Znaleziono 0 artykułów
21.01.2021

Historia jednego zdjęcia: Izabella Miko z obsadą „Wygranych marzeń” w 2000 roku

21.01.2021
Tyra Banks, Bridget Moynahan, Izabella Miko, Maria Bello, Piper Perabo (Fot. Fot. KMazur/WireImage/Getty Images)

Pierwszy wygrany casting w Hollywood zagwarantował polskiej aktorce rolę w jednym z kultowych filmów przełomu mileniów. Zmiażdżona przez krytyków historia nowojorskich barmanek zarobiła ponad 100 mln dolarów. Niedługo po 21. rocznicy premiery Izabella Miko świętuje 41. urodziny.

Na nowojorskiej premierze „Wygranych marzeń” („Coyote Ugly”) 31 lipca 2000 r. Izabella Miko, niespełna 20-letnia Polka, pozuje z supermodelką Tyrą Banks, Bridget Moynahan (grała wtedy w „Seksie w wielkim mieście”), Marią Bello (po „Ostrym dyżurze”) i Piper Perabo (później m.in. „Kamuflaż”). Bello i Moynahan wybrały głębokie dekolty jak bohaterki filmu, Banks białą koszulę, Perabo romantyczną sukienkę (może dlatego, że grana przez nią Violet była najsłodszą z ekipy), a Iza błyszczącą suknię. Całość jej stylizacji – loczki, czerwona szminka, ciężka biżuteria – świadczyła o tym, że chce cieszyć się sukcesem w Hollywood.

Do Los Angeles przyjechała niedługo wcześniej. Uczyła się w prestiżowej szkole The Lee Strasberg Theatre Institute. Wygrała marzenia, biorąc udział w filmie o nowojorskich barmankach. Jeszcze trzy lata wcześniej zastanawiała się, co ma zrobić z życiem. W 1997 r., gdy miała 16 lat, w wyniku kontuzji musiała zakończyć karierę baletową. Urodzona w Łodzi 21 stycznia 1981 r., tańczyła od dzieciństwa. Wyjechała do Stanów po jednej rólce w polskim filmie telewizyjnym. Po „Wygranych marzeniach”, gdzie gra roztańczoną Cammie, wystąpiła w teledyskach Billy’ego Idola i The Killers „Mr. Brightside” (2005), sequelach „W rytmie hip-hopu” i „Step Up”. W większości projektów wykorzystywała talent taneczny. Teraz dzieli czas między epizody w amerykańskich serialach, ostatnio „Agentach NCIS: Los Angeles”, a polskie komedie, np. „Futro z misia” z 2019 r. Prowadzi też firmę EkoMiko z ekologicznymi świeczkami i motywujący profil na Instagramie, gdzie w krótkich filmikach dowodzi, że ma poczucie humoru.

Błyskotliwy dowcip był jedną z cech, które zapewniały dziewczynom wstęp do Coyote Ugly Saloon. Film powstał na podstawie tekstu Elizabeth Gilbert („Jedz, módl się, kochaj”) „The Muse of the Coyote Ugly Saloon” z „GQ”, w którym przywoływała doświadczenia z pracy w nowojorskim barze. „Pewnie, gdyby ktoś poprosił mnie o martini, nalałabym mu shota Jacka Danielsa i odparła: Tak tu robimy martini, koleś. A gdyby za barem stała Lil, nie podano by ci nawet wody” – pisała Gilbert. Pierwszy bar Coyote Ugly (dziś franczyza liczy ponad 20 miejsc na całym świecie, w tym w Kijowie i Koblencji) założyła w 1993 r. Lil Lovell. Znudzona stażem na Wall Street, postanowiła zbić fortunę na skąpo ubranych dziewczynach, które zamiast grzecznie obsługiwać podpitych podrywaczy, przejmowały inicjatywę. Kilku trików Lovell (w filmie gra ją Bello) nauczyła się w barze Village Idiot, gdzie jego właściciel Tom wywiesił plakietkę: „Zatrudnię bezwstydne dziwki. Doświadczenie niepotrzebne”. Lil zmodyfikowała pomysł dawnego szefa – w Coyote Ugly nie rządził szowinizm, a „anarchistyczny matriarchat”, jak mówi właścicielka, której majątek jest teraz wyceniany na 100 mln dolarów. Skąd dziwna nazwa? – Bo Cheers już było zajęte – wyjaśnia w filmie Lovell, a Gilbert dodaje, że chodziło o czucie się jak uciekający kojot. W tym przypadku uciekający po seksie na jedną noc. Gdy po przebudzeniu następnego ranka osoba leżąca obok nas okazuje się rozczarowująca, trzeba prędko czmychnąć.

„Rób drinki, i to szybko – to była zasada numer jeden. Dwa: ubieraj się seksownie” – pisze Gilbert. W połowie lat 90. hipsterzy z Lower East Side uwielbiali spelunkę, w której seksowne dziewczyny tańczyły na barze, piły whisky z gwinta i połykały ogień.

Gdy owiany legendą bar miał doczekać się unieśmiertelnienia na ekranie, o główną rolę Violet – niewinnej dziewczyny, która marzy o karierze w muzyce, a przypadkiem trafia do Coyote Ugly – walczyły Jessica Simpson, January Jones i Jewel. Ostatecznie trafiła do Piper Perabo. Scenariusz napisała Gina Wendkos („Pamiętniki księżniczki”), a podkręcić miał Kevin Smith („Clerks – sprzedawcy”), ale jego wersję uznano za zbyt odważną. I tak dużo w filmie golizny, seksu i sprośnych żartów. „Wygrane marzenia”, które weszły do kin w 2000 r., nie spodobały się krytykom. Dziś na imdb.com ocena filmu jest niższa niż 6/10, a na Rotten Tomatoes przyznano mu 23 proc. Nie zaszkodziło to wcale statusowi filmu – zarobił 100 mln dolarów, a dziś jest uważany za jeden z tych, które najlepiej oddają atmosferę przełomu wieków. Piosenka „Can’t Fight The Moonlight” LeAnn Rimes ze ścieżki dźwiękowej była numerem jeden także w Polsce (singiel sprzedał się w 2 mln egzemplarzy).

Kilka miesięcy temu Tyra Banks potwierdziła, że powstanie reboot albo sequel „Wygranych marzeń”. Wspominała też casting do oryginalnej produkcji: – Zapytano mnie, jaką wybieram piosenkę. Zdecydowałam się na „Kiss” Prince’a i nacisnęłam play. Wszyscy patrzyli, jak tańczę. Zmęczona, dotrwałam do końca utworu. Potem powiedzieli mi, że już dawno dostałam rolę, ale świetnie się bawili, więc nie chcieli, żebym przerywała.

W 2000 r. symbolami seksu były Britney Spears, Paris Hilton i Lindsay Lohan. Dziewczyny, które niemal roznegliżowane, w obcisłych strojach, zmysłowo poruszały biodrami. Rozpalały męską wyobraźnię, ale przy okazji przejmowały inicjatywę, dyktowały, jak chcą być postrzegane, ich ciało należało do nich. I zarabiały na tym godziwe pieniądze. Zgodnie z zasadami Coyote Ugly Saloon.

Anna Konieczyńska
Proszę czekać..
Zamknij