Znaleziono 0 artykułów
28.03.2019

Mamy wybór

28.03.2019
 Alexandria Ocasio-Cortez, luty 2019 (Alex Wong / Staff / Getty Images)

W 1992 roku ONZ stworzył ramową konwencję w sprawie ocieplenia klimatu, uznając je za naukowy fakt. Od tego czasu – spalając paliwa kopalne – wypuściliśmy do atmosfery więcej dwutlenku węgla niż od początków cywilizacji do roku 1992. To nie rewolucja przemysłowa, to my i nasi rodzice zwiększyliśmy zagrożenie dla Ziemi.

Pod koniec lutego Alexandria Ocasio-Cortez – 29-letnia, najmłodsza kongresmenka w Stanach Zjednoczonych – włączyła transmisję na żywo na Instagramie i gotując wegetariańskie chili, powiedziała, że nasza planeta zmierza ku katastrofie, a naukowcy zgadzają się, że życie naszych dzieci będzie niezwykle trudne. Przerwała krojenie słodkich ziemniaków i spojrzała prosto w kamerę: To prowadzi młodych ludzi do uzasadnionego pytania: czy nadal jest OK mieć dzieci?

Robotnicy transportują węgiel zasilający elektrownię,  Romeoville, Illinois (Scott Olson / Staff /Getty Images)

Od razu posypały się gromy. Nie pierwszy raz w jej krótkiej karierze. Prezenterzy Fox News stwierdzili, że idee kongresmenki są faszystowskie, a ona sama żąda cywilizacyjnego samobójstwa. Może powinna przenieść się do Chin – jeśli jej pomysły nie są wynikiem załamania nerwowego. Tiana Lowe, publicystka „Washington Examiner”, zasugerowała, że Ocasio-Cortez jest kretynką, która wierzy w to, że za dwanaście lat skończy się świat, i poprosiła ją, żeby rzeczywiście zrezygnowała z posiadania dzieci – bo IQ jest dziedziczne. Ale nie tylko prawica krytykowała kongresmenkę. Ocasio-Cortez włożyła kij w mrowisko, poruszając temat, na który wielu polityków woli się nie wypowiadać. W liberalnym „Guardianie” – który sam nagłaśnia problem globalnego ocieplenia – Matthew Taylor pisał, że Ocasio-Cortez wkracza na kontrowersyjny obszar i że nie należy odpowiedzialności za globalne ocieplenie przerzucać na obywateli. Po pierwsze, to pozwala prawdziwym winowajcom – firmom wydobywającym i spalającym paliwa kopalne, a także biernym w tej sytuacji rządom – na kontynuowanie wydobywania, spalania i polityki niereagowania. Choć naukowcy zgadzają się, że najlepszym sposobem na walkę z globalnym ociepleniem jest urodzenie jednego dziecka mniej (to lepsze niż rezygnacja z samochodu, zaprzestania latania samolotami czy przejście na wegetarianizm), to prowadzi to do pytania: kto powinien mieć mniej dzieci? Według przytaczanych przez Taylora danych przeciętny Amerykanin produkuje 40 razy więcej gazów cieplarnianych od przeciętnego Banglijczyka. Trzeba być niezwykle ostrożnym, gdy zadaje się takie pytania – bo sytuacji klimatycznej nie zmieni fakt, że ludzie będą mieli mniej dzieci, tylko legislacja, która naprawdę zakończy emisję gazów cieplarnianych.

Tyle że Ocasio-Cortez wcale nie myśli, że powstrzymanie się od rodzenia dzieci uratuje klimat. Doskonale zdaje sobie sprawę, jak ważne jest odpowiednie prawo. To ona promuje Zielony Nowy Ład, program, który m.in. proponuje, by w 10 lat przekształcić gospodarkę USA, tak by w całości opierała się na energii, która nie emituje gazów cieplarnianych. Pytanie kongresmenki jest tak naprawdę pytaniem egzystencjalnym. Odsłania lęki przyszłych rodziców – nie tyle niepewność jutra, ile niepewność, czy jutro w ogóle będzie. Zmusza do myślenia o etyce i moralności. Bo, jak dodała: Co my wyrabiamy? Nawet jeśli nie masz potomstwa, to przecież na tym świecie jest tyle dzieci! My wszyscy mamy moralne zobowiązania wobec nich – zostawić świat lepszym, niż zastaliśmy.

„The Uninhabitable Earth: Life After Warming” (Fot. Materiały prasowe)
15 marrzec 2019, Londyn ( Fot. Richard Baker / Contributor)

Jest gorzej, znacznie gorzej, niż myślisz. Od tych słów zaczyna się książka „The uninhabitable Earth. Life after Warming” Davida Wallace’a-Westa, redaktora w „New York Magazine”. Na dwustu stronach opisuje, jak ocieplająca się temperatura wpłynie na życie na Ziemi – zależnie od tego, czy będą to 2, 3, 4 stopnie czy 8 stopni. Wallace-West nie musi straszyć wizją powodzi, śmiertelnych fal upałów, potężniejszych huraganów, większych susz i pożarów czy podnoszących się morskich wód. To już się dzieje – doświadczyliśmy tego latem 2018 roku. Globalne ocieplenie przestało być mitem rozgrywającym się gdzieś daleko, w Arktyce. Wallace-West podkreśla, że walka toczy się nie o to, żeby katastrofa się nie wydarzyła, tylko o to, żeby jej skutki były jak najmniej drastyczne. Ale najbardziej przerażające w jego książce jest jedno zdanie: Dokonaliśmy większych szkód, mając ich świadomość, niż kiedy żyliśmy w ignorancji. W 1992 roku ONZ stworzył ramową konwencję w sprawie ocieplenia klimatu – uznając je za naukowy fakt. Od tego czasu – spalając paliwa kopalne – wypuściliśmy do atmosfery więcej dwutlenku węgla niż od początków cywilizacji do roku 1992. To nie rewolucja przemysłowa, to my i nasi rodzice zwiększyliśmy zagrożenie dla Ziemi. 85 procent dwutlenku węgla, który dzisiaj znajduje się w atmosferze, zostało wypuszczone po II wojnie światowej. W ciągu życia jednego pokolenia doprowadziliśmy do zmian, które – jeśli nadal będziemy powstrzymywać się od działania – za 80 lat doprowadzą do wzrostu temperatury o 4 stopnie. A potem nastąpi stulecie piekła – jak pisze Wallace-West. Mamy życie również jednego pokolenia, żeby temu zapobiec. I jest to nasze pokolenie.

Najlepiej zdają sobie z tego sprawę młodzi. W ostatni piątek, 15 marca, na całym świecie odbyły się strajki uczniów przeciwko bierności rządów w obliczu zmian klimatycznych. Dzieci maszerowały od Waszyngtonu, Kampali i Mexico City, przez Paryż, Warszawę, New Delhi, Katmandu, po Manilę i Sydney. Ponad milion uczniów w ponad stu krajach. Zainspirowała ich piętnastoletnia Greta Thunberg ze Szwecji, która 20 sierpnia 2018 roku zamiast w szkolnej ławce usiadła przed szwedzkim parlamentem z transparentem „Szkolny strajk dla klimatu”. Od kiedy w wieku ośmiu lat zobaczyła zdjęcia topniejących arktycznych lodów, dziewczyna sama uczyła się o klimatycznych zmianach (matkę – śpiewaczkę operową – namówiła na zrezygnowanie z latania samolotami, ojca – aktora – na przejście na wegetarianizm). Ale kiedy latem zeszłego roku przez całą Europę przeszła fala upałów –Thunberg stwierdziła, że musi działać. Skoro nie miała prawa głosu, został jej strajk. Przed parlamentem siedziała codziennie aż do wrześniowych wyborów. Później na ulicę wychodziła tylko w piątki. 15 marca dołączyły do niej miliony. – Chodzi o naszą przyszłość – mówi Thunberg, która właśnie została nominowana do Pokojowej Nagrody Nobla. Dziewczyna przemawiała i podczas COP24, i w Davos: Nie chcę, żebyście byli pełni nadziei. Chcę, żebyście panikowali. Chcę, żebyście czuli strach, który ja czuję każdego dnia. I chcę, żebyście zaczęli działać. Działać tak, jakby płonął wasz dom. Bo on płonie.

24 marca 2019, Nowy Jork (Fot. Pacific Press / Contributor / Getty Images)

W sporządzonym pod koniec zeszłego roku (na zamówienie 195 państw) raporcie IPCC o stanie klimatu 91 naukowców stwierdziło, że mamy tylko 12 lat na wprowadzenie zmian, które utrzymają poziom globalnego ocieplenia do 2100 roku na poziomie 1,5 stopnia. Jeśli nie uda nam się to do 2030 roku, nie będziemy mogli naprawić błędu. Mamy jedną szasnę. I już nie 12, a 11 lat. Potem temperatura w skali świata wzrośnie minimum o 2 stopnie. Wydaje się, że 0,5 stopnia to niewiele, ale tyle wystarczy, by poziom wód podniósł się o dodatkowe 10 centymetrów. Zagrożone są państwa-wyspy, ale także miasta Japonii, Brazylii, Holandii, Egiptu, Chin i Stanów Zjednoczonych. Miliony ludzi będą szukały nowego miejsca do życia. Bank Światowy ich liczbę szacuje na 140 milionów już w 2050 roku. ONZ uważa, że będzie ich aż 200 milionów.

Naukowcy mówią, że przy wzroście temperatury o 2 stopnie stracimy o połowę więcej ryb niż przy wzroście o 1,5 stopnia. A na lądzie? Coraz częstsze będą susze, coraz więcej będzie huraganów, tajfunów i pożarów. Coraz mniej obszarów świata będzie się nadawało do życia. Coraz więcej będzie miejsc pustynnych, w których nie da się nic zasiać. I wcale nie dotyczy to odległych terenów, gdzieś pod zwrotnikiem. Szacunki pokazują, ze 90 procent województwa łódzkiego może zmienić się w pustynię. Oprócz Błędowskiej będziemy mieć pustynię Łódzką – tyle że prawdziwą: z upałem i fatamorganami.

Próbuję sobie wyobrazić, co te fakty znaczą dla nas. Od 140 do 200 milionów klimatycznych uchodźców, którzy muszą zmieścić się na coraz mniejszym obszarze Ziemi nadającym się do mieszkania. Świat pełen podziałów – na tych, którzy mieli szczęście urodzić się w chłodniejszym klimacie, i tych, którzy muszą szukać nowego domu. Do tego politycy zręcznie manipulujący frustracją. Podzielimy się z uchodźcami miejscem? Czy zbudujemy obozy, mury i zasieki? A przecież więcej ludzi na mniejszym obszarze to niejedyny problem. Będzie więcej huraganów, pożarów i powodzi. Łatwiej będzie stracić dom, trudniej go ubezpieczyć. Próbuję sobie wyobrazić miasta za czterdzieści lat – zatłoczone, przepocone, upalne, z zatrutym powietrzem. Klimatyzatory nie wystarczą, żeby złagodzić napięcie. Tym bardziej że energia będzie droższa – kogo więc będzie stać na chłodzenie? Droższe też będzie jedzenie, skoro będzie mniej uprawnej ziemi. Wystarczy byle iskra.

Czy chcę, żeby moje dziecko żyło w takim świecie?
W Stanach powstają grupy, jak Conceivable Future, które głośno mówią, jak bierna wobec zmian klimatycznych polityka wpływa na tak intymne decyzje, jak rodzicielstwo. I żądają, aby USA przestały dofinansowywać paliwa kopalne. Na Facebooku zawiązała się grupa BirthStrike, której uczestnicy deklarują, że wobec powagi kryzysu ekologicznego i braku działań ze strony rządów rezygnują z posiadania dzieci. Takie deklaracje na razie są mniejszością, ale według ankiety przeprowadzonej przez Business Insider 38 procent Amerykanów między 18. a 29. rokiem życia wierzy w to, że kiedy para decyduje się na dziecko, musi wziąć pod uwagę negatywne skutki globalnego ocieplenia. Tak samo uważa 34 procent Amerykanów między 30. a 44. rokiem życia. 

Nie mam dzieci. Ale jeśli będę podejmować decyzję o zajściu w ciążę, najważniejszymi czynnikami nie będą ani finanse, ani kariera, ani późne w moim przypadku macierzyństwo. Najważniejsze będzie pytanie: jaki będzie świat, w którym będzie musiało żyć moje dziecko? I czy mogę coś zrobić, żeby ten świat nie był gotowym scenariuszem katastrofy?

Warto, żebyśmy wszyscy postawili sobie to pytanie. I posłuchali Grety Thunberg, która w Davos mówiła: Wszystkie polityczne ruchy w swojej obecnej formie zawiodły. Zawiodły również media – w kwestii kreowania świadomości problemu. Ale homo sapiens jeszcze nie zawiódł. Tak, ponosimy porażkę, ale ciągle mamy czas, żeby wszystko odmienić. Ciągle jeszcze wszystko zależy od nas.

Katarzyna Boni
Proszę czekać..
Zamknij