Znaleziono 0 artykułów
15.11.2022

Podejrzana szóstka, zdrowo upojona skóra i kolorowe słonie w Paryżu

15.11.2022
House of Drunk w Paryżu / (Fot. Materiały prasowe)

Jest dumną matką „rodziny upojonych słoni”, którą wprowadziła na urodowy rynek 10 lat temu. Z tej okazji Tiffany Masterson swoją kosmetyczną it-brand Drunk Elephant zajęła zupełnie nową przestrzeń, tworząc immersyjny pop-up store w Paryżu. Spotykamy się w House of Drunk, by poznać nowy produkt marki i zgłębić koncepcję odżywczych drinków dla skóry – alternatywę dla layeringu – z których wyeliminowana została „podejrzana szóstka”.

Nie miała wykształcenia chemicznego, ale czuła, że to, jak radzi sobie ze składnikami w kuchni, tworząc posiłki, którymi karmi ciało, na poziomie koncepcyjnym nie może być dużo trudniejsze od stworzenia koktajlu, który „nakarmiłby skórę”. Tyle podpowiadała intuicja, pomógł dwuletni research, ogromna pasja, a wszystko podgrzewała determinacja, by znaleźć produkty do pielęgnacji, które nie podrażniają, nie uwrażliwiają i nie wywołują stanów zapalnych w jej delikatnej skórze. Dziś Tiffany Masterson stoi na czele jednej z lepiej rozpoznawanych it-brands kosmetycznych na świecie – Drunk Elephant. Z dumą zaprasza nas do Paryża na otwarcie immersyjnego pop-up store’u House of Drunk, który jest – ni mniej, ni więcej – a podróżą do świata, o którym zaczęła marzyć 10 lat temu.

Historia Masterson to dowód na to, że by osiągnąć sukces, czasem wystarczy wiedzieć, czego się w życiu nie chce. To właśnie na filozofii eliminacji zbudowana jest marka Drunk Elephant. Czego w niej nie ma? Składników, które założycielka dekadę temu skategoryzowała jako „podejrzaną szóstkę” („Suspicious 6”): olejków eterycznych, silikonów, chemicznych filtrów przeciwsłonecznych, SLS-ów, substancji zapachowych i barwników oraz wysuszających alkoholi. Z dzisiejszej perspektywy urodowego rynku, który determinuje trend clean beauty, może wydawać się to oczywiste, jednak o tym, jak trudne było znalezienie produktu spełniającego te wymogi w erze zachwytu nad możliwościami chemicznych formulacji prawie dwie dekady temu, świadczy to, że jedynym kosmetykiem, jaki udało się wtedy znaleźć Masterson, była kostka do mycia twarzy, którą sprzedawała, jeszcze zanim wpadła na pomysł stworzenia własnej marki pod logo słonia. – Korzystając z okazji, zadawałam ludziom pytania, jakich kosmetyków używają. Wiedziałam, czym oczyszczają twarz, by wyciszyć skórę, ale chciałam wiedzieć, jakie potem nakładają na nią sera i kremy. Z przeprowadzonych przeze mnie badań jasno wynikało, że składniki zawarte w kosmetykach dzielą się na dwie grupy. Pierwszą były te, które na nią rzeczywiście działają, jak witamina C albo ceramidy. Drugą, składniki formuły, które sprawiały, że kosmetyki ładnie pachną, mają przyjemną konsystencję i ładny kolor – mówi Masterson. To właśnie tych drugich postanowiła się pozbyć, stawiając potrzeby skóry na pierwszym miejscu. – Nie było to wcale proste, pamiętam, że zadzwoniłam do poleconych mi ludzi w Los Angeles, którzy powiedzieli, że nie zrobią takich kosmetyków, o jakich myślę (wszystkie składniki miałam spisane na kartce, ale bez odpowiednich proporcji, w końcu nie jestem chemiczką). Dali mi numer do kogoś innego, ale usłyszałam to samo: nie. W końcu trafiłam na Susan, która miała swoją mikrofirmę, laboratorium i odpowiednie wykształcenie kierunkowe. Była mocno zaintrygowana brakiem silikonów i olejków eterycznych w opracowanych przeze mnie formułach. Co chwila dopytywała z niedowierzaniem: »Jesteś tego pewna?«, a gdy poprosiłam ją o stworzenie pierwszych sześciu kosmetyków, które chciałam wypuścić do sprzedaży, choć była bardzo sceptycznie nastawiona, przyznała, że zapowiada się naprawdę ciekawie. Do samego końca nie mogła uwierzyć, że nie jestem chemiczką! – wspomina Masterson. I dodaje – Gdy doszłyśmy do ostatniego etapu tworzenia formuły, powiedziałam: Zróbmy coś niestandardowego, pomieszajmy wszystko i po prostu zobaczmy, jak to pachnie, jaką ma konsystencję i co udało się nam otrzymać. Tak powstały kosmetyki Drunk Elephant, które Tiffany początkowo sprzedawała przez Internet. Wiedziała jednak, że chce trafić do jak najszerszej liczby odbiorców, dlatego od samego początku jej marzeniem była półka w perfumerii Sephora. Z przedstawicielami marki spotkała się w 2015 r. na słynnych targach kosmetycznych Cosmoprof w Bolonii. Byli jak wszyscy na zawodowej drodze Masterson – bardzo sceptyczni. Wzięli jednak kosmetyki do testów i oddzwonili do niej już po kilkunastu dniach.

House of Drunk w Paryżu / (Fot. Materiały prasowe)
House of Drunk w Paryżu / (Fot. Materiały prasowe)

Tiffany Masterson: Wszystkim nam przyda się drunk break

Moja filozofia jest prosta – mówi Masterson – Skóra to skóra. Każda działa tak samo, jeśli jej na to pozwolimy. Ma na myśli zachodzące w niej procesy regeneracyjne, dlatego w powstałej w 2012 r. marce, której nazwę nadała po mitologicznej historii o słoniach upijających się sfermentowanymi owocami z drzewa marula, do których doprowadził ją zachwyt nad olejkiem z nich pozyskiwany skupia się przede wszystkim na wyprowadzaniu skóry z trybu reaktywnego. Drunk break, która miała być chwilową przerwą od agresywnych składników, dziś jest konceptem, na którym opiera się marka, idąc w „upojnej” nomenklaturze dalej i zapraszając skórę na odżywczy koktajl, który z kosmetykami Drunk Elephant można zrobić samemu – mieszając je ze sobą do woli niczym w kuchennym blenderze i nakładając tak powstałą pielęgnację bezpośrednio na skórę.

House of Drunk w Paryżu / (Fot. Materiały prasowe)
House of Drunk w Paryżu / (Fot. Materiały prasowe)

Właśnie tego m.in. spróbowaliśmy w House of Drunk, mieszczącym się w Pavillon Rive Gauche przy 6 Rue Frédéric Sauton w piątej dzielnicy Paryża. Immersyjny pop-up store wyglądał, jakby powstał w metawersie – królowały w nim neonowe kolory znane z zakrętek kosmetyków, futurystyczny design, nowe technologie (np. panele dotykowe, które pomagają w personalizacji pielęgnacji i podpowiadają za pomocą jakich konkretnych produktów można uzyskać „smoothie” najlepiej dopasowane do potrzeb naszej skóry) i strefy kreatywne (z których można np. wysłać pocztówkę). Na miejscu można dotknąć wszystkich produktów Drunk Elephant (jest ich dzisiaj kilkanaście i obejmują nie tylko kategorię pielęgnacji twarzy, lecz także ciała i włosów), ale nas i tak najbardziej interesuje „najmłodszy w rodzinie”. Z obchodzonym przez Masterson 10-leciem działalności zbiega się premiera nowego produktu w portfolio marki: kremu pod oczy o właściwościach odżywiających i ujędrniających Ceramighty™ AF Eye Balm. W jego centrum Tiffany umieściła swoje ulubione ceramidy (choć przyznaje, że jej numerem jeden wśród składników aktywnych będzie zawsze retinol – dlatego jest tak bardzo dumna z połączenia go ze swoją „bazą”, olejkiem marula w produkcie A-Gloei), witaminę F i olejki roślinne z kwasami omega. W formule znalazł się też wyciszający wyciąg z owsa, który przynosi ulgę zmęczonemu spojrzeniu. Kosmetyk jest niezwykle sensoryczny, po jego nałożeniu mamy wrażenie, jakbyśmy przyłożyli do oczu najlżejszą i najbardziej miękką poduszkę obleczoną w poszewkę z przyjemnego w dotyku, chłodnego jedwabiu. To intensywny dzień, po którym czeka nas jeszcze intensywna noc, bo team Drunk’a przygotował party w kolorach fluo, ale oczy mamy już totalnie zrelaksowane.

Gdy mamy okazję porozmawiać z Tiffany na osobności, pytamy o to, co dziś z automatu przychodzi na myśl – czy, gdyby tworzyła swoją markę dzisiaj, w 2022 r., do swojej „podejrzanej szóstki” dodałaby jeszcze jakieś składniki? – Nikt jeszcze nigdy mnie o to nie zapytał, ale gdybym miała odpowiedzieć bez zastanowienia, powiedziałabym, że siódmym „podejrzanym” składnikiem byłaby glinka. Ale nie ta oczyszczająca, którą znamy z maseczek czy peelingów, które zmywamy z twarzy, ale jako składnik w produktach, które na niej zostają. Dlaczego? Chodzi o płaszcz kwasowy, który pokrywa wierzchnią warstwę naskórka u wszystkich, niezależnie od typu cery. Naszym głównym zadaniem powinna być jego ochrona – to wspaniały, ochronny twór skóry, który broni ją przed bakteriami, wirusami i zanieczyszczeniami. Mam poczucie, że glinka absorbuje nie tylko nadmiar sebum, lecz także wszystkie pożyteczne składniki. Dlatego w moich kosmetykach będę jej za wszelką cenę unikać. Kolejnymi „zakazanymi” składnikami mogłyby być ciężkie woski i ciężkie oleje, które zamiast wchłaniać się pozostają na skórze, ze względu na zbyt dużą budowę cząsteczkową. To świetne składniki do pielęgnacji ciała (np. olej kokosowy), ale niekoniecznie dla twarzy. Nasze wszystkie kosmetyki są biokompatybilne ze skórą i biodostępne [wchłanialne – przyp. red.], z wyjątkiem produktu Umbra, który zawiera cynk pozostający na powierzchni skóry – odpowiada Masterson, udowadniając, że niezamierzoną i bardzo cenną cechą jej marki jest też transparentność.

House of Drunk w Paryżu / (Fot. Materiały prasowe)
House of Drunk w Paryżu / (Fot. Materiały prasowe)

 

Agnieszka Zygmunt
Proszę czekać..
Zamknij