Znaleziono 0 artykułów
19.04.2019

Dorothea Tanning: Na wpół uśpiona

19.04.2019
Eine Kleine Nachtmusik, 1943 (Fot. materiały prasowe Tate Modern)

W londyńskim Tate Modern można obejrzeć wystawę poświęconą twórczości Dorothei Tanning. Sylwetką amerykańskiej pionierki feministycznego malarstwa surrealistycznego rozpoczynamy cykl o artystkach, które warto ocalić od zapomnienia. 

Przez kilkadziesiąt dekad nowożytnej historii sztuki mężczyźni śnią, malują kobiety, sprzedają obrazy. Renoir maluje prąciem, Picasso maluje tak, jakby uprawiał miłość z kobietą, Gauguin maluje, odrzucając cywilizację, wnikając w dziewiczą naturę, nie widząc nic, tylko dzikuski. W manifeście surrealistycznym ogłoszonym przez André Bretona w 1924 roku pojawia się nowa współrzędna w tożsamościowej misji awangardowych artystów: szaleństwo przenoszone w samym sobie. Od szaleństwa bardzo blisko do gestu odpuszczenia kontroli, a ten może manifestować się w najprostszej dostępnej podróży, jaką jest zapadanie w sen. W manifeście Bretona pojawia się anegdota: Krąży historia, według której Saint-Pol-Roux każdej nocy, zanim ułożył się do snu w swoim domu w Camaret, umieszczał na drzwiach tabliczkę z napisem: POETA PRACUJE. Ruch surrealistyczny zyskuje na sile. Śnią także kobiety. Na jawie uczone uległości, po zamknięciu oczu błądzące po tych samych – pełnych seksu, wspomnień z dzieciństwa i przemocy – krajobrazach co mężczyźni. Te dwie rzeczywistości, wzajemnie się przedrzeźniające, przenikają się na powierzchni malarstwa surrealistycznego, którego tworzywem jest puszczona wolno podświadomość i wyparte fantazje. Emancypacja kobiet w Europie i Stanach Zjednoczonych przesuwa się we własnym historycznym trybie, ale pojawiają się pierwsze kobiety surrealistki. Jedną z nich jest urodzona w 1910 roku w Illinois Dorothea Tanning.

Urodziny (Fot. materiały prasowe Tate Modern)

Urodziny

Kobieta stoi boso w szkatułkowym przedpokoju, pomiędzy niezliczonymi drzwiami, z których wszystkie są uchylone. Lewą dłoń trzyma na klamce, prawą podtrzymuje na biodrach spódnicę, z której wyrastają liście. Jej koszula jest otwarta na piersi. U jej stóp siedzi skulony gryf, żywcem wyjęty z malarstwa Boscha. Taką Dorotheę widzi Max Ernst, kiedy w na początku lat 40. odwiedza pracownię artystki, żeby obejrzeć jej autoportret zatytułowany „Urodziny”. Pojawia się z zamiarem zakupienia obrazu do kolekcji swojej żony, Peggy Guggenheim, ewentualnie ucięcia sobie partyjki szachów z artystką. Wychodzi zakochany na zabój. W 1946 roku 19 lat młodsza od niego Tanning zostaje jego żoną, a ceremonię przeżywają wspólnie z drugą parą nowożeńców – Manem Rayem i Juliet Browner. Małżeństwo z Tanning dzieli życie Maxa Ernsta na pół: za sobą ma karierę w przedwojennym Berlinie, gdzie jest siłą intelektualną i plastyczną w formujących się ruchach dadaistycznych i komunistycznych, przed sobą życie u boku żony w Arizonie i Paryżu.

Nue couchée 1969-70 (Fot. materiały prasowe Tate Modern)

Prywatne teatry

Dorothea Tanning, podobnie jak Max Ernst, jest samoukiem. Jej eksperymentalna forma płynie prosto z ciała, z wyobraźni, z twardego dysku pamięci. Zawsze chodzi o spotkanie z samym sobą. Każdy wierzy w to samo: że jest samej/samemu sobie swoim dramatem. To nie muszą być gigantyczne słoneczniki (najbardziej agresywne z kwiatów), z którymi podejmuje się walkę. Ale niektóre rzeczy są niezmienne: klatki schodowe, korytarze, prywatne teatry, przestrzenie, w których dochodzi do ostateczności, krwista czerwień dywanów, pełne okrucieństwa żółcie, ciemiężyciel, zachwycona ofiara… – pisze w komentarzu do własnej pracy. Uczuciowe pisarstwo Tanning jest dla niej medium tak samo osobistym jak rzeźbiarstwo i malarstwo. Od 1944 roku, kiedy jej prace po raz pierwszy zostają formalnie uznane za profesjonalne malarstwo przez Juliena Levy’ego, właściciela nowojorskiej galerii, aż do dnia swojej śmierci w 2012 roku zajmuje się równolegle jednym i drugim. Jej wyobraźnia jest niestrudzona i manifestuje się w przeróżnych dyscyplinach – Tanning gra w filmach Hansa Richtera, rzeźbi, tworzy nadruki na tkaniny, projektuje kostiumy do baletów granych w nowojorskim Metropolitan Opera House, pisze wiersze i krótkie opowiadania, jest recenzentem prac swoich przyjaciół takich jak John Cage czy Dylan Thomas.

Autportret, 1947 (Fot. materiały prasowe Tate Modern)

Dziwna emocja

Cytując Luce Irigaray: kobieta nie ma płci. W malarstwie Tanning częściej niż kobiety pojawiają się dziewczynki – błądzące po scenografii skonstruowanej z erotycznej symboliki, mijające swoje sobowtóry, uwikłane w absurdalne spotkania z fantastyczną fauną i florą. Nad tymi scenkami wisi dziwna emocja, apetyt na coś, co nie ma nic wspólnego z niewinnością. Postaci z jej malarstwa krążą po omacku, na moment przed punktem zwrotnym, który pachnie seksem, dominacją, oddaniem się czemuś potężnemu. Podobnie jak świat Alicji w Krainie Czarów Lewisa Carolla, który często wymieniany jest jednym tchem razem z malarstwem Tanning, jej wrażliwość jest cały czas ocieniona pewnym tabu, związanym z przedstawianiem seksualności bardzo młodych osób. Z czasem jej zamiłowanie do figuratywności w opisywaniu psychicznego napięcia słabnie. Okres jej twórczości obejmujący prace, które powstają przed połową lat 50., można bez wahania sklasyfikować jako sztandarowy przykład malarstwa surrealistycznego. Kariera Tanning trwa jednak ponad sześć dekad, a artystka raz za razem dojrzewa do swoich kolejnych wcieleń. Koło roku 1955 moje malarstwo dosłownie się rozszczepiło. Można powiedzieć, że rozbiłam zwierciadło – pisze. Ten przełom jest zapewne związany z przeprowadzką Dorothei i Maxa Ernsta do Paryża, gdzie oboje nasiąkają abstrakcyjnym ekspresjonizmem.

 Wystawa (Fot. materiały prasowe Tate Modern)

Wyrozumiała diagnoza

Dorothea Tanning w 1944 roku (Fot. materiały prasowe Tate Modern)

Ernst umiera w 1976 roku. Dorothea jest wówczas w fazie wielkiej produktywności, bo zdążyła przyswoić kolejne medium – szycie. Okazuje się w tym tak doskonała, że jej rówieśniczka Louise Bourgeois po obejrzeniu ekspozycji miękkich rzeźb Tanning sama wraca do tej techniki. Figury ze skrawków tweedu wypchane jak poduszki i przytulone do fragmentów mebli przypominają trochę rzeźby Henry’ego Moore’a, ale w bardziej intymnym wydaniu. Ten zwrot w jej praktyce nie oznacza jednak zerwania z późnym surrealizmem i z jego nieoceniającą, wyrozumiałą diagnozą ludzkiej seksualności. Po jej nowym języku artystycznym kołacze się to samo co wcześniej. Przeczucie, że każdego czeka doświadczenie pożądania, które zmienia życie, niszczy ludzi, daje ostateczną przyjemność, a potem znika za jednymi z nieskończonych, do połowy uchylonych drzwi.

Kaja Kusztra
Proszę czekać..
Zamknij