Znaleziono 0 artykułów
05.06.2019

„Czarne lustro”: Jutro dzieje się dzisiaj

05.06.2019
Miley Cyrus w „Czarnym lustrze” (Fot. materiały prasowe)

Od dzisiaj na Netfliksie można oglądać piąty już sezon jednego z najbardziej kultowych seriali ostatnich lat. W nowych odcinkach produkcji o relacji człowieka z technologią występują m.in. Miley Cyrus, Andrew Scott i Anthony Mackie.

„Black Mirror” wzbudza podziw nie tylko u krytyków i zwyczajnych widzów, lecz także u pisarzy takich jak Stephen King. Po dwóch sezonach emitowanych na brytyjskim Channel 4 projekt przejęła międzynarodowa platforma Netflix. Wzrósł budżet, a sezony wydłużyły się z trzech do sześciu odcinków. Po interaktywnym filmie „Czarne lustro. Bandersnatch”, o którego fabule widz mógł decydować samodzielnie, serial powraca w klasycznej odsłonie. Jego twórcy, Charlie Brooker i Annabel Jones, jak zawsze uważnie, krytycznie i z ironią analizują miejsce spotkania człowieka i technologii. Do tego serwują nam atrakcyjny wizualnie thriller. A po napisach końcowych pojawiają się pytania.

W piątym sezonie opowiadane są trzy historie. W pierwszej niepozorny kierowca taksówki za sprawą technologii traci nad sobą panowanie. W drugiej ojciec rodziny nawiązuje wirtualny romans z wieloletnim przyjacielem. W grze jeden z nich występuje jako kobieta, drugi jako mężczyzna. Żaden z nich nie umie się oprzeć sile erotycznego przyciągania. W trzecim odcinku młoda dziewczyna z obsesją na punkcie gwiazdy popu niespodziewanie zostaje jej wybawicielką, gdy tamta pada ofiarą apodyktycznej menedżerki.

Miley Cyrus w „Czarnym lustrze” (Fot. materiały prasowe)

Na przestrzeni lat Brooker i Jones wyrobili sobie markę. W „The Striking Vipers”, pierwszym odcinku piątej serii, grają gwiazdy adaptacji komiksów Marvela i DC. Na ekranie zobaczymy m.in. Anthony’ego Mackiego (Falcon z „Avengersów”), Yahyę Abdul-Mateena II (Czarna Manta z „Aquamana”), Pom Klementieff (Mantis ze „Strażników Galaktyki”) i Ludiego Lina (Czarny Wojownik z „Power Rangers”). W „Smithereens” lśni ksiądz z „Fleabag”, Andrew Scott. Gwiazdą „Rachel, Jack and Ashley Too” jest nie kto inny, jak autentyczna gwiazda popu, Miley Cyrus. – Wiedzieliśmy, że Miley ma talent aktorski, i potrzebowaliśmy kogoś tak popularnego, by nadał odcinkowi wiarygodności. Nie przyszło nam nawet do głowy, że mogłaby chcieć z nami pracować, ale czując, że nie mamy nic do stracenia, po prostu wysłaliśmy jej scenariusz. Okazało się, że nie tylko zna i ceni nasz serial, ale też że tekst bardzo przypadł jej do gustu. Po wspólnej rozmowie na Skypie podjęła decyzję, że u nas zagra – mówią Brooker i Jones.

Andrew Scott w „Czarnym lustrze” (Fot. materiały prasowe)

Dlaczego twórcy mają obsesję na punkcie technologii? – My, ludzie, niespecjalnie ewoluujemy, jesteśmy wciąż takimi samymi idiotami, jak na początku – śmieje się Brooker. – Nie inspirujemy się jednak istniejącymi już rozwiązaniami, myślimy o technologiach raczej w kategoriach: „Co by było, gdyby…?”. Szukamy prawdopodobieństwa, a nie realizmu – dodaje twórca. – Wiemy, że ludzie dopatrują się w naszym serialu analizy kondycji ludzkiej. Ale większość opisywanych intryg to nie rozprawy z wielkimi zagadnieniami, lecz opowieści bardzo osobiste – potwierdza Annabel Jones.

A gdzie twórcy szukają pomysłów? Im bliżej, tym lepiej. – Pamiętam, jak lata temu zmarł mój przyjaciel. Mniej więcej rok później mój telefon komórkowy wyczerpał limit dostępnych numerów na karcie. Musiałem coś skasować, żeby zapisać nowy. Nie mogłem się zmusić, żeby usunąć jego numer, choć wiedziałem, że nigdy już z niego nie skorzystam. Skasowanie go byłoby brakiem szacunku. Czułem się zmieszany, zdezorientowany, obudziło to we mnie ogromny dyskomfort. Tamta sytuacja była punktem wyjścia dla odcinka „Zaraz wracam” z drugiego sezonu – wspomina Brooker.

„Czarne lustro” (Fot. materiały prasowe)

W piątym sezonie znów pojawiają się pytania o granice tego, co wirtualne i realne, fikcję i prawdę, człowieka i sztuczną inteligencję. Twórcy snują opowieści o tym, że technologia może być naszym sojusznikiem, ale i wrogiem. To nie wizja sztucznej inteligencji przejmującej władzę nad światem, lecz raczej niezbyt wesoła konstatacja, że technologia jest przedłużeniem nas samych: niedoskonałych, popędliwych, dalekich od ideałów. Pomysłodawców „Czarnego lustra” interesuje nie tyle technologia jako taka, ile sposób, w jaki z niej korzystamy. – Rząd nie zmusza nas do stosowania technologii. To my wybraliśmy wgapianie się w ekrany naszych telefonów. Teraz te same telefony upominają nas, że spędzamy z nimi za dużo czasu – zauważa Jones.

Dobrym przykładem, jak nieoczywiste formy mogą przyjmować związki człowieka z technologią, jest historia opisana w „The Striking Vipers” o wysublimowanej pornografii. – Dziś porno oferuje doświadczenie bliskie prawdziwej zdrady. Czy można się angażować w wirtualny seks, nie narażając relacji z partnerem? – zastanawia się Jones. – Myślę, że poszukiwanie alternatywnych doświadczeń erotycznych to tylko kwestia czasu – kontynuuje Brooker. – Słuchałem niedawno podcastu Jona Ronsona o PornHub i pornografii. Opisywał tam gwiazdorów porno, którzy szukają podniecenia, oglądając na telefonie porno. Ludzie z branży porno oglądają więc jeszcze więcej porno, bo porno, w którym grają, nie jest wystarczająco pornograficzne. Więc dlaczego mielibyśmy się ograniczać do zwyczajnego ludzkiego seksu, gdy w świecie wirtualnym można będzie mieć członek rozmiaru wieżowca? – żartuje gorzko filmowiec. – Wyobrażam sobie, że gdyby było to możliwe, ludzie chcieliby testować doświadczenia erotyczne z punktu widzenia płci przeciwnej. Ale to mogłoby mieć też dobre strony. Możliwość spojrzenia na świat oczami kogoś innego zawsze trochę szerzej otwiera nasze własne oczy – podkreśla Brytyjczyk i uderza w poważniejsze tony: – Przypomina o tym VR-owy projekt, który pozwala uczestnikom postawić się na pozycji uchodźców. Ostatnio był pokazywany w Davos. Zakładasz na głowę okulary i nagle jesteś na łódce pośrodku morza. Oczywiście nie jestem naiwny. Pewnie decydenci zaraz po zdjęciu zestawu o tym zapomnieli. Ale jednak wielu z nich nigdy nie było bliżej tego poczucia przerażenia i nicości, jak w tamtym momencie.

Anthony Mackie w „Czarnym lustrze” (Fot. materiały prasowe)

„Czarne lustro. Bandersnatch” było eksperymentem, który miał szansę zaistnieć wyłącznie na interaktywnej platformie streamingowej. Co zatem o „wojnie” między platformami a tradycyjnym kinem myślą przedstawiciele Netfliksa, którzy, współtworząc oscarową „Romę”, na zawsze zmienili historię? – To okres przejściowy – mówi Brooker. – W dzisiejszych czasach telewizory są coraz większe. Z własnej kanapy doświadczamy czegoś o wiele bliższego tradycyjnemu kinu. Nie da się tego zrównać, ale jednak coś jest na rzeczy. Wielokrotnie pytano nas, czy chcielibyśmy zrobić z „Lustra…” film kinowy. W pewnym sensie już to robimy. Wiele seriali to takie ośmiogodzinne filmy. No i z chwilą premiery twoje dzieło staje się ogólnodostępne. Różnica między kinem i streamingiem się zaciera – konstatuje Brooker. – Mam małe dzieci, rzadko wychodzę, dużo pracuję. Pewnie w normalnym świecie nie obejrzałbym takiego filmu jak „Roma” podczas dwóch tygodni, przez które byłby on w kinach. A tak wraz z żoną możemy sobie obejrzeć film po tym, jak uśpimy dzieci. I nawet nie musimy w tym celu wkładać spodni – dodaje. – Lubię ten rytuał, wspólnotowość doświadczenia oglądania serialu z konkretnym dniem i godziną emisji – rozmarza się Jones. Nawet jeśli trzeba się w tym celu zerwać w nocy, jak to było ostatnio z „Grą o tron”. W tej branży, pełnej tak różnych propozycji i tak odmiennych odbiorców, jest miejsce dla każdego.

Anna Tatarska
Proszę czekać..
Zamknij