Znaleziono 0 artykułów
06.07.2019

Demontaż atrakcji: Szpieguski, czyli samice alfa

06.07.2019
Kadr z filmu „Anna” (Fot. Materiały prasowe)

Równolegle na polskie ekrany weszły dwa filmy o agentkach wywiadu. W „Tajemnicach Joan” Judi Dench zostaje aresztowana przez MI5, które oskarża ją o działanie na rzecz ZSRR w czasach zimnej wojny, a w „Annie” Luc Besson kreśli portret rosyjskiej supermodelki, która szpieguje po godzinach. W obu reżyserzy kultywują mit o bezwzględnej, zimnej, niebezpiecznej dla mężczyzn kobiecie. 

– Nikt nie będzie nas podejrzewał, w końcu jesteśmy kobietami– mówi działaczka siatki szpiegowskiej do nowej, którą właśnie werbuje. „Hej, podejrzewać was będą właśnie dlatego, że jesteście kobietami!” – mam ochotę krzyknąć na seansie „Tajemnic Joan”, opowieści o angielskiej fizyczce, która podczas zimnej wojny kabluje dla KGB. Podobnie się czuję, oglądając „Annę”, nowy film Luca Bessona. Pracująca w Paryżu rosyjska modelka o ponadprzeciętnym IQ, która mogłaby ograć w szachy Kasparowa, ma być materiałem na dziewczynę handlującego bronią biznesmena? Przecież to idealna kandydatka na szpiega, który rozpracowuje oligarchów.

Kadr z filmu „Anna” (Fot. Materiały prasowe)

Gatunek filmów o damach, które pracują dla wywiadu, to osobna gałąź kina. Od Grety Garbo w „Macie Hari, przez Gillian Anderson w „Z Archiwum X”, po Melissę McCarthy w „Agentce”, Jennifer Lawrence w „Czerwonej jaskółce” czy Claire Danes w „Homeland” – ten niebywale żyzny gatunek pomieści wszystkie fantazje o fatalnym pożądaniu, które niesie zniszczenie i zwycięstwo wroga. Kto jest tym wrogiem? Prym wiodą Rosjanie i Amerykanie, ale właściwie każda nacja się nada, bo za fałszywymi kobietami stoi wróg uniwersalny, czyli sama kobieta – nieprzewidywalna, bezlitosna, ta, której nie da się oswoić.

Kadr z filmu „Anna” (Fot. Materiały prasowe)

Skoro to takie oczywiste, że stanowimy idealny materiał na szpiegów, dlaczego wciąż nie powstał rodzaj żeński nazwy tego zawodu? I mówi się wciąż kobieta szpieg zamiast szpiegowa, szpieżka albo szpieguska. Nie pomagają agentka, donosicielka, wtyka ani informatorka. Bo kobieta szpieg to ktoś inny – osoba, która używa swoich wdzięków, by manipulować mężczyznami. A w cichości zachowuje się tak jak pozbawiony ludzkich odruchów najokrutniejszy z nich.

W „Annie” grupa olśniewających dziewcząt wyrwanych z biednych środowisk, by robiły karierę na Zachodzie, mieszka wspólnie w paryskim mieszkaniu, które wynajmuje dla nich agencja modelek. Czyż nie ma lepszej komórki wywiadowczej niż to miejsce, gdzie w łazience mogłyby się spotkać mimochodem agentki z Rosji, Iranu, Turcji, Egiptu? Jednak agentką jest tylko jedna z nich – zimna blondynka w typie bohaterek Hitchcocka. Legendarny reżyser mówił, że w thrillerze odgrywają rolę ofiar. Twierdził także, że są podwójnie niebezpieczne: jako kobiety i jako... blondynki – pozornie niewinne, czyste, naiwne jak dzieci. I to by się zgadzało, bo zarówno Anna, jak i Joan mają ten kolor włosów. Wprawdzie pierwsza ma blond lodowaty, a druga rozgrzany jak łan zboża, ale te dwa odcienie to wyraz ich stosunku do mężczyzn. Pierwsza używa faceta mechanicznie niczym wibratora, druga rozpłomienia się na samą myśl o ukochanych (najpierw o jednym, potem drugim, jak na seryjną monogamistkę przystało). Czas akcji obu filmów dzieli kilkadziesiąt lat, więc może mizoginia też musi mieć różne temperatury? W czasie II wojny światowej starsi mężczyźni mówią do Joan, żeby zaparzyła herbatę albo skupiła się na suszarce bębnowej do ubrań zamiast na tej do rozdzielania izotopów, bo nie wierzą, że może zbudować bombę atomową. We współczesności, rozpoczętej upadkiem ZSRR, Annę poniża się na wszystkie sposoby – poprzez przemoc fizyczną, finansową, erotyczną, słowną. Jest zerem, wykonującym polecenia albo sama bez mrugnięcia okiem wydaje wyroki na innych.

Kadr z filmu „Tajemnice Joan” (Fot. CapFSD/face to face/FaceToFace/REPORTER)

Zgadza się też stylistyka: „Tajemnice Joan” nakręcone są w rozmydlonych ujęciach. Bohaterka nosi kapelusz zrobiony na drutach, schodzone buty i zużytą teczkę. Wydaje się, że film dochowuje wierności szczegółom. Ani niewzruszone piękno Cambridge, ani nieskazitelne twarze ludzi podczas wojny nie zmieniają się jednak ani o jotę. Natomiast zimne zdjęcia „Anny” ogląda się, jakbyśmy sunęli na 30. piętro wieżowca w zbyt klimatyzowanej windzie. Można skostnieć, choć na zewnątrz panuje upał. Nie zbliżymy się do opiętej seksowną mini bohaterki nawet na milimetr, mamy ją podziwiać z daleka. Za to Paryż będziemy oglądać z bliska. W tym filmie nie da się przejść przez miasto, nie będąc non stop tuż pod wieżą Eiffla.

Kadr z filmu „Tajemnice Joan” (Fot. CapFSD/face to face/FaceToFace/REPORTER)

Oba filmy wyreżyserowali mężczyźni. Luc Besson próbował wskrzesić swoją legendarną „Nikitę”, zatrudniając do głównej roli rosyjską supermodelkę Sashę Luss w miejsce swojej byłej żony Anne Parillaud. Czy Rosjanka zostanie aktorką grającą w jego kolejnych filmach, jak jego inna była żona i modelka Milla Jovovich? To dopiero drugi występ Luss po roli dziwnego stwora w „Valerianie i Mieście Tysiąca Planet”tego reżyseraAle już widać, że Besson z lubością pokazuje ją jako przedmiot pożądania: fetysz i dominę jednocześnie.

Kadr z filmu „Tajemnice Joan” (Fot. CapFSD/face to face/FaceToFace/REPORTER)

Doceniam udane sceny bijatyk-strzelanin w wykonaniu kobiet, a nawet je uwielbiam, zwłaszcza gdy są mistrzowsko wyreżyserowane, jak w „Kill Billu”czy „Atomic Blonde”.Ale popisowa sekwencja z „Anny”, gdy ubrana w białe futro szpieguska wchodzi do knajpy jako luksusowa prostytutka, po czym spuszcza lanie całej sali pełnej mężczyzn, to raczej żart. Rzeźnia się nie kończy, więc zabijam ją śmiechem. Zgodnie z tą konwencją bohaterka nie doznaje uszczerbku na swym giętkim, wiotkim, pozbawionym muskulatury ciele. Mogłaby jednak pokazać choćby jeden biceps! Silniejsza od niej wydaje się drugoplanowa postać Olgi, granej przez Helen Mirren z dużą dozą ironii. Olga jest prawdziwym nerdem KGB, karykaturą tego, jak starzeją się ci oddani sprawie. Z humorem ogrywa nawet te najgorsze dialogi. Moja ulubiona kwestia to: „Przynieś mi dwa naleśniki z cukrem!”, wypowiadana, gdy napięcie sięga zenitu. Mirren ma jednak do zagrania tylko Babę Jagę, podczas gdy dzielna Małgosia pokonuje kolejnych Jasiów, by wyrywać się na nieokreśloną wolność.

Kadr z filmu „Tajemnice Joan” (Fot. CapFSD/face to face/FaceToFace/REPORTER)

Zupełnie inaczej erotyzuje swoją bohaterkę Trevor Nunn, reżyser pamiętnej „Lady Janez młodą Heleną Bonham-Carter jako nastolatką, która na parę dni zostaje królową XVI-wiecznej Anglii. Jego domeną jest melodramat, więc kreśli Joan jako idealistkę, każąc jej wierzyć w miłość bon vivanta, oddanie żonatego mężczyzny czy pokój na świecie. Ta jakże urocza żeńska naiwność sprawia, że uśmiechy Joan naznaczone są bezbronnością jelonka Bambi. Z nieprzeniknionym spokojem puszcza mimo uszu każdą seksistowską uwagę. Robi swoje – wysnuwa własną ideę uratowania Europy od wojny, a potem wprowadza ją w życie, szmuglując wyniki badań nad atomem w ręce KGB. Reżyser skupia się na seksapilu Joan, która sama uważa się za nieładną. Grana przez Sophie Cookson (znaną z serialu „Gypsy”) bohaterka roztacza promienny wdzięk ufnej, pucołowatej buzi. Aż chciałoby się zrobić jej jakąś krzywdę. Joan jest niepozorna, do wizerunku kobiety szpiega pasuje bardziej jej koleżanka Sonia (Tereza Srbova), która w długich rękawiczkach wskakuje przez okno do obcego pokoju, wymienia mężczyzn po każdym użyciu, mówi wieloma językami. W tej operacji jest jednak tylko przynętą. Wędkę trzyma Joan, cicha woda, która jak pirania walczy o sprawiedliwość. Czy da się uwierzyć, że pacyfistka „sprzedaje bombę Rosjanom” nie dla zysku, nie dla pięknego chłopca, ale z wysokich pobudek? Gdyby nie pieczęć Judi Dench, dającej jak zawsze pokaz aktorskiego mistrzostwa w jak zwykle zbyt krótkim czasie ekranowym, cała konstrukcja „Tajemnic Joan”rozsypałaby się jak plik mikrofilmów. Dench z powściągliwą charyzmą M, wytrenowaną w tak wielu Bondach, przekonałaby nawet ZSRR, żeby swoją bombę oddali Wielkiej Brytanii. Szkoda, że grając tytułową rolę, zostaje w końcu zepchnięta na drugi plan. Odkrywanie tajemnicy młodej Joan, zamiast w niej, jest tak nudne, że przypomina zdejmowanie kolejnych warstw z cebuli.

Kadr z filmu „Anna” (Fot. Materiały prasowe)

Paradoksalnie ta sztuka wcale nie udaje się też Bessonowi, który bardzo szczupłą postać Anny próbuje rozebrać jak matrioszkę. Według niego kobieta oszukuje faceta, żeby od niego uciec. Najpierw zostając agentką jednego wywiadu, potem drugiego, następnie trzeciego, by wreszcie szpiegować na rzecz samej siebie. Pozbywa się przy okazji dwóch, a nawet trzech mężczyzn oraz dwóch kobiet – swojej dziewczyny oraz szefowej. Światem mężczyzn rządzą kobiety, uważa reżyser, pytanie tylko, która z nich wykończy swoją poprzedniczkę. Prawdziwa szpieguska trzyma bowiem w zanadrzu kwity, które przydają się w szantażu. Na samym dnie matrioszki musi być zawsze nieczułość, zwana też instynktem samozachowawczym. Dlatego najlepszymi szpiegami są kobiety. Bo to egoizmu kobiet mężczyźni boją się najbardziej.

Adriana Prodeus
Proszę czekać..
Zamknij