szybko padły deklaracje miłości, po kilku miesiącach zamieszkaliśmy razem. Czułam się szczęśliwa, spokojna. Miałam się do kogo przytulić, uwielbiałam zasypiać wtulona w jego silne ramiona, kochałam wspólne rowerowe wycieczki i naszego zaadoptowanego kociaka. Przyjeżdżał po mnie do pracy z kwiatami, zabierał na romantyczne kolacje. Koleżanki mi zazdrościły. Mówiły, że Kamil jest ideałem –zrównoważony, wpatrzony we mnie jak w obrazek, szarmancki, miły dla przyjaciół. Związek idealny? Tak to wyglądało. Poza jedną kwestią. Praktycznie nie uprawialiśmy seksu.

Myślałam wtedy, że to moje fanaberie. Przecież to tylko seks. A może to coś ze mną jest nie tak? Zaczęłam kupować seksowną bieliznę, pończochy. Lubił anime, więc zamówiłam niebieską perukę i spódniczkę w stylu japońskiej school girl. To też nie zadziałało. Kamil powiedział wreszcie, że jemu seks raz na dwa tygodnie w zupełności wystarczy. Że ważniejsza jest dla niego czułość, woli poprzytulanie na kanapie. Przebrania schowałam na dno szafy, ale moja frustracja rosła coraz bardziej.

Szukałam szczęścia w romansach

Pierwszy raz zdradziłam go po półtora roku. Z Piotrem, kolegą z agencji reklamowej, w której byłam na stażu. Wychodziliśmy razem na lunche, w trakcie pracy rozmawialiśmy na komunikatorze… W końcu, na imprezie integracyjnej mnie pocałował. Czy wiedział, że mam faceta? Wiedział. Wiedział też, że jestem sfrustrowana i wygłodniała. Pojechałam do niego do domu i spędziliśmy razem noc. Przez kilka miesięcy ukrywałam przed Kamilem romans z Piotrkiem. On chciał, żebyśmy byli razem, a ja kochałam Kamila. Jednocześnie byłam zakochana w Piotrku.

Poszłam do psychologa, bo myślałam, że jest coś ze mną nie tak. Jak można kochać dwie osoby jednocześnie? Jak można nie móc zdecydować się na jednego z nich? Jak poznać, kto jest dla mnie lepszy? Kamil dawał mi poczucie bezpieczeństwa i stabilny dom, Piotrek – dziki seks i ekscytujące aktywności: chodziliśmy razem na rave’y, skoczyliśmy razem na spadochronie. Gdyby tylko połączyć tych mężczyzn w jedną osobę…
Nie spotkałam się wtedy ze zrozumieniem ze strony psychologa. Wyszłam z wizyty z ogromnymi wyrzutami sumienia. Dziś już wiem, że psycholog nie powinien oceniać mojego postępowania, wiem, że istnieją różne modele związków i miłości, ale jeszcze 10 lat temu nie mówiło się o tym tak otwarcie. Poliamoria była tematem tabu.

Zerwałam z Kamilem i zaczęłam spotykać się z Piotrem. Pomyślałam, że tak wypada. Wykalkulowałam tę zmianę. I początkowo było sielankowo, idyllicznie. Piotrek bardzo się starał, żebym dostała dużo ciepła i troski, ale nie był typem domatora. Szybko okazało się, że to, co działało jako romans, nie działa jako związek. Trwałam jednak przy nim i… zakochiwałam się co trzy miesiące w kimś innym.

Dusiłam te uczucia. Pogłębiała się przez to moja depresja – nie mogłam znaleźć odpowiedzi, dlaczego ciągle czegoś szukam. Dlaczego nie mogę zadowolić się tym, co mam. Przecież nie można mieć wszystkiego. A może można?

Odnalazłam się w związku poliamorycznym

O tym, że jednak można, przekonałam się dopiero dwa lata temu. Do tego czasu przeskakiwałam ze związku w związek, ciągle szukając kogoś, kto będzie spełniał potrzebę poczucia bezpieczeństwa, a jednocześnie będziemy mogli wspólnie realizować pasje i – cóż –namiętność. Gdy na Tinderze poznałam Marka, doceniłam jego szczerość – powiedział, że nie ma sztywnych definicji związku. Otworzyłam się przed nim i opowiedziałam mu o moich zdradach, romansach, ciągłym gonieniu za czymś nowym, ekscytującym. To on podsunął pomysł, że może jestem osobą, która musi żyć w związku poligamicznym. I dodał, że on nie ma z tym problemu.

Jak teraz funkcjonuję? Mieszkam z Markiem, tworzymy wspaniały, cudowny związek, jesteśmy też świetnymi współlokatorami, którzy idealnie dzielą się obowiązkami domowymi. W weekendy chodzimy do kina, na kolacje albo… gościmy u siebie Pawła. Paweł mieszka sam, niedaleko nas, ale spotykamy się bardzo często. Czasem widzi się sam na sam ze mną, a czasem spędzamy czas we trójkę. Kocham Pawła. Kocham też Marka. A Marek i Paweł, mimo że nie są biseksualni – także darzą się miłością i wzajemnie wspierają.

Zdaję sobie sprawę z tego, że związek poliamoryczny nie jest dla każdego, jednak ja odnalazłam się w nim. Obaj partnerzy wnoszą do relacji coś wyjątkowego, co przyczynia się do pełniejszego spełnienia emocjonalnego każdego z nas. Oczywiście, musieliśmy ustalić pewne zasady – nadrzędną była ta, że gdy tylko któreś z nas poczuje się odrzucone, zaniedbane, od razu o tym zakomunikuje. Jesteśmy wobec siebie uczciwi. Jeśli zamierzam zostać u Pawła na noc, mówię o tym Markowi.

Dwóch partnerów to dla mnie nie tylko spełnienie w seksie, chociaż – nie ukrywam – seks jest dla mnie bardzo istotny i czuję się świetnie, mogąc doświadczać go z bardzo różnymi kochankami. To także współdzielenie obowiązków i wsparcia. Codzienne wyzwania stają się o wiele prostsze, gdy są przy tobie dwie bliskie osoby. Ważna jest także intelektualna i emocjonalna perspektywa – zarówno Marek, jak i Paweł są fascynującymi osobami, mają pasje. Z Markiem mogę godzinami rozmawiać o filmach i książkach, a Paweł zabiera mnie na siłownię, basen, wspólnie jeździmy w długie rowerowe trasy.

Związek poliamoryczny to nie jest patologia

Cieszę się, że moi partnerzy kochają także siebie nawzajem. Uwielbiają spędzać ze sobą czas, często wychodzą razem na piwo, grają w strategiczne gry. Czy w naszym związku jest miejsce na zazdrość? Pewnie, że tak. Jak w każdym innym związku, jesteśmy zazdrośni – jednak nie o siebie nawzajem, ale o przelotne zauroczenia, których doświadczamy raz na jakiś czas. Otwarcie o tym rozmawiamy i decydujemy, żeby nie wpuszczać do naszego układu kolejnych osób. Ale, kto wie, może to też się kiedyś zmieni. Wiem, że tworzymy zdrową i kochającą wspólnotę. Mimo że według większości ludzi związek poliamoryczny to patologia.

Ostatnio rozmawialiśmy o tym, czy nie zrobić trójkątowego coming outu. Przeczytaliśmy sporo publikacji, w których psychologowie tłumaczą, że związek monogamiczny miał sens, gdy ludzie żyli 40 lat. Teraz ludzie żyją dłużej. Zdradzają się, rozwodzą, przeżywają dramaty. Czy nie żyłoby nam się lepiej, gdyby poluzować ramy narzucone przez kulturę, przez system prawny? Gdybyśmy zaakceptowali swoją złożoną naturę, seksualność, emocjonalne potrzeby i rozszerzyli pojęcie związku, moglibyśmy doświadczać tego, czego w klasycznej relacji czasem szukamy latami. I to bez skutku.

Jednak powiedzieliśmy o naszej miłości tylko kilku bliskim osobom. Przy nich możemy się nie krępować. Nie dziwi ich widok mnie całującej się z Pawłem i Markiem tego samego wieczoru. Akceptują nasze życie i wybór. Widzą, że jesteśmy szczęśliwi.

Moi rodzice i dalsi znajomi nie wiedzą o tym, jakiego rodzaju relację tworzymy. Dla większości świata ja i Marek jesteśmy parą, a Paweł to nasz przyjaciel. Tak na razie jest lepiej dla nas wszystkich. Chcemy chronić się przed negatywnymi komentarzami, ostracyzmem. Ale kto wie? Może kiedyś wyjdziemy na ulicę, trzymając się we trójkę za ręce?

Aleksandra Pakieła
Proszę czekać..
Zamknij