Znaleziono 0 artykułów
16.06.2023

Stanisław Bobrowiec Boniecki: Japonia to kosmos

16.06.2023
Ueno Park / Fot. Stanisław Bobrowiec Boniecki

– Nie znam miasta w Europie, które miałoby takie kolory jak Tokio. Jest tam megafilmowo. Wszystko zalane sztucznym światłem, a w nocy – tak jasno, jakby był dzień, od neonów, od reklam, od otwartych non stop knajp – mówi fotograf Stanisław Bobrowiec Boniecki. Opowiada o swojej fascynacji Japonią, powrotach do niej oraz o tym, jak ważny dla Japończyków jest perfekcjonizm, również w podejściu do jedzenia.

To nie jest mój pierwszy raz w Japonii. Mieszkałem tam przez rok, a potem wielokrotnie wracałem i wracam do dzisiaj. Ten kraj zawsze mnie fascynował. Ale w 2011 moja dziewczyna, a obecnie żona, wyjechała do Tokio do pracy. Pojechałem ją odwiedzić, to miały być tylko dwa tygodnie, ale zostaliśmy rok. Znalazłem agencję, która mnie reprezentowała jako fotografa, i zacząłem pracować. Wtedy poznałem Tokio od zupełnie innej strony i dowiedziałem się, że nie chciałbym w nim mieszkać. Dla osoby z zewnątrz to po prostu bardzo trudne.

Zupełnie czymś innym jest podróżować do i po Japonii, a czymś innym mieszkać tam jako cudzoziemiec. Na początku jest to bardzo fascynujące – wszystko jest nowe, zupełnie inne. Ale z czasem, przynajmniej dla mnie, stało się uciążliwe. Lubię podróżować do miejsc, których nie znam – tam, gdzie nie znam języka, kultury, nie umiem czytać alfabetu. Ale okazało się, że gdy trwa to zbyt długo, gdy dotyka cię to w codziennym życiu, w sprawach urzędowych, zawodowych, jest tego za dużo.

Kamakura / Fot. Stanisław Bobrowiec Boniecki

Na planie wszyscy rozmawiali ze sobą po japońsku, a ze mną po angielsku mało kto. Niestety, w Japonii w sytuacjach zawodowych wciąż można doświadczyć dyskryminacji, chociaż ostatnio to się zmienia. Okazało się też prawdą, że kwestie komunikacji często są związane z tym, że Japończycy mają wpojoną potrzebę perfekcji – mimo że uczą się tego języka w szkole, to, jeśli nie mówią po angielsku perfekcyjnie, jeśli go nie praktykują, nie będą go używać. Dlatego, ostatecznie, mimo wielkiej miłości do Japonii, wróciliśmy. Choć nadal lubię tam jeździć. Ale jako osoba, która tylko odwiedza, wpada na chwilę i wraca.

Tokio to miasto kontrastów

Japonię kocham. Po prostu. Ale to dlatego, że nasza relacja nie jest ciągła, a okazjonalna. Chyba codziennie myślę o tym kraju, z różnych powodów. Jest cały czas ze mną. I jeżdżę tak tam często, jak tylko mogę – w ubiegłym roku udało mi się odwiedzić ją dwukrotnie. Wciąż mnie tam bardzo ciągnie, ale tylko na chwilę, nie na stałe.

Ueno Park / Fot. Stanisław Bobrowiec Boniecki

Co mnie przyciąga? Kultura, jedzenie, inność. To, że jest tam bardzo inaczej, trochę jak w kosmosie. Przyciąga też ład i panujący tam porządek, które po każdej podróży mam ochotę wprowadzać we własne życie. Ale jeżdżę tam też ze względu na to, jak Japonia wygląda – jakie jest tam światło, jakie są kolory.

Nie znam miasta w Europie, które miałoby takie kolory jak Tokio. Ono jest kompletnie odmienne od wszystkiego, co znam stąd. Jest tam megafilmowo. Wszystko zalane sztucznym światłem, a w nocy – tak jasno, jakby był dzień, od neonów, od reklam, od otwartych non stop knajp.

Tokio to miasto niesamowitych kontrastów – futurystyczne wieżowce, a obok dom z XIX wieku czy zabytkowa świątynia. Obudowuje się, odbudowuje, tworzy kolejne warstwy. Jest niezwykle gęste, nie ma w nim właściwie wolnej przestrzeni.

Świeżość i jakość zawsze liczą się w Japonii

Harajuku, Chicken Sashimi / Fot. Stanisław Bobrowiec Boniecki

Jedzenie jest dla Japończyków czymś bardzo ważnym. Ale chyba wszystko jest dla nich ważne. Jeśli coś się tam robi, to na najwyższym poziomie. Dlaczego Tokio ma najwięcej restauracji z gwiazdkami na całym świecie? Wydaje mi się, że właśnie dlatego, że jeśli Japończycy za coś się zabierają, chcą to robić perfekcyjnie. To jedzenie jest też niezwykle różnorodne. Każdy region ma inną kuchnię – wystarczy pojechać godzinę od Tokio, by odkryć, że smaki się zmieniły. Ponadto, rok w Japonii dzieli się na 24 mikrosezony, a to odbija się na jedzeniu, na tym, jak jest podane. Świeżość i jakość – to się liczy w Japonii.

Zawsze chodzę z aparatem. Kiedyś jeden fotograf powiedział mi, że pracuje od 9 do 17. Ja mam aparat przy sobie non stop, codziennie. Gdy robię reportaż, staram się wcześnie zacząć dzień. Jadę w wybraną okolicę i staram się zgubić, nieco zdać na to, co przyniesie los. Czasem wracam w to samo miejsce trzy, cztery dni z rzędu, by ludzie się do mnie przyzwyczaili i przestali reagować na aparat – to może jedyna forma specjalnych zabiegów czy przygotowań do realizacji. Ale tak naprawdę jestem fotografem zawsze.

Gdybym miał jutro lecieć do Japonii… Pewnie poleciałbym już dzisiaj, żeby nie czekać. Pojechałbym do Tokio, a z niego do Kioto, którego dawno nie odwiedziłem. A skoro do Kioto, pewnie wylądowałbym też w Osace.

 

1/20 Shibuya, Mitaka

2/20 Tokyo

3/20 Ueno Park

5/20 Góra Fuji - widok z Park Hyatt Tokyo, Park Hyatt Tokyo

6/20 Kozue Restaurant w Park Hyatt

7/20 Shinyuku

8/20 Naka-Meguro

9/20 Shimokitazawa

10/20 Benkei Fishing Club, Chiyoda

11/20 Chiyoda

13/20 Shibuya

14/20 Shimokitazawa

15/20 Shimokitazawa, Kita

17/20 Shimokitazawa, Park Hyatt Tokyo

19/20 Shinyuku

20/20 Park Hyatt Tokyo

Małgorzata Minta
Proszę czekać..
Zamknij