Znaleziono 0 artykułów
13.02.2019

Sonia Szóstak: Kobiety lepiej znają kobiety

13.02.2019
Breathe (Fot. Sonia Szóstak)

Przed otwarciem wystawy „Fortune Teller Told Me” w warszawskiej Leica 6x7 Gallery z polską fotografką pracującą w Paryżu rozmawiamy o wspólnym projekcie z Małgosią Belą, marzeniach o filmie i female gaze.

Sonia Szóstak (rocznik 1990) szturmem wkroczyła w świat mody, jeszcze zanim skończyła studia fotograficzne w łódzkiej filmówce. Malarskie portrety młodych dziewczyn w klimacie przywodzącym na myśl filmy, takie jak „Przekleństwa niewinności” czy „Piknik pod wiszącą skałą”, pokazała w mediolańskiej galerii Carli Sozzani. Włoski „Vogue” nazwał ją wtedy nieoszlifowanym diamentem. Mniej więcej w tym samym czasie Sonia zaczęła współpracę z magazynami modowymi. W jej obiektywie zdjęcia modelki na plaży zmieniały się w nastrojowe kompozycje, łączące modę z portretem i spektakularnym krajobrazem. Sonia szybko zamieszkała w Paryżu. Zaczęła pracować dla takich tytułów, jak włoski, portugalski, ukraiński i polski „Vogue”, „Rolling Stone” czy „Numéro”. Tam rozwinęła swój charakterystyczny styl. Jej fotografie działały jak kadry filmu opowiadające nostalgiczną historię. Zresztą Szóstak, absolwentka szkoły filmowej, nie kryje swojej fascynacji kinem. – Czuję, że pewnego dnia medium fotografii mi nie wystarczy i zacznę ruszać obrazem. Mam ogromny niedosyt. W zdjęciach często brakuje mi kontynuacji, bo trudno zbudować historię w ograniczonej liczby obrazków. A film ma zdecydowanie bardziej złożoną strukturę i daje nieograniczone możliwości. Czekam na swój moment, wciąż brak mi odwagi, ale notatnik z pomysłami na scenariusz wciąż się zapełnia. Lubię mieć temat, wokół którego buduję narracje – opowiada Szóstak.

Małgosia (Fot. Sonia Szóstak)

Ten model pracy wykorzystuje też przy robieniu zdjęć, choć paradoksalnie jej punktem wyjścia rzadko bywa moda. – To casting jest kluczowym elementem sesji zdjęciowych. Kiedyś wydawało mi się, że piękna bohaterka to klucz do stworzenia świetnej fotografii, dziś wiem, że tak nie jest. Bo gdy minie pierwszy zachwyt urodą, zaczynamy szukać fascynacji głębiej. Czegoś, co nas zaintryguje, sprawi, że będziemy chcieli poznać tę osobę lepiej – mówi Sonia. – Lewis Hine, znany amerykański dokumentalista, powiedział kiedyś, że gdyby potrafił opowiadać historię słowami, nie musiałby dźwigać ze sobą aparatu fotograficznego. Myślę, że dokładnie tak jest w przypadku moich zdjęć. Niezależnie od tego, co na tej fotografii się znajduje, staram się zawsze przemycić swój indywidualny sposób postrzegania danej osoby oraz znaleźć balans między tym, jaka ona jest naprawdę, a tym, jak ja ją interpretuję – dodaje.

Grand Bleu (Fot. Sonia Szóstak)

Jednym z ciekwszych spotkań Soni były zdjęcia z Aymeline Valade – To dojrzała modelka, która ma świadomość ciała. W dodatku w przeszłości ćwiczyła balet, więc kiedy zaproponowaliśmy, że na sesji pojawi się reżyser ruchu, zaprotestowała. Powiedziała, że woli pracować sama, bez ograniczeń. Rzeczywiście była świetna. Po prostu tańczyła, stwarzając dla mnie wiele ciekawych sytuacji. Dała mi różnorodność, z której mogłam wybierać. A przecież taniec, który ma być ulotny i nastrojowy, jest dla fotografii bardzo trudny, bo zdjęcie może tylko zamrozić ruch. Ona to doskonale rozumiała – mówi Szóstak.

Małgosia (Fot. Sonia Szóstak)

Sonię w fotografii interesują wyłącznie kobiety. Gdy pytam dlaczego, ma już gotową odpowiedź. – Fotografie kobiet fotografujących inne kobiety od zawsze budziły we mnie emocje. Annie Leibovitz portretująca swoją partnerkę Susan Sontag, Sally Mann swoje córki czy Ellen von Unwerth swoje modelki. Kobiety lepiej znają kobiety i potrafią stworzyć między sobą pewną intymną relację – tłumaczy.

Sama też identyfikuje się z nurtem female gaze, choć w swoim działaniu ogranicza się wyłącznie do pracy z modelkami i nie robi autoportretów, bo jak twierdzi, woli stać po drugiej stronie aparatu, mieć nad nim kontrolę. Jej nowy projekt, stworzony z myślą o wystawie w warszawskiej Leica 6x7 Gallery, powstał we współpracy z jedną z największych polskich modelek, aktorką, a dla wielu kobiet ponadczasową ikoną kobiecości, Małgosią Belą.
Ona współtworzyła historię fotografii mody, na której wyrosłam. Praca z nią jest marzeniem każdego fotografa. Do dziś pamiętam okładkę włoskiego „Vogue’a” fotografowaną przez Stevena Meisela z 1999 roku, gdzie Małgosia unosi się na wodzie w surrealistycznej pozie, jakby na granicy realności. To było coś nowego, innego, fascynującego. Świat, do którego chcemy mieć dostęp. Gdy okazało się, że stanie przed moim obiektywem, długo zastanawiałam się, co chciałabym zrobić. Zapisałam zeszyt dziesiątkami pomysłów. Ale kiedy Małgosia weszła do studia, zmieniłam plany. Chciałam ją taką, jaka jest. Ma niezwykłą osobowość, piękno i to coś, co przyciąga i onieśmiela. Czułam wtedy, że nie potrzebowałam dodawać nic więcej. Prace obronią się w czystej, surowej formie. 

 

Wystawę „Fortune Teller Told Me” można oglądać od 15 lutego do 16 kwietnia, Leica 6x7 Gallery Warszawa

Basia Czyżewska
Proszę czekać..
Zamknij